25 października 1415 w pobliżu zamku Azincourt w północnej Francji doszło do jednej z najważniejszych bitew wojny stuletniej. Wojska angielskie pod dowództwem króla Henryka V rozbiły liczniejsze i dysponujące ciężką konnicą siły francuskie prowadzone przez naczelnego konetabla (najważniejszy urząd wojskowy w kraju, podległy jedynie królowi) Francji Karola d’Albreta, mocno przechylając szalę zwycięstwa w całej wojnie na korzyść Albionu.
Wojna stuletnia
Przyczynami wybuchu konfliktu, którego częścią była interesująca nas bitwa, były zależność wasalna króla Anglii od króla Francji z ziem Akwitanii (południowy-zachód Francji), która wymagała uregulowania, a także pretensje ówczesnego władcy Albionu – Edwarda III Plantageneta, do francuskiej korony, jako że był dość blisko spokrewniony z francuską dynastią panującą (Walezjuszy). Wojna zaczęła się w 1337 roku i trwała łącznie 116 lat. Konflikt nie toczył się jednak w całej rozciągłości czasowej tego okresu. Co jakiś czas zawierano rozejmy, niektóre bardzo znaczące, przez co w historiografii dzieli się tą wojnę na cztery okresy. Nas interesować jednak będą tylko pierwsze trzy, jako że bitwa pod Azincourt była istotną częścią trzeciego okresu wojny.
Pierwszy z nich angielski historyk Christopher Allmand umieszcza w latach 1337-1360. To Anglicy byli wtedy niemalże w nieustannej ofensywie wobec Francji. Przeprowadzili wtedy trzy znaczące wyprawy wojenne. Najpierw w roku 1340 wyprawili swoją flotę przez kanał La Manche w kierunku Francji. Przeciwnicy uniemożliwili im jednak desant na wybrzeżu i doszło do morskiej bitwy pod Sluys. Anglicy odnieśli przekonywające zwycięstwo, zażegnali groźbę desantu francuskiego na swoje wybrzeże, jednak na tym się skończyło. W prawdziwej glorii tryumfu mogli się oni pławić dopiero sześć lat później, gdy ich kampania lądowa we Francji została uwieńczona wspaniałym zwycięstwem pod Crécy. Zbyt pewni siebie Francuzi, którzy wierzyli w niezwyciężoność szarż rycerstwa (Filip VI, król Francji nakazał nawet swojej jeździe atak przez szeregi własnych kuszników), zostali zatrzymani przez mądrą taktykę Edwarda III, który ufortyfikował się na wzgórzu i oparł się na łucznikach, którzy z łatwością unicestwiali kolejne fale nadciągającej jazdy, która grzęzła przed liniami Anglików. W bitwie tej, po stronie angielskiej, po raz pierwszy użyto też artylerii na dużą skalę. Miała ona wtedy jednak wywoływać tylko efekt psychologiczny, gdyż celność była znikoma. Filip VI ostatecznie zbiegł z pola bitwy, a sławę zyskał syn Edwarda III, również Edward, nazywany Czarnym Księciem. To właśnie on, dziesięć lat później, w czasie prowadzenia kolejnej ze swoich tzw. chevauchée (rajdów na ziemie przeciwnika niewielkimi siłami w celu grabienie i plądrowania miast i terenów rolniczych) został zatrzymany przez siły następnego francuskiego króla – Jana Dobrego – pod Poitiers. Nie przestraszył się jednak liczebnej przewagi wrogów i pokonał Francuzów, biorąc w niewolę samego króla tego kraju. Końcem tej owocnej dla Anglików fazy wojny był rozejm w Bretigny, w myśl którego zerwana została zależność wasalna króla Anglii od króla Francji, a Francuzi musieli zapłacić olbrzymi okup za swego schwytanego pod Poitiers władcę. Warto też zaznaczyć, że na kilka lat (1348-1352) działania wojenne zostały też wstrzymane przez epidemię dżumy (czarną śmierć) w Europie.
Drugą fazę konfliktu umieszcza się w latach 1360-1396. Nie dochodziło wtedy do większych bitew, Francuzi przyjęli taktykę częstego nękania przeciwnika, dzięki czemu powoli zdobywali ziemie kontrolowane przez Anglików we Francji. Gdy do władzy nad Albionem doszedł do tego Ryszard II, który, mając w chwili objęcia rządów w 1377 roku 10 lat, nie mógł pamiętać wcześniejszego wyczerpującego konfliktu, sprawy ewidentnie zaczęły dążyć w kierunku trwałego uregulowania sporów angielsko-francuskich na drodze dyplomatycznej. Dzięki staraniom tego władcy w 1396 roku zawarto na 28 lat kolejny rozejm, którego gwarantem miało być małżeństwo Ryszarda z córką Karola VI, ówczesnego władcy Francji, Izabelą.
Trzecia faza wojny stuletniej to lata 1396-1422. Postanowienia wspomnianego przed chwilą rozejmu nie były przestrzegane, jako że Karola VI od samego początku jego panowania nękała choroba psychiczna (otrzymał przydomek “Szalony”) i Francją rządzili tak naprawdę książęta, którzy pałali żądzą zemsty na Anglikach. W Anglii z kolei Ryszard II został obalony trzy lata po rozejmie, a władzę objął Henryk IV, który ponownie przyjął antyfrancuski kurs. Lata 1400-1410 były więc okresem drobnych potyczek wojskowych i dyplomatycznego napięcia. Napięcie to było tym większe, że Francja w związku z szaleństwem władcy weszła w okres wewnętrznych niepokojów. O opiekę nad królem, a zarazem de facto o władzę nad państwem biły się dwa stronnictwa – armaniacy nastawieni antyangielsko oraz burgundczycy o poglądach dokładnie przeciwnych. Ci drudzy w roku 1411 wezwali niewielki kontyngent angielski do wzięcia udziału w konflikcie stronnictw. Efektem było podpisanie rok później bardzo korzystnego dla Anglii traktatu, w którym potwierdzano jej władzę zwierzchnią nad Akwitanią, a także oddawano wiele miast i portów oraz dopuszczano sytuacje, by pewne ziemie mogły, po śmierci ich obecnych władców, przejść pod panowanie Albionu. Był to jednak jedynie traktat mający kupić poparcie Anglików i gdy ci kilka miesięcy później spróbowali zbrojnie wyegzekwować jego postanowienia, napotkali na silny francuski opór, jako że obydwa francuskie stronnictwa zdążyły się już porozumieć. Gdy jednak na angielski tron w 1413 roku wstąpił Henryk V, zdecydował się o postanowienia tamtego traktatu ubiec, a co więcej zażądał, przez pokrewieństwo, francuskiej korony. Rozpoczął więc przygotowania do wielkiej wyprawy wojennej, która ziściła się w roku 1415.
Bitwa pod Azincourt
W sierpniu roku 1415 flota ok. 1,5 tysiąca statków z ok. 10 tysiącami ludzi na pokładzie opuściła porty w Southampton i Portsmouth i pożeglowała w stronę Francji. Desant został wysadzony 13 sierpnia w pobliżu miejscowości Harfleur u ujścia Sekwany. Anglicy rozpoczęli jej oblężenie. Miasto dotkliwie odczuło ostrzał artylerii oblężniczej, poddało się jednak dopiero po sześciu tygodniach – 22 września. Henryk V nie spodziewał się tak długiego oporu, a do tego w jego obozie szerzyły się choroby, które podkopały stan osobowy, jak i morale jego armii. W obliczu tych okoliczności podjął więc decyzję o wyruszeniu w stronę należącego do Anglików portu Calais. Sądzono, że marsz zajmie ok. tydzień. Czas dla Henryka V miał tutaj kolosalne znaczenie, jako że zaczynało brakować mu zaopatrzenia. Wydawało się więc, że ta wyprawa króla Anglii zakończy się niewielkim tylko sukcesem, jednakże jego siły były ustawicznie nękane i śledzone prze Francuzów (już od czasu oblężenia Harfleur), którzy przygotowali o wiele liczebniejszą armię. Mając w pamięci klęski pod Crécy i Poitiers, dowodzący armią francuską Karol d’Albret długo nie decydował się jednak na bezpośredni atak na siły władcy Albionu. W końcu jednak rada królewska wydała taki rozkaz i wojska Francji wyprzedziły Anglików a następnie zagrodziły im drogę w pobliżu miejscowości Azincourt.
Pole bitwy zostało wybranie już 24 października, jednakże tego dnia obie armie obozowały jeszcze naprzeciwko siebie. Miejsce batalii zdecydowanie sprzyjało jednak obrońcom, jakimi byli Anglicy. Był to szeroki na ok. 800 i długi na 3 kilometry pas ziemi wciśnięty pomiędzy dwa lasy. W warunkach tych niemożliwe było pełne rozwinięcie szeregów francuskich, którzy dysponowali znaczną przewagą liczebną. Musieli więc swe wojska ustawić w trzech liniach, co znacznie ułatwiało obronę siłom angielskim, które nie musiały mierzyć się z wszystkimi na raz. Pozycję Anglików wzmocniło jeszcze to, że w nocy przed bitwą spadł deszcz i zamienił pole pomiędzy obozującymi w grzęzawisko wykluczające możliwość zmasowanej szarży rycerstwa francuskiego z pełną prędkością.
25 października, w dzień św. Kryspina, siły obydwu stron stanęły w odległości ok. kilometra od siebie. Francuzi w spokoju spożyli posiłek na oczach Anglików, którzy nie mieli już żywności. Ci jednak w spokoju oczekiwali na atak. Armia francuska, licząca w sumie ok. 25 tysięcy żołnierzy, z których jednak nie wszyscy obecni byli na polu bitwy w momencie ataku, ustawiona była w trzech liniach. Zrezygnowano z ostrzału genueńskich kuszników i francuskich kuszników, jako że francuskie rycerstwo było bardzo niezdyscyplinowane i rwało się do walki, wierząc w swą przewagę liczebną i siłę szarży konnicy, i będąc jednocześnie jakby nieświadome tego, co spotkało takie myślenie kilkadziesiąt lat wcześniej. Konnicę wysunięto więc na przód armii, pozostawiając za nią dwie linie piechoty oraz linię jednostek strzelających, które nie wzięły udziału w bitwie. Anglicy, których siły były ok. pięciokrotnie mniejsze od francuskich, okopali się z kolei. W centrum ustawili ciężkozbrojną piechotę, natomiast flanki, złożone z ciężkozbrojnych łuczników, wysunęli do przodu i ogrodzili palisadą z zaostrzonych i okutych żelazem pali. W ten sposób szarża rycerstwa mogła sięgnąć w zasadzie jedynie centrum armii angielskiej.
W końcu, około godziny jedenastej bitwa rozpoczęła się. Henryk V przemówił do swoich żołnierzy, mówiąc, iż w razie porażki on i możni będą mogli zostać wykupieni, jeżeli nie zginą. Jednakże ludzie z gminu na pewno zostaną wtedy zabici, dlatego tak ważna jest walka o zwycięstwo. Siły obu armii zbliżyły się do siebie na ok. 300 metrów. Wtedy łucznicy ze skrzydeł angielskich wojsk wypuścili pierwsze strzały. Francuzi, którzy ani myśleli o innej taktyce, niż frontalny atak rycerstwa, a także o tym, by poczekać, aż ziemia przeschnie, odpowiedzieli bezładną szarżą. Grad angielskich strzał oraz błoto powodowały jednak, że trafione strzałami konie przewracały się wraz z jeźdźcami i tak naprawdę nieliczni z pierwszej szarży dotarli do angielskich linii. Niewielka przestrzeń bitewna potęgowała narastający w szeregach atakujących Francuzów zamęt. Następni atakujący musieli pokonać nie tylko błoto, ale też piętrzące się ciała pokonanych kolegów. Ci, którym udało jednak przebić się do angielskich szeregów, szarżowali na centrum armii przeciwnika, udało się je nawet odrzucić do tyłu. Angielscy łucznicy na skrzydłach pozostali jednak nienaruszeni i ciągle zasypywali wroga gradem strzał, dziesiątkując go. Kolejne szarże konnicy i piechoty francuskiej coraz bardziej się załamywały, gdyż stosy poległych rosły, a ilość miejsca na atak malała. Anglicy w końcu chwycili za miecze, topory i halabardy i zaczęli dobijać Francuzów, którzy nie mogli wydostać się z błota. W obliczu takiej rzezi Francuzi poczęli się wycofywać w kierunku pozostawionej z tyłu linii kuszników genueńskich. Stało się jasne, że Henryk V i jego armia zwyciężyli. W batalii poległ kwiat francuskiego rycerstwa i kadry dowódczej m.in.: sam przywódca armii – Karol d’Albret. Okup za schwytanych możnych zrujnował z kolei wiele rodów Francji.
Ciekawostką bitwy jest fakt, iż w momencie największego zagrożenia centrum armii angielskiej, król Anglii rzucił też do boju czeladź obozową, zostawiając swój obóz bitewny na pastwę okolicznego chłopstwa, które skrzętnie wykorzystało sytuację, rabując wszystko, co miało jakąś wartość m.in.: królewskie klejnoty i skarbiec. W związku z tym Henryk V musiał też podjąć bardzo trudną decyzję o rzezi jeńców, których zdążył już wziąć (ok. tysiąca). W obliczu największego naporu francuskiej armii mogli się oni bowiem zbuntować. Decyzja już wtedy budziła opory żołnierzy króla, jako że spodziewano się wysokiego okupu za tak znakomitych jeńców. Rzeź została mimo to rozpoczęta. Nie zabito jednak wszystkich schwytanych, jako że gdy tylko stało się jasne, że Francuzi nie zwyciężą, przerwano cały proces. Nie wydaje się więc, by ta akcja wynikała z okrucieństwa władcy Anglii. Był to czysty sytuacyjny pragmatyzm.
Po bitwie
Henryk V pozostał jeszcze na polu bitwy przez jeden dzień, zgodnie z średniowieczną tradycją, a następnie bezpiecznie dotarł do Calais 29 października. Stamtąd odpłynął do Anglii, by uzupełnić nadszarpnięte w tej kampanii siły. Powrócił 2 lata później i, pomny trudności w obleganiu Harfleur w 1415 roku, z łatwością zajął całą Normandię. Efektem jego działań wojennych przeciw Francji był traktat w Troyes w 1420, prawdopodobnie najdonioślejszy w całej wojnie stuletniej. Jego postanowienia dotyczyły głównie dziedziczenia. W ich wyniku Francja i Anglia miały zostać połączone unią personalna pod rządami dynastii Plantagenetów. Henryk V do końca życia Karola VI Szalonego miał pełnić funkcję regenta króla Francji, a później przejąć po nim pełnię władzy w kraju. Przypieczętowaniem traktatu miało być małżeństwo władcy Anglii z córką Karola VI – Katarzyną.
Bitwa stała się też ważnym składnikiem angielskiej tożsamości narodowej, czego wyrazem jest umieszczenie jej, jak i postaci króla Anglii w sztuce Wiliama Szekspira pt.: “Henryk V”. Została ona zekranizowana w 1989 roku w filmie pod takim samym jak sztuka tytułem, w reżyserii Kennetha Branagha, który zagrał tam również tytułową rolę.
Ostatecznie jednak batalia pod Azincourt nie zakończyła, ani nawet nie zbliżyła do końca całego konfliktu, jakim była wojna stuletnia. Traktat w Troyes, będący wynikiem całości działań Henryka V we Francji, również tego nie uczynił. Konflikt miał trwać jeszcze aż do 1453 roku i wydać na świat takich bohaterów jak Joanna d’Arc po stronie Francji czy John Talbot po stronie Anglii.