Czy w Norwegii prezenty na Święta rozdaje się po czasie? Najwyraźniej tak, bowiem w takiej kategorii uznawać należy stracony punkt w starciu z Macedonią. Polacy zaś bez większych problemów rozprawili się z Białorusinami. Tak na poprawienie podłych humorów. W środę rozstrzygnie się wszystko. Wszystko sprowadza się do środy.
Już na samym początku spotkania w Białorusinów uderzył potężny cios. Siergiej Rutenka – lider białoruskiej kadry – musiał opuścić plac gry z powodu kontuzji. Niestety, na dobre. Mimo nieprzychylności losu, podopieczni Jurija Szewcowa nie spuścili głów i dzielnie starali przeciwstawić się biało-czerwonym. My z kolei, w mecz weszliśmy nie najlepiej. Kilka przestrzelonych sytuacji, strat. Wyrównane było jednak jedynie pierwsze dziesięć minut spotkania. W 11. minucie tablica wskazywała remis (7:7). Wówczas biało-czerwoni po raz pierwszy wrzucili 2-gi bieg i odskoczyli, rywale nie potrafili odpowiedzieć.
Trener Biegler wziął czas i po raz kolejny znakomicie pokierował taktyką zespołu. Początkowe problemy spowodowane obroną 3-3 w wykonaniu Białorusi Niemiec rozwiązał błyskawicznie. Nieradzącego sobie przy agresywnej defensywie Karola Bieleckiego zmielili dużo bardziej dynamiczni Rafał Gliński oraz Piotr Chrapkowski. Panowie na zmianę asystowali w ofensywie Michałowi Jureckiemu. Lider naszej kadry rozegrał kolejne świetne spotkanie. 9 bramek i zasłużone miano MVP. Na prawej pół-połówce Krzysztofa Lijewskiego zastąpił Michał Szyba. Po meczu dobiegła do nas wiadomość, że “Lijek” jest kontuzjowany. Nie wiadomo co ze środowym starciem z Chorwacją. Absencja Lijewskiego byłaby olbrzymią stratą, mamy nadzieję, iż jest to jedynie zasłona dymna.
Wracając do meczu, Polacy spotkanie rozstrzygnęli już do przerwy. 19:13 i sześć bramek przewagi nie pozostawiało złudzeń kto odniesie triumf. Przewaga biało-czerwonych w drugich trzydziestu minutach sięgnęła nawet 10 trafień. Warto odnotować dłuższy występ Maćka Gębali oraz znów 40% dyspozycję Sławomira Szmala. Ponad kwadrans dostał również Piotr Wyszomirski. Bramkarz Picku Szeged osiągnął 27% skuteczności w bramce. Wciąż czekamy na przebudzenie popularnego “Wysza”.
Białorusini w końcówce ambitnie starali się jeszcze zniwelować straty i zdołali odrobić pięć trafień. Polacy zanotowali zaś spory przestój i z utęsknieniem czekali na ostatni gwizdek. Ostatecznie wygrali 32:27.
Nie mogło być inaczej. Polacy ustawili sobie tempomat na 65% skuteczności w ataku. Znów powielili wynik uzyskany z Macedonią, Francją oraz Norwegią. Słabiej wypadli tylko w inauguracyjnym starciu z Serbią (62%). 17 asyst uwydatnia kombinacyjną grę Polaków. W tej statystyce królowali Szyba i Jurecki (4 i 5). 12 strat, z czego większość w końcówce nie ma żadnego znaczenia. Tylko 2 kary i aż 6 przechwytów. Biało-czerwoni w liczbach.
Z pozytywów: cieszy powrót 40% (bez skojarzeń…) Szmala, kolejny fantastyczny mecz Jureckiego, potwierdzenie dobrej dyspozycji Szyby i przede wszystkim spokojna i niezagrożona wygrana. Martwi fatalna skuteczność Bieleckiego (2/8, w tym jeden karny), ciągle słaby Wyszomirski, a zwłaszcza niepewna sytuacja zdrowotna Lijewskiego. Veni, vidi, vici. Szkoda, że z jedną ofiarą…
Polska – Białoruś 32:27 (19:13)
Polska: Szmal, Wyszomirski – Lijewski, Krajewski 1, Bielecki 2, Wiśniewski 2, Jurecki 9, Konitz, Grabarczyk 2, Gliński, Syprzak 3, Daszek 5, Gębala, Łucak, Szyba 6, Chrapkowski 2.
Kary: 2 min.
Karne: 2/3
Białoruś: Sałdacenka, Aleksiej Kiszow – Browka, Kulesz 4, Chadkiewicz 3, Puchowski 5, Rutenka, Nikulenkow, Szyłowicz 6, Pacykailik, Jurnynok 4, Baranow 1, Prakapenia, Karałek 4, Titow.
Kary: 8 min.
Karne: 4/5
***
Macedonia, mimo utraty szans na awans, bardzo sportowo przystąpiła do potyczki z pewną siebie i wygranej Norwegii. Zaledwie po pięciu minutach gry szczypiorniści z Bałkanów prowadzili 4:2. Świetnie spotkanie rozgrywał Kirył Lazarow. Gracz Barcelony raz po raz bombardował bramkę rywali, nie pozwalając rozpędzić się Norwegii. Lazarow uzbierał 11 trafień, co zapewniło mu tytuł MVP spotkania. Co ważniejsze, bramki 35-latka pozwoliły nawiązać wyrównaną walkę z wyżej cenionym rywalem. Blado w norweskich szeregach spisywała się obrona wraz z bramkarzem – Ole Erevik po trzydziestu minutach gry miał zaledwie 11% skutecznych obron. Cała gra Macedonii skupiała się wokół Lazarowa, ale inni też starali się dokładać swoją cegiełkę. Dzięki zespołowej postawie i fantastycznej dyspozycji lidera, do przerwy Macedończycy wypracowali 4 bramki przewagi. Mała niespodzianka? Na pewno.
Zaraz po wyjściu z szatni Norwegowie zdobyli dwie szybkie bramki. Wydawało się, że złapią i dogonią rywali. Wtem Lazarowowi znów włączyła się opcja ruskiego granatnika “strzelać bez rozkazu” no i marzenia Skandynawów prysły. Lazarow trafił raz, drugi, trzeci, ale dał też rzucać innym. Wykorzystane kontry Georgiewskiego wyprowadziły Macedonię na pięciobramkowe prowadzenie. Do końca pozostawało 15 minut. Konsternacja i czas w obozie Norwegii.
Ostatni kwadrans zdecydowanie należał już do podopiecznych Christiana Berge, którzy na osiem minut przed końcem spotkania doprowadzili do remisu 28:28. Wszytko wróciło do normy? Norwegowie dwóch punktów potrzebowali jak tlenu, Macedonia jawiła się jako cichy zabójca. Bohaterem Norwegów był niewątpliwie bramkarz – Espen Christensen. Wszedł i od razu obronił trzy bardzo ważne rzuty, pozostawiając swoją kadrę w grze. Wynik 31:31 widniał już na 90 sekund przed końcową syreną. Macedończycy sprytnie kradli czas i zamierzali dowieźć remis do ostatniego gwizdka. Tą sztukę gracze z Bałkanów opracowali niemal do perfekcji. W chaosie ostatnich minut nikt bramki już nie zdobył. 31:31. Remis Macedonii nic nie dający, Norwegii wiele zabierający…
Środa zadecyduje, Środa pokaże miejsce w szeregu
Jutro rozstrzygnie się rywalizacja w “polskiej” części drabinki. Doczekać już się nie możemy. Środa, środa, środa. W tym właśnie dniu, poświęconym niegdyś greckiemu bogowi Hermesowi, a przez ludy nordyckie najważniejszemu z bóstw, Wotanowi (zwanego także Odynem), przyjdzie nam pasjonować się walką o półfinał. Jutro rozegrane zostaną 3 spotkania grupy M1. O 16 w meczu o pietruszkę Macedonia podejmie Białoruś. Wynik tego spotkania nie ma najmniejszego wpływu. Kluczowe zdanie ma zaś rezultat spotkania Francja – Norwegia, który rozpocznie się o 18.15. Polacy do starcie z Chorwatami przystąpią z pełnią wiedzy. Zagrają najpóźniej, tradycyjnie o 20.30. Jakie warianty premiują awansem Polaków?
Jako, że biało-czerwoni będą grać jako ostatni odnosić będziemy się do starcia Francja – Norwegia. Od niego zależeć będą “wymogi” niezbędne do awansu Polaków:
Wygrana Francji (scenariusz najprawdopodobniejszy)
Jeżeli Trójkolorowi zatriumfują nad Norwegami, Polska zmuszona będzie wygrać z Chorwacją. Nawet remis nie da nam awansu, gdyż w ostatecznym rozrachunku z Norwegią zadecyduje bezpośrednia porażka biało-czerwonych w starciu obu ekip. Wygrana, zapewni awans z I miejsca. Triumf Francji stawia Polskę pod ścianą – wszystko (I miejsce) albo nic (III miejsce).
Remis Norwegii z Francją
W przypadku remisu Norwegowie mieć będą 8 punktów, Francja 7. Wygrana i remis biało-czerwonych oznacza II miejsce, porażka skazuje na grę o miejsca 5-8.
Zwycięstwo Norwegii
Wówczas, podobnie jak przy remisie, Polacy tracą szanse na I miejsce. Remis bądź wygrana z Chorwatami zapewnia awans. Co ciekawe, porażka z Hrvatską mniej niż 3 golami również premiuje biało-czerwonych.
Jeżeli Francja przegra z Norwegią szanse na awans będzie miała także Chorwacja, która będzie musiała wygrać z Polską 11 bramkami. Z kolei awans Francji w przypadku porażki z Norwegią da zwycięstwo Chorwacji nad Polską nie niższe niż 4 bramkami, ale nie wyższe niż 11.
***
Pewne zwycięstwo nad Białorusią wlało nieco optymizmu w serca polskich kibiców. Z niecierpliwością czekamy na środowe spotkania, a zawodnicy już teraz apelują o gorący doping. Dziś swoje spotkania rozegra grupa M2. Dania zmierzy się ze Szwecją, Hiszpania z Węgrami. Faworyci nie powinni mieć problemów, zwłaszcza, że zarówno Madziarzy, jak i Skandynawowie są już praktycznie poza turniejem. Bez nawet matematycznych szans na awans. Nam pozostaje więc czekań te nieco ponad 24h na wielkie emocje. A one będą z pewnością, nasi reprezentanci wiedzą przecież najlepiej jak się o nie zatroszczyć…