Jedenastego października wybrałam się na “Dziady” w reżyserii Radosława Rychcika do Teatru Nowego w Poznaniu.
Znajomość tego mickiewiczowskiego dramatu to podstawa wykształcenia każdego Polaka. Dlatego z wielkim zaciekawieniem chciałam odkryć i poznać nowoczesny sposób ukazania tego ponadczasowego dzieła. Reżyser Rychcik, w zupełnie inny sposób niż jest to w klasycznych “Dziadach”, teatralnym głosem mówi o wykluczeniu, rasizmie i podziałach społeczeństw, przenosi nas w amerykańskie lata 60. XX wieku.
Jako pierwsza zaskakuje zmodyfikowana dedykacja, gdzie obok Jana Sobolewskiego, Cypriana Daszkiewicza i Feliksa Kółakowskiego, pojawiają się m.in. Martin L. King, Malcolm X i John F. Kennedy. Zadziwia również postać Jokera, głównej postaci z filmu “Batman”, który zaadaptowany na postać Guślarza, prowadzi obrzędy. Po pierwszym odsłonięciu kurtyny moje zdziwienie wzbudziła scenografia. Boisko do koszykówki, w oddali telewizor, stolik kawowy, a przy nim trzy kobiety, które potem okazały się być chórem. Reżyser wprowadził wiele zmian. W kilku przypadkach bardzo nieoczekiwanych, ale też niezwykle wymownych, tj. głos w kwestii rasizmu i zniesienia podziałów: na czarne i białe, dobre i złe, pana i niewolnika. Przerwa dzieli spektakl na dwie części. Druga część jest zdecydowanie bardziej powiązana i osadzona w “Dziadach”. Światła gasną i z głośników słyszymy Wielką Improwizację w wykonaniu Holoubka z filmu “Lawa”, która w moim odczuciu jest genialna. Mimo wspaniałego wykonania Improwizacji na usta nasuwa się pytanie: Dlaczego reżyser nie usiłował sam przedstawić tej właściwie jednej z najważniejszych scen? Dlaczego zastąpił aktorów techniką?
“Dziady” Rychcika to głos i skarga uciemiężonych. Jednym z elementów, które zdecydowanie na plus przyciągnęły moją uwagę, była pieśń niewolników. Potężnie brzmiąca “Zemsta na wroga” wykonywana przez nagich niewolników w kajdanach, w półmroku budzi niezwykłe refleksje. Uważam, że to jedna z najlepszych scen wykreowanych przez reżysera.
Po spektaklu usłyszałam pytanie, być może gimnazjalistki, do swojej mamy: “Mamo, o czym to było?”. Nic dziwnego. Całość i w moim odczuciu okazała się niezrozumiała i chaotyczna.
Uważam jednak, że mimo wszystko warto wybrać się na “Dziady” do Teatru Nowego, żeby samodzielnie przemyśleć i wysnuć wnioski o tym, co Rychcik miał na myśli tworząc taką sztukę, żeby przyjrzeć się bardzo dobrej scenografii i spojrzeć okiem reżysera na mickiewiczowskie dzieło.