Feminizm z założenia powinien kojarzyć się z walką o równouprawnienie i emancypację kobiet; poza tym ruch ten zajmuje się też problemem kobiecości, konstrukcją płci kulturowej oraz zwiększaniem udziału kobiet w różnych obszarach życia. Tak przynajmniej można wyczytać na znanej i niezawodnej – Wikipedii. A jak jest w praktyce? I jak naprawdę wygląda dziś sytuacja polskich aktywistek, które ciągle widzą potrzebę walki z kulturą patriarchalną?
No cóż… Jak zwykle z jednego ruchu wykreowało się kilka odłamów. W Polsce istnieje kilkaset organizacji kobiecych, grup nieformalnych i ośrodków. Co je wszystkie łączy? Tutaj chyba warto podać dwie możliwe odpowiedzi; Pierwsza: Wszystkie one chcą realnego równouprawnienia kobiet, zarówno w polityce, życiu społecznym, pracy, jak i w rodzinach czy małżeństwach; a jaka jest ta druga charakterystyka feminizmu? Chcąc znaleźć odpowiedź, chyba warto spojrzeć na ten ruch ze strony opozycji. Tutaj również pozwolę sobie zacytować nieskazitelne źródło wiedzy internetowej – Nonsensopedię. Według tej strony feministki to kobiety z męską mentalnością, których skrywanym marzeniem jest proste życie u boku silnego mężczyzny, a ich poglądy zmieniają się, kiedy potrzeba wnieść szafę na 6. piętro lub kiedy po prostu kończy im się okres. No bo przecież „badania dowiodły, że feministkami są kobiety pozbawione mózgu, których i tak żaden facet nie chce”. Ale to jeszcze nie wszystkie ustalenia genialnych naukowców, tworzących czystą sztukę dla Nonsensopedii…
Według nich cechą charakterystyczną feminizmu jest fakt, że jego krzewiciele (czyt. krzewicielki) są w wieku rębnym lub ten wiek przekraczają. Co to znaczy „wiek rębny”? Obawiam się, że o tym nie powinno się mówić przed 22:00… No to mamy już dwa internetowe obrazy feministek.
Jednak, chcąc dokładniej zbadać sytuację, postanowiłam przeprowadzić też małą sondę lokalną. Zapytałam kilku kolegów, co sądzą o feministkach. Odpowiedzi były różne… Najbardziej skrajne zawierały w sobie ogólny, raczej retoryczny niż merytoryczny – hejt. A kiedy przyznałam, że czuję się feministką, usłyszałam: „Dopóki nie przestaniesz golić nóg, nie zapuścisz wąsa, nie spalisz stanika i nie zaczniesz nienawidzić mężczyzn – nie możesz się tak nazywać”. Na szczęście nie wszyscy mężczyźni tak odbierają feminizm. Jest też wielu, którzy utożsamiają się z ideami ruchu. Kojarzy ktoś może aktualnego Jamesa Bonda, czyli Daniela Craiga? Wystąpił on niedawno w spocie nakręconym z okazji setnej rocznicy Międzynarodowego Dnia Kobiet, nosząc sukienkę i perukę. „Jestem feministą, nie przypominam Bonda kobieciarza” – przekonuje.
A jak do sprawy odnosimy się my same – kobiety? Niestety, wiele dziewczyn posiada skrajny i przejaskrawiony obraz polskiej feministki, która na dodatek (m.in.: według Pana Pudzianowskiego czy Kukiza) czeka jedynie na potencjalną okazję stania się ofiarą gwałtu, bo nikt jej nie chce. Ośmielę się tu wysnuć myśl, iż te teorie są tak samo głupie, jak same feministki (w ujęciu portalu „Nonsensopedia”). Bo kim naprawdę jest feministka i czy warto nią być?
Zanim kobieta odpowie sobie na to pytanie, powinna się zastanowić, czy ceni sobie niezależność, możliwość samo decydowania o sobie, studiowania, pracowania; albo czy uważa, że jest gorsza od mężczyzny, bądź posiada jakiś specjalny gen „kobiecości”, dzięki któremu odkurza i zmywa wydajniej, ale zamiast tego – wykonując tę samą pracę, zarabia mniej, no bo przecież gdzie to żeby baba zarabiała tyle samo co chłop?
Jeśli cenisz sobie równouprawnienie, nie wstydź się tego – jesteś feministką. A przecież nie trzeba stać się jakimś wyimaginowanym „babochłopem”, żeby walczyć o prawa kobiet. I wydawać by się mogło, iż żądania sufrażystek (a potem – feministek) zostały spełnione, to czy naprawdę tak jest? Oczywiście, kobiety mogą dzisiaj wiele, jednak chyba najlepszym dowodem na potrzebę dalszej walki o równość (we wszystkich obszarach życia) są przytoczone wcześniej poglądy o feministkach, które ciągle krążą gdzieś w naszej rzeczywistości.
I chociaż czas działa ponoć na korzyść kobiet, to obalanie stereotypów w myśleniu o płci nadal odbywa się w pocie czoła. Dlatego właśnie czasem warto powiedzieć: „Tak, jestem kobietą i feministką, która ceni sobie swoje prawa i bardzo dobrze zna swoją wartość!”