Polsko! Głośne życie staje się w obecnych czasach podstawą egzystencji. Darcie się jest wpisanym w podświadomość wielu ludzi motywem, dzięki któremu ich racje mają być wysłuchane i respektowane, nawet jeżeli prawdziwymi nie są. Abstrahując od tego, czy ta prawdziwość w ogóle podlega jakiemukolwiek namysłowi z ich strony. Przecież tworząc w głowie myśl, zakłada się, że jest ona prawdziwa, to znaczy, że jej obraz w naszej percepcji jest uznawany za autentyczny. W związku z powyższym, można ją wykrzyczeć, tak by dotarła do głów innych osób, często tylko po to, by nie ciążyła już naszej. Odzwierciedlenie tej tezy można znaleźć w otoczeniu, ale i w sztuce. Nowi brutaliści i wszelkiej maści kino ,,mocne”, szczególnie wśród (tutaj paradoks) starszych twórców, swą wymowność zawdzięcza wykształconemu mechanizmowi ,,widzimisię” u reżysera. Wszak zazwyczaj są to osoby, które lata świetności mają za sobą, a teraz krzyczą schrypniętym głosem, który wypluwa ostatki ich kreatywności, wszystko to po to, by ktoś jeszcze o nich usłyszał oraz, by zrzucić ciężar myśli przewyższający zdolności introwertyczne Wybitnych, z Zanussim na czele. ,,Obce ciało” było w istocie dość obcym – dla reżysera z takim dorobkiem – krzykiem.
Jestem Polakiem i narzekam. Swej polskości nie muszę udowadniać nikomu, acz do pełnego nakreślenia sylwetki Rodaka brakuje mi tylko obrazka Jana Pawła II nad łóżkiem oraz zamiłowania do piłki nożnej. No cóż, obrazek jest trochę w innym miejscu, a w wyniku jakiś dziwnych perturbacji w mojej głowie, już na etapie zarodkowym, jako pasję zakodowano we mnie miłość do filmów. Natomiast we wspomnianej piłce nożnej radzę sobie podobnie jak Zanussi na premierze ,,Obcego ciała”. Trochę przed tym uciekam. Polskość i antypolskość są tak antagonistyczne, że wręcz bliźniacze, czy to w ujęciu narodowym czy światowym. Ten swoisty dualizm jest powodem ambiwalentnego stosunku Polaków do Ojczyzny, zaściankowości w kinie oraz tego, że miłość do Kraju przypomina tę do ojca, który próbuje być ,,cool”. Kochamy go, mając na uwadze, że nas spłodził, ale widzimy, że stać go na więcej. I tak jest również z Tobą, Polsko. Może jest to przyczyną tego, dlaczego najlepszy od jakichś dwudziestu lat film o Polsce zrobił mieszkaniec… Wielkiej Brytanii. ,,Ida”, czyli ten czarno-biały film z Gazety Wyborczej, ta antynarodowa prowokacja kinematograficzna, ten prosty, prostacki wręcz film o niczym, bez żadnego przekazu i morału, w którym nic się nie dzieje, i który jest fatalnie kadrowany, jest przykładem na Twoją niedojrzałość, Polsko. Na to, że kiedy jest potrzeba społeczna na krzyki wiary, masz miejsce tylko na ryki egoistycznych buców, których era dawno temu się skończyła. Nie ma w Tobie miejsca na przeżywanie wartości wyższych, kraju propagandy o którą oskarżasz Pawlikowskiego. A mimo tego, reżyser umiejscawia historię ,,Idy” w Twoich ziemiach, Moja Ojczyzno.
Film opowiada o zakonnicy przymierzającej się do złożenia ślubów. Krótko przed uroczystością dowiaduje się, że ma odwiedzić ciotkę, która tak naprawdę do zakonu nigdy nie zajrzała, by zobaczyć co u siostrzenicy. Tytułowa bohaterka wystawiona na próbę wiary i pokory pojawia się u ciotki, od której to słyszy, że jest żydowskiego pochodzenia. Próba zamieniła się w misję, pełną pokus i przykrości losu, na którą Ida wraz z Wandą Gruz wybierają się. Jak to w warsztacie filmowym Pawlikowskiego, na próżno szukać tutaj dosłowności. Reżyser pokazał ,,Latem Miłości”, że wręcz kpi z oczywistości w kinie. Bohaterki rozpoczynają podróż, celem której jest znalezienie grobów rodziców, a właściwie miejsca ich pochówku. Żydzi nie mieli grobów. Po drodze pojawia się trzeci bohater, saksofonista – analogia do poprzednich obrazów Pawlikowskiego – czyli sprawdzony motyw trzech bohaterów głównych, z czego dwójka to kobiety. Wanda powoli zdaje sobie sprawę z kłamstwa, które dyktowane było jej stylem życia, a Ida kosztuje coraz więcej spoza duchowego świata. Tak jak i w kadrach, tak i w ocenie tej sytuacji jest trochę obok. Pozornie silna postać prokurator Wandy, jak sama siebie określiła, “Krwawej Wandy”, jest coraz bardziej rozchwiana emocjonalnie. Widzimy ją jak płacze, w stanie załamania oraz desperackiego leczenia smutków w butelce. Apogeum jej stanu ma miejsce w chwili, gdy w poetyckim ujęciu z klasyczną muzyką w tle, skacze z okna. Jest to moment przełomowy w filmie, gdyż z nim zaczyna się nowy epizod w życiu Idy, która kosztuje dóbr, jakimi są alkohol, papierosy a nawet seks. Przez chwile wydawać by się mogło, że film będzie hollywoodzkim happy’endem kończącym się porzuceniem powołania i oddaniem się w ręce Lisa (pseudonim saksofonisty) oraz wyjście za niego.
Tutaj przerywam streszczanie filmu. Mentalność wielu z nas oparta jest na rozpatrywaniu rzeczywistości przez pryzmat ewentualnych korzyści osobistych i podejmowanie takich decyzji, które mają na celu po prostu nam coś dać. Konsumpcjonizm ten, może i twórcom kina wielkich pieniędzy, jest bardzo bliski, jednak dla największego outsidera w kinie komercyjnym jakiego znam, byłoby to równoznaczne z jednopłaszczyznowością fabuły. Paweł Pawlikowski ceni wartości uniwersalne, takie jak zakochanie, przyjaźń, paradoksy duszy ludzkiej, a ponadto daje w filmach dużo siebie. Postaci zazwyczaj skontrowane są z beznadziejnością będącą impasem w jakim żyją, lub która kryje się za pokusami, a koniec historii ma charakter moralizujący, choć nie dosłowny. Tak było w ,,Kobiecie z piątej dzielnicy”, ,,Lecie miłości” i tak również jest w ,,Idzie”. Ostatnia scena, poza tym, że jako jedyna kręcona szwenkiem, jest także zobrazowaniem decyzji Idy, która po kryzysie wiary i po spotkaniu z kłamstwami tego świata, jest silniejsza. Odbiór Idy w Polsce jest dla mnie w pełni zrozumiały. My tylko próbujemy, jako Kraj, być fajnymi. Staramy się naśladować wzorce, udawać i zamykać oczy, kiedy trzeba. Prawda nie jest modna, w jej obliczu przecież ciężej jest być ,,cool”. Lepiej wykreować w świadomości utopijny obraz Ojczyzny. O prawdzie i przeszłości nie mówić, każde dzieło zahaczające o nią tępić, a twórców najlepiej powiesić albo puścić im klasyczną muzykę i otworzyć okno na oścież – może domyślą się, o co nam chodzi. Paweł Pawlikowski ,,Idą” pokazał, że nawrócenie się jest możliwe i, że prawdy nie trzeba szukać, wystarczy ją tylko w pełni zaakceptować. Czas na Ciebie, Polsko. Czekam na Twoje nawrócenie.