Polska to kraj bardzo gościnny. Nasi szczypiorniści wzięli sobie te słowa do serca, podobnie jak piłkarze cztery lata wcześniej i oddali pole do popisu zawodnikom z państw przyjezdnych. Organizatorzy zaś gościnność zinterpretowali zdecydowanie lepiej. Efektem tego był piękny turniej który, mimo że nie obyło się bez drobnych wpadek, zapamiętany będzie jako widowisko na najwyższym poziomie.
– Możemy mówić o paradoksie. Ze względu na konserwatywne podejście i kontrowersyjne reformy polski rząd znalazł się w Europie w ogniu krytyki. Tymczasem jeśli chodzi o sport, Polacy są jednym z najbardziej nowoczesnych oraz otwartych narodów – ocenił redaktor “L’Equipe”, Yann Hildwein. – Pod względem organizacji to najlepsze Euro, na jakim byłem. Mamy bardzo dobre warunki pracy – wtóruje mu kolega po fachu.
Ciężko się z dziennikarzami nie zgodzić. Wyszkoleni wolontariusze byli niezwykle pomocni w obsłudze zagranicznych kibiców i dziennikarzy, a centra prasowe i trybuny medialne same w sobie zachęcały do tworzenia dziennikarskich materiałów – pełen profesjonalizm. Mecze urozmaicano występami cheerleaderek i przeróżnymi konkursami dla publiczności. Kibice nie mogli się nudzić. Stadiony, ba całe miasta przez miesiąc żyły mistrzostwami. Czerwone flagi z logo symbolizującym turniej zdobiły główne ulice, a plakaty i banery równie szybko rzucały się w oczy. Gdańsk na czas rywalizacji grupowej stał się biało-czerwony – Polacy grali na południu kraju, ale za to nad Bałtyk zawitały tłumy Duńczyków. To oni w dużej mierze zadbali o atmosferę w Ergo Arenie, stworzyli swoim ulubieńcom świetne warunki do gry, a ich brak w strefie medalowej zapewne przeżyli bardzo boleśnie. Mistrzowski klimat stworzono także we Wrocławiu i Katowicach – tam rządzili przyjezdni z Niemiec i Norwegii. Tymczasem Kraków przez moment ponownie stał się stolicą Polski. Mazurek Dąbrowskiego w wykonaniu zgromadzonych na trybunach kibiców wywoływał ciarki na plecach, a zawodników (przynajmniej do pewnego meczu) przybliżał do zwycięstw. Rekord frekwencji na trybunach został pobity. Polski czempionat przebił wynik z Danii sprzed 2 lat. Niemniej jednak widowisko jako całość zdecydowanie ucierpiało po feralnym spotkaniu z Chorwacją. Gdy gospodarz odpadł z gry o najwyższe cele cały, entuzjazm związany z mistrzostwami zdecydowanie zmalał. Kibice drużyn walczących o medale gromko dopingowali swoich faworytów, ale daleko im było do polskich fanów.
– To, co się działo do fazy finałowej, było fantastyczne. Szkoda, że wasza drużyna nie awansowała. Ta wspaniała atmosfera, hala wypełniona po brzegi, kibice… Tym wszystkim zasłużyliście na grę w finale – żałował wspomniany już Yann Hildwein.
Miał być sukces sportowy – nie wyszło. Wszystkim nam jest przykro, bo po naszych Orłach spodziewaliśmy się zdecydowanie więcej. Raz się wygrywa, raz się przegrywa. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem. Mamy się powód do dumy. W kwestii organizacyjnej Polsce nie można nic zarzucić, docenili to także zawodnicy.
– Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Na wysokości zadania stają zarówno organizatorzy, jak i kibice. Wcześniej w Katowicach, a teraz w Krakowie widać, że wszystko obraca się w czasie mistrzostw wokół piłki ręcznej. Polska świetnie poradziła sobie z organizacją turnieju. Cała dyscyplina bardzo rozwinęła się w waszym kraju w ciągu ostatnich kilku lat – powiedział w rozmowie z dziennikarzem Eurosportu chorwacki skrzydłowy Ivan Cupić. – To jest niesamowite. Chciałbym, abyśmy to powtórzyli u nas za dwa lata – dodał Zlatko Horvat.
Czyli jednak te mistrzostwa nie były takie złe…
źródło zdjęcia: EHF
Polska to kraj bardzo gościnny. Nasi szczypiorniści wzięli sobie te słowa do serca, podobnie jak piłkarze cztery lata wcześniej i oddali pole do popisu zawodnikom z państw przyjezdnych. Organizatorzy zaś gościnność zinterpretowali zdecydowanie lepiej. Efektem tego był piękny turniej który, mimo że nie obyło się bez drobnych wpadek, zapamiętany będzie jako widowisko na najwyższym poziomie.
– Możemy mówić o paradoksie. Ze względu na konserwatywne podejście i kontrowersyjne reformy polski rząd znalazł się w Europie w ogniu krytyki. Tymczasem jeśli chodzi o sport, Polacy są jednym z najbardziej nowoczesnych oraz otwartych narodów – ocenił redaktor “L’Equipe”, Yann Hildwein. – Pod względem organizacji to najlepsze Euro, na jakim byłem. Mamy bardzo dobre warunki pracy – wtóruje mu kolega po fachu.
Ciężko się z dziennikarzami nie zgodzić. Wyszkoleni wolontariusze byli niezwykle pomocni w obsłudze zagranicznych kibiców i dziennikarzy, a centra prasowe i trybuny medialne same w sobie zachęcały do tworzenia dziennikarskich materiałów – pełen profesjonalizm. Mecze urozmaicano występami cheerleaderek i przeróżnymi konkursami dla publiczności. Kibice nie mogli się nudzić. Stadiony, ba całe miasta przez miesiąc żyły mistrzostwami. Czerwone flagi z logo symbolizującym turniej zdobiły główne ulice, a plakaty i banery równie szybko rzucały się w oczy. Gdańsk na czas rywalizacji grupowej stał się biało-czerwony – Polacy grali na południu kraju, ale za to nad Bałtyk zawitały tłumy Duńczyków. To oni w dużej mierze zadbali o atmosferę w Ergo Arenie, stworzyli swoim ulubieńcom świetne warunki do gry, a ich brak w strefie medalowej zapewne przeżyli bardzo boleśnie. Mistrzowski klimat stworzono także we Wrocławiu i Katowicach – tam rządzili przyjezdni z Niemiec i Norwegii. Tymczasem Kraków przez moment ponownie stał się stolicą Polski. Mazurek Dąbrowskiego w wykonaniu zgromadzonych na trybunach kibiców wywoływał ciarki na plecach, a zawodników (przynajmniej do pewnego meczu) przybliżał do zwycięstw. Rekord frekwencji na trybunach został pobity. Polski czempionat przebił wynik z Danii sprzed 2 lat. Niemniej jednak widowisko jako całość zdecydowanie ucierpiało po feralnym spotkaniu z Chorwacją. Gdy gospodarz odpadł z gry o najwyższe cele cały, entuzjazm związany z mistrzostwami zdecydowanie zmalał. Kibice drużyn walczących o medale gromko dopingowali swoich faworytów, ale daleko im było do polskich fanów.
– To, co się działo do fazy finałowej, było fantastyczne. Szkoda, że wasza drużyna nie awansowała. Ta wspaniała atmosfera, hala wypełniona po brzegi, kibice… Tym wszystkim zasłużyliście na grę w finale – żałował wspomniany już Yann Hildwein.
Miał być sukces sportowy – nie wyszło. Wszystkim nam jest przykro, bo po naszych Orłach spodziewaliśmy się zdecydowanie więcej. Raz się wygrywa, raz się przegrywa. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem. Mamy się powód do dumy. W kwestii organizacyjnej Polsce nie można nic zarzucić, docenili to także zawodnicy.
– Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Na wysokości zadania stają zarówno organizatorzy, jak i kibice. Wcześniej w Katowicach, a teraz w Krakowie widać, że wszystko obraca się w czasie mistrzostw wokół piłki ręcznej. Polska świetnie poradziła sobie z organizacją turnieju. Cała dyscyplina bardzo rozwinęła się w waszym kraju w ciągu ostatnich kilku lat – powiedział w rozmowie z dziennikarzem Eurosportu chorwacki skrzydłowy Ivan Cupić. – To jest niesamowite. Chciałbym, abyśmy to powtórzyli u nas za dwa lata – dodał Zlatko Horvat.
Czyli jednak te mistrzostwa nie były takie złe…
źródło zdjęcia: EHF