Materiał dokumentalny opowiadający o powstaniu ich nowej płyty zatytułowali w przewrotny sposób “Egomaniac: Czyli jak czterech przystojnych braci nagrało najlepszy album dekady”. Przyzwyczajony słyszeć i widzieć tego typu slogany już niejeden raz odkąd pracuję w branży muzycznej, na początku nie spodziewałem się, że cokolwiek na tym albumie będzie mnie w stanie zachwycić. Szczególnie, że to już trzeci studyjny album amerykańskich, choć urodzonych w RPA braci-muzyków o nazwisku Kongos, a ja jakoś nie miałem okazji wcześniej ich usłyszeć(nie liczę fragmentów ich singla “Come with Me Now”, który przewijał się swego czasu w reklamach). Jednak już pierwsze dźwięki muzyki pochodzącej z płyty “Egomaniac” uświadomiły mi, jak bardzo się myliłem…
Nie pamiętam już w jakich okolicznościach mieliśmy okazję się poznać. Czy to był przypadek czy może przeznaczenie? Zaintrygowała mnie swoją nietuzinkową szatą graficzną, by potem pochłonąć jeszcze ciekawszym wnętrzem. Płyta “Egomaniac” zdecydowanie wyróżnia się pośród innych muzycznych propozycji, które zaserwowali Nam, muzycznym koneserom, w tym roku artyści. Jest to niecodzienny rodzaj alternatywnego rocka, w którym tak idealnie został uwypuklony mariaż gitar i perkusji z elektroniką i akordeonem.
Napisałem wyżej, że płyta zachwyca już od pierwszych dźwięków, a to za sprawą utworu “Take It From Me”, który wybrano na singiel promujący album i nakręcono do niego humorystyczny teledysk.