I wreszcie stało się! Leicester zostało mistrzem Premier League! Lisy zremisowały z Manchesterem United, czego nie umiał wykorzystać Tottenham, który zdobył tylko punkt w meczu z Chelsea. Za tydzień szpaler dla zwycięzców ligi utworzą piłkarze Evertonu.
Mecz Leicester i Manchesteru United nie zachwycił mimo świetnego początku. W 8. minucie meczu Anthony Martial otworzył wynik meczu, kiedy to strzałem na bliższy słupek zaskoczył Kaspera Schmeichela. Leicester w tym roku wiele razy pokazało, że jest drużyną z ogromnym charakterem i tak było i tym razem – kapitan Wes Morgan wyrównał stan meczu w 17. minucie po strzale głową. Potem niestety tempo mecz mocno zwolniło i do następnej dobrej sytuacji musieliśmy czekać aż 20 minut, kiedy Fellaini próbował zaskoczyć bramkarza Leicester strzałem głową. Na początku drugiej części spotkania świetne okazje zmarnowali Wes Morgan oraz Leonardo Ulloa – żaden z nich nie umiał zamienić na bramkę świetnego dośrodkowania Christiana Fuchsa. Później to Czerwona Diabły przejęły inicjatywę, aktywni byli przede wszystkim Fellaini, Rashford i Martial. W końcówce przebudził się też Wayne Rooney, ale wynik nie uległ już zmianie i drużyny podzieliły się punktami. Po poniedziałkowym meczu Tottenhamu Leicester zostało mistrzem – na 2 kolejki przed końcem mają 7 punktów przewagi nad Kogutami. Jest to pierwsze w historii mistrzostwo drużyny z King Power Stadium i drugie w historii podium – w 1929 roku udało się im zająć drugie miejsce. Jest to tym większy sukces, jeśli spojrzymy na to, że w zeszłym sezonie cudem utrzymali się w elicie, a jeszcze dwa sezony temu występowali na zapleczu Premier League. Kurs na ich wygraną w lidze wynosił 5000:1; obecnie bukmacherzy przyjmują podobne zakłady na Burnley, jednak po przygodzie Leicester zmniejszyli oni kurs do 1000:1. Burnley to drużyna z Championship, która niedawno wywalczyła promocję do Premiership. Manchester United prawdopodobnie pogrzebał już swoje szanse na podium, ale wciąż jest w walce o TOP4 – zdobyty punkt pozwolił zbliżyć się do Manchesteru City na 4 punkty. Trzeba zaznaczyć, że podopieczni van Gaala mają jeden mecz rozegrany mniej niż piłkarze Pellegriniego (MU ma jeszcze trzy mecze do rozegrania). The Citizens w najbliższej kolejce zmierzą się z Arsenalem, więc jeszcze wszystko może się zdarzyć w kwestii walki o Ligę Mistrzów.
Drugim hitem kolejki było spotkanie Tottenhamu z Chelsea. Koguty średnio zaczęły spotkanie, miały przewagę, ale Chelsea też co jakiś czas dochodziła do głosu. I w końcu po nieco ponad pół godziny Spurs przekuli swoją przewagę w gola – Harry Kane wykorzystał świetne podanie Erika Lameli i było 1:0. Jeszcze przed przerwą piłkarzom Pochettino udało się powiększyć swoją przewagę – Christian Eriksen zagrywał do Heung-Min Sona, a ten pewnym strzałem pokonał Begovicia. Po przerwie zaznaczyła się lekka przewaga Chelsea – bardzo aktywny był Eden Hazard, który w przerwie zmienił bezproduktywnego Pedro. Oddanie inicjatywy zemściło się na piłkarzach z White Hart Lane – w 58. minucie meczu Willian dośrodkował idealnie na głowę Gary’ego Cahilla, a ten z bliska pokonał Llorisa. Gra się zdecydowanie zaostrzyła, ale sędzia Mark Cluttenburg panował nad widowiskiem i raz po raz obdarowywał piłkarzy żółtymi kartkami. I gdy już wydawało się, że takie brzydkie widowisko będziemy oglądali do końca meczu, Eden Hazard wykonał fantastyczny rajd, wymienił piłkę z Diego Costą, po czym uderzył w samo okienko bramki strzeżonej przez Llorisa. Po tym golu, gdy Tottenham już wiedział, że taki wynik oznacza stratę szans na mistrzostwo, gra zaostrzyła się jeszcze bardziej. Główną atrakcją były przepychanki – czerwone kartki powinni otrzymać Erik Lamela (za nadepnięcie na rękę Cesca Fabregasa), Erik Dier (za kolejny niebezpieczny wślizg w nogi rywala) oraz Diego Costa (za… bycie Diego Costą – złapał za nogę Kyle’a Walkera i nie chciał go puścić, wcześniej kilkakrotnie brzydko faulował rywali). Po meczu wynikła ogromna awantura, podczas której na ziemię upadł Guus Hiddink, a Moussa Dembele włożył palec w oko największemu prowokatorowi Diego Coscie. W asyście kolegów do szatni odprowadzany był rezerwowy bramkarz Totenhamu Michael Vorm, który wdał się w bójkę z którymś z rywali. Po tym meczu na pewno posypią się surowe kary – szczególnie dotkliwa kara powinna spotkać Dembele, bo sytuacji z jego udziałem nie widział sędzia, a zgodnie z przepisami tylko za taką można dodatkowo zawiesić piłkarza.
Nie obyło się też bez sporych niespodzianek w innych meczach – Manchester City przegrał po fantastycznym meczu z Southampton 2:4, a Liverpool w mocno rezerwowym składzie uległ Swansea 1:3. Walka o utrzymanie w lidze prawdopodobnie zostanie wygrana przez Newcastle, które pokonało Crystal Palace 1:0, a w następnym meczu zmierzy się z czerwoną latarnią ligi – Aston Villą. Sunderland też nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, po meczu walki zremisował ze Stoke 1:1. Natomiast Norwich już raczej pogrzebało swoją szansę na utrzymanie – porażka ze słabym ostatnio Arsenalem w fatalnym stylu raczej nie zagrzeje drużyny do walki o przetrwanie. Siłę pokazał West Ham, który pokonał West Brom 3:0 i traci tylko jeden punkt do Manchesteru United, więc teoretycznie ma jeszcze szanse na udział w Lidze Mistrzów – musi tylko wygrać wszystkie trzy pozostałe mecze (w tym bezpośredni z Manchesterem United), a Manchester City musi ulec Arsenalowi w najbliższej kolejce. W meczach o nic Everton pokonał Bournemouth 2:1, a Aston Villa uległa Watfordowi 2:3.