Fidżi – koralowa ciekawostka

Fidżi to archipelag, ulokowany w samym środku Pacyfiku, składający się z 330 wysp, spośród których aż jedna trzecia jest niezamieszkana. Na igrzyskach w Rio, piłkarze starali się dać znać o tym, że oprócz łowienia ryb i upraw trzciny cukrowej, potrafią również grać w piłkę nożną.

Dużo lepiej jednak idzie tej reprezentacji w rugby, które po 92 latach powróciło do harmonogramów olimpijskich zmagań. Kobiety dotarły do ćwierćfinału, co jest wynikiem przyzwoitym, ale mężczyźni mogą przygotowywać się do dużo wyższego celu. Będzie im dość trudno, bo mimo bezbłędnej postawy w fazie grupowej, w ćwierćfinale zmierzą się z Nową Zelandią.

Piłkarze nożni przystąpili do turnieju w Rio de Janeiro w roli kopciuszka, totalnej niewiadomej. Nikt nie był na tyle odważny, żeby typować ich jako czarnego konia, bo nawet laik wie na jak niskim poziomie stoi futbol w tamtej części świata. Kilka lat temu Australia przeniosła się do strefy azjatyckiej, by móc w końcu konkurować z równymi sobie (i jednocześnie dalej spokojnie walczyć o najwyższe cele), gdyż w okolicach raf koralowych tylko Nowa Zelandia była w stanie podskoczyć im choćby na tyle by zobaczyć z oddali czubek nosa rywala.

Na Fidżi postanowiono położyć nacisk na rozwój futbolu wśród młodzieży. Nie wygląda to jednak tak, jak na Islandii, gdzie nadal piłka nożna nie jest sportem numer jeden, a i tak pozwala to osiągać niezłe rezultaty (ćwierćfinał na minionym Euro we Francji). Zwycięstwo Fidżi 38:0 nad Mikronezją z pewnością odbiło się szerokim echem, nie tylko na poziomie lokalnych wysepek, ale również w dalszych zakątkach świata. Nikt nie zapominał jednak, że jest to dalej reprezentacja z tylko jednym profesjonalistą. Czyli poziom tej drużyny oscyluje wokół Gibraltaru bądź Andory. Tym wyjątkiem jest napastnik nowozelandzkiego Wellington Phoenix Roy Krishna. Jego zespół na co dzień rywalizuje w lidze australijskiej, gdzie gra kilku emerytów dorabiających, póki nogi nie odmawiają im posłuszeństwa. Z relacji kolegów z kadry można wyczytać, że filigranowy (mierzy 170 cm wzrostu) snajper jest wzorem dla amatorów, którzy w swoich karierach klubowych nie wychylili nosa poza wysepkę, gdzie mieszka niewiele więcej ludzi niż w Krakowie. Kto wie… może kiedyś role pokoleń się odwrócą? Eidur Gudhjonsen jeszcze niedawno jako piłkarz Chelsea bądź Barcelony był gościem z innej bajki, dla reszty Islandczyków, a obecnie wielu tych niedawno zaślepionych młodzieńców wcale nie ma prawa czuć się gorszymi. Pomijając fakt, że dobijająca czterdziestki legenda została powołana do Francji raczej tylko za zasługi i statystował tym, którzy za dzieciaka mogli mieć plakat swojego rodaka na ścianie.

Piłkarze wywalczyli awans tak cicho, jak wygląda atmosfera na tamtejszym archipelagu. W odróżnieniu jednak od urzekających widoków wyspy, gra kopciuszka z Oceanii nie była ucztą dla oka. Frycowe zapłacili już w premierowym meczu z Koreą Południową, która rozgromiła ich 8:0. Warto dodać jeszcze, że Azjaci wcale nie posiadają teraz złotej generacji futbolowej. Turniej piłkarski na igrzyskach jest bardziej rywalizacją młodzieżową, wręcz trzeciorzędną, a gwiazdor Koreańczyków Heung Son-Min pojechał do Rio głównie dlatego by uniknąć obowiązkowej w tamtym kraju służby wojskowej. Jego pracodawca londyński Tottenham również wolał stracić swojego pracownika na krótszy okres czasu niż miałoby to miejsce w wypadku wysłania go w kamasze.

Trener Fidżi Frank Farina dostrzegł u młodych zawodników z Fidżi potencjał. Pomijając kompromitującą inaugurację, dało znaleźć się przebłysk w pierwszej połowie meczu z Meksykiem, złotymi medalistami z ostatnich igrzysk w Londynie. Latynosi męczyli się z wyspiarzami niemiłosiernie, a przybysze z Oceanii wygrywali w drugim meczu turnieju 1:0. Niestety dla nich, w drugiej połowie wszystko wróciło do normy i Meksykanie brutalnie sprowadzili na ziemię amatorów pokonując ich ostatecznie 5:1. Porażka 0:10 z Niemcami była już tylko skasowaniem biletu ważnego do stacji kompromitacja oraz ukazania jak wiele jeszcze brakuje chłopcom z Fidżi do poważnego futbolu, którego trudno ustrzec w strefie Oceanii. Nils Petersen – strzelec pięciu goli dla Niemców w tym meczu, może wysłać do siedziby federacji piłkarskiej Fidżi pokaźną butelkę whisky w prezencie, bo dzięki nim jest poważnym kandydatem do zdobycia korony króla strzelców.

Drużyna ta posiada niezłą historię. Jeśli brakuje sukcesów w futbolu, to można chociaż wyróżniać się na tle obyczajowym. Australijski szkoleniowiec Farina ponad dziesięć lat temu rzucił się z pięściami na dziennikarza. Było to za czasów, gdy prowadził reprezentację swojej ojczyzny. Jak widać, natychmiastowe zwolnienie byłego reprezentanta kraju podziałało, gdyż rok później Australijczycy awansowali na Mundial i pod wodzą Guusa Hiddinka awansowali do 1/8 finału.

Nadspodziewaną głupotą popisali się jednak dwaj zawodnicy, na dwa dni przed inauguracją igrzysk, gdy postanowili „rozluźnić się” poprzez nocne tournée po miejscowych pubach. Skutkowało to natychmiastowym wykluczeniem ich z kadry. Druga szansa na to by wystąpić na olimpiadzie prawdopodobnie im się już nie trafi. A wystarczyło zaczekać zaledwie ponad tydzień. Kto by im bronił wlania w siebie hektolitrów piwa, nawet jeśli Fidżi przegrało wszystkie mecze grupowe z kretesem? Piłką nożną nikt się tam szczególnie nie interesuje, a taki występ wszyscy potraktowali w ramach ciekawostki. Strzelona bramka to już sukces, na następnym turnieju można postarać się zdobyć jakiś punkt.

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment