Ukraina – tanio, fajnie i w ogóle sztos!

No i zostałem sam. Wszyscy wyjechali zażywać wielkiego świata. Ten do wuja Szkota na dwa tygodnie pojechał, tamten na ŚDM, a tamta do Wawy tańczyć na rurze.

Uznałem, że nie mogę być gorszy. Po spakowaniu się i podleczeniu skręconej podczas prób tańca na rurze stopy przychodzi pora na wybór miejsca docelowego. Padło na Ukrainę. Tanio to, niedaleko i bezpiecznie. Ukraina – wspaniała, bywa, że czujesz się jak u siebie. Taki Lwów na przykład…

Wstajemy rano we Lwowie właśnie, szukamy śniadania. Jakieś budy poprzedniego dnia były, więc kierujemy się w tamtą stronę. Strzał w dziesiątkę, świeżutkie Chaczapuri, do tego pół litra kwasu chlebowego na głowę. Na cztery osoby wyszło tyle, co dla jednej w McDonald’s, tylko że tutaj smakowało. Koleżanka wysłana na zwiad celem znalezienia WC przypada do stolika, twierdząc, że w rozchwianej budzie obok podają raki gotowane. Ba, sprawdzimy… Za dwa kilogramy ugotowanych raków wyszło na nasze 24 złote. Oni jednak nie umieją, kopru nie dali…

Wypadałoby coś zwiedzić, więc pakujemy się do samochodu i kierunek na monastyr Poczajów. Obiekt całkiem spory, a przewodnika nie dają. Ale jeszcze na słowiańszczyźnie nie było tak, żeby się nie udało z kimś dogadać. Dać popu kilka hrywien, a ten robi wielkie oczy i oprowadza: “Tu sześciopiętrowy ikonostas”, “Tutaj wchodzić nie wolno, ale i tak wejdziemy”, “O, a tutaj zaraz będziemy odprawiać egzorcyzmy… Chcą państwo zobaczyć?”.

Comments

  • Piotr M. Trąbski
    September 8, 2016 at 11:18 pm

    Mega tytuł! 😀

Add a comment