Pewnie myślicie, że będę was zanudzać historyjkami swojego życia i prowadzić coś na zasadzie bloga. Błąd. Przyjrzymy się po prostu egzystowaniu przeciętnego Słupszczanina.
Co robi uczeń, gdy tylko się budzi? Najpierw kumuluje w sobie nadprzyrodzone moce, dzięki którym pokona siłę grawitacji i oderwie się od łóżka, po wygranej walce z budzikiem. Próbując utrzymać równowagę, człapie do toalety, gdzie zaczyna szorować zęby, myć buzię i doprowadzać się do ładu. Parzy herbatę lub kawę i je solidne śniadanie – choć część z nas pierwszy posiłek spożywa w szkole. Bez różnicy, kolejność raczej też nie ma znaczenia – podstawowe, poranne czynności. Po odbębnieniu “porannej misji” czas na wyjście z domu do szkoły, piechotą czy autobusem. Nie ma znaczenia, ważne jest, aby się tam doczołgać. No i fajnie, znajdujemy się nagle w miejscu pełnym energii i przyjaźni, gdzie każdy jest traktowany równo i sprawiedliwie – tak, chodzi o szkołę. Oczywiście, zażartowałam w poprzednim zdaniu. Niezainteresowani, czasami zaabsorbowani tematami omawianymi na lekcjach, siedzimy kilka godzin, uporczywie spoglądając na zegarek. Siedząc jak na szpilkach w trosce o to, by nie „wyhaczyć gola” – tj. oceny niedostatecznej. W końcu nadszedł długo wyczekiwany, ostatni dzwonek. Z prędkością światła pakujemy manatki i biegniemy w skromne progi swojego domu czy mieszkania. Wracamy zmęczeni, z dobrym lub złym humorem, wcinamy ciepły obiad lub sami przyrządzamy sobie smaczne, zdrowe danie – coś typu zupki chińskiej lub „Gorącego Kubka” (nie, to nie jest lokowanie produktów). Odczuwamy wewnętrzne oznaki radości, jako że nadszedł czas wolny. No, niekoniecznie, najpierw trzeba odrobić pracę domową, dzięki której nasze umiejętności wskoczą na wyższy “level” – chyba, że „expimy” (tj. osiągamy kolejne poziomy) w grupie, czyli: jeden pracuje, reszta spisuje. Mniejsza o to, ważne, „żeby nie wyłapać przysłowiowego glana w dzienniku. Gdy już mamy upragniony czas wolny, zazwyczaj poświęcamy go na gry komputerowe, idziemy na spacer ze znajomymi, jedziemy w odwiedziny do rodziny lub zwyczajnie zamieniamy się z pilnego ucznia w typowego obiboka i robimy “nic”. Następnie przystępujemy do przyszykowania się do spania, czyli czeka nas powtórka z porannych przygód. Jemy kolacje, myjemy ząbki i ubieramy milusią piżamę. Nasza „supermoc” przestaje działać i bezwładnie opadamy na łóżko, wykorzystując resztki sił okrywamy się kołdrą i wpadając w stan hibernacji, (tj. snu) szykujemy się do kolejnej walki z budzikiem.
Przeważnie tak wygląda dzień typowego ucznia. Idąc przez miasto mijamy setki ludzi, lepiej lub gorzej ubranych, ładnie lub brzydko pachnących, a także setki warczących samochodów. Co jakiś czas naszą drogę przebiegnie jakiś zwierzak. Zdarza się, że miniemy na ulicy osobę bezdomną lub siedzącą na chodniku, która prosi o pieniądze. Nie zwracamy na ludzi uwagi – chyba, że chodzi o to by skomentować czyjś ubiór za plecami. I w tym miejscu przywitajmy wielkimi brawami tak zwaną POLSKĄ MENTALNOŚĆ, czyli coś opierającego się na zasadzie “ja mam dobrze, co mnie interesuje reszta”. Czas na moralny wywód. Wyżej wspomniany czas wolny jest czasem, gdzie nie mamy już żadnych obowiązków, to czas na nasze prywatne potrzeby i przyjemności. Ale jak wielkim kosztem jest dla nas połączenie przyjemnego z pożytecznym? Załóżmy, że typową czynnością w czasie wolnym jest spacer ze znajomymi, dlaczego w tym czasie, nie odwiedzimy przynudzonych starszych ludzi w domu starców, by zagrać z nimi przez 30 minut w bingo? Spędzimy czas z przyjaciółmi, przez co damy sobie przyjemność, tym samym zrobimy coś pożytecznego, bo uszczęśliwimy siedzących w czterech ścianach ludzi. Nagrodą za to wszystko byłaby wewnętrzna satysfakcja, która pokaże jak niewiele trzeba, by uszczęśliwić jakiegokolwiek człowieka. A może spacer ze zwierzakami ze schroniska? Przyznam, że ostatnimi czasy miałam okazję odwiedzić schronisko i aż serce się kraje, że takie słodkie zwierzaki siedzą “za kratami”. Zaadoptowałabym chyba wszystkie po kolei, gdyby tylko moje mieszkanie miało większy metraż, a mój kot nie udawał tygrysa i nie atakował wszystkiego co się rusza.
Chciałabym was, czytelników, skłonić tym tekstem do refleksji. Nie uważacie, że czyniąc coś dobrego dla innych, sami nie poczujemy się lepiej? Dlaczego ignorujemy wszystko dookoła? A może tego nie robimy, tylko po prostu boimy się zauważyć nasze otoczenie? Zapraszam do wyrażania własnych przemyśleń. A jeżeli jesteś zainteresowany uszczęśliwieniem siebie i innych, odezwij się: szogun2810@hotmail.com