Onion w wielkim świecie, czyli z czym jeść #erasmusa

            Cześć, jestem Sandra. Bliżej znana jako Onion. Zamieszkała, dotychczas, w pachnącym czekoladą i paprykarzem mieście Szczecin, stolicy województwa zachodniopomorskiego. W roku akademickim 2017/2018 biorę udział w programie wymiany studenckiej Erasmus, na swój cel podróży wybierając Niemcy. Semestr zimowy spędzę w Rostocku, semestr letni w Kiel.

            Po co to piszę? Przypominam sobie moment, w którym zdecydowałam się na wyjazd. Niewiele było wokół mnie osób, które były w stanie konstruktywnie odpowiedzieć na moje pytania. A było ich milion. Co, jak, gdzie, do kiedy? W miarę możliwości postaram się pomóc tym, którzy sami zastanawiają się nad wyjazdem. Jeśli nie będę w stanie, to po prostu stworzę ranking najlepszych niemieckich Bratwurstów. Żartowałam, nienawidzę ich.

            Dlaczego Niemcy? Kraj nie płynący ani mlekiem, ani miodem, bez hiszpańskiego słońca i włoskiego makaronu? Otóż, studiuję równolegle dwa kierunki, oba dziennie. Wyjeżdżając dalej, musiałabym zdecydować się na urlop dziekański, którego bardzo nie chciałam brać. Będąc tak blisko jestem w stanie studiować jednocześnie w obu miejscach. (Nie jest to oczywiście jedyne rozwiązanie tego problemu, ale o tym w kolejnych rozdziałach.) Poza tym, gdzieś z tyłu głowy planuję rozpoczęcie kolejnych studiów w Berlinie. Erasmus jest więc dla mnie szansą na zaklimatyzowanie się w kraju, naukę języka i sprawdzenie, czy aby na pewno jest to państwo, w którym chcę zostać na dłużej.

            Jestem tuż po wypełnieniu ostatnich dokumentów potrzebnych na same studia, do akademika itp., itd. Póki co, sama do końca nie wierzę, że przetrwałam cały proces rekrutacyjny i oficjalnie stałam się Erasmusem. Trzymajcie kciuki, bo przede mną najtrudniejszy etap – pakowanie (jak spakować się w kilka godzin?). Żadne testy językowe nie są tak trudne jak upchnięcie 20 par butów do jednej walizki. Uwierzcie, mówię Wam to ja.

Do następnego,

Onion

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment