Myślisz, że w ten weekend monarsze berło nadal dzierżyła Elżbieta II? Przypuszczasz, że dystryktem, w którym panuje władca Wielkiej Brytanii jest Buckingham Palace? Masz pewność, że nie ma nic bardziej wyniosłego niż królowa Anglii? Tak? W takim razie marny z ciebie piłkarski fanatyk. Prawdziwą fortecą, o której zdobycie walczyły dwie drużyny ze stolicy, jest White Hart Lane, a jedynymi pretendentami do starcia weekendu są gospodarze – Tottenham Hotspur oraz goście – Arsenal Londyn. Londyńskie metro, na pokładzie z piłkarzami, ruszyło z impetem!
Kanonierzy na trzecim miejscu, Koguty lokatę wyżej. Trzy punkty więcej na koncie gospodarzy. Sytuacja porównywalnie niepewna, jednakże zaskakująco dobra w przypadku obu zespołów.
Mimo tego, że pierwszą, naprawdę poważną sytuację miał Tottenham, to niełatwo było wyłonić drużynę, która prowadzi i nadaje tempa temu spotkaniu. David Ospina stanął w szranki z Erikiem Lamelą. Ten uderzył na tyle niedokładnie, że bramkarz Arsenalu mógł popisać się genialną interwencją. To tak jakby Argentyńczyk wbijał gwoździe i niezwykle mocno trafiłby młotkiem w swój kciuk zamiast w metalowy szpikulec.
Pierwsza połowa nie porywała. Dopiero w 39 minucie na murawie można było dostrzec wysoką klasę zawodników. Po tej akcji zawodnicy gospodarzy powinni spakować walizki i z szacunkiem dla rywali wyjść ze stadionu (zrobili to dopiero w połowie i wrócili po przerwie). Welbeck zagrał do Belleriniego wzdłuż pola karnego. Hiszpan wypatrzył Aarona Ramseya. Zawodnik nie wahał się i wydaje się, że strzelił bramkę życia. Niezwykle finezyjnie, jakby wkładał nóż w miękkie masło, uderzył piętą, nie dając szans bramkarzowi. Zagranie było tak precyzyjne, że można pokusić się o tezę, iż mama dawała mu piłkę do kołyski i już wtedy ćwiczył tę sztukę, by właśnie 5 marca 2016 roku przedstawić światu co potrafi.
Bramka Arsenalu była tylko preludium prawdziwych emocji, których kibice mogli doświadczyć w drugiej połowie. Druga żółta, a w konsekwencji czerwona kartka za niepotrzebny faul w bocznej strefie boiska zmartwiła zarówno Arsene Wengera, jak i przyjezdnych kibiców. Winowajcą tejże akcji był Francis Coquelin.
To właśnie wtedy gospodarze nabrali bocznego wiatru w żagle. Od momentu gry z przewagą jednego gracza poczuli, że mogą zrobić tego popołudnia jeszcze coś produktywnego. No i w 60 minucie strzelili bramkę po rzucie rożnym. Proste. Toby Alderweireld uderzył silnie i precyzyjnie półwolejem, tuż po zgraniu kolegi z drużyny. Tottenham doprowadził do remisu.
Koguty poszły za ciosem. Dwie minuty później Harry Kane, podobnie jak Ramsey w pierwszej połowie, długo się nie zastanawiał. Jego prawa noga została ustawiona tak precyzyjnie jak lufa radzieckich czołgów T-34 w ’41. Huknął z okolic linii pola karnego, zawijając piłkę poza zasięgiem Ospiny, a później pomknął w kierunku narożnika boiska, celebrując bramkę w stylu bobsleisty.
Po dwóch błyskawicznych ciosach ze strony gospodarzy Arsenal pokazał charakter i wskazał, iż potrafi się odrodzić, nawet w osłabieniu. Héctor Bellerin Moruno dostrzegł wychodzącego na czystą pozycję Alexisa Sancheza. Chilijczyk nie zmarnował danej mu szansy i doprowadził do remisu. Płaska piłka uderzona przez byłego zawodnika FC Barcelony sprawiła jeszcze psikusa Llorisowi, podskakując tuż nad jego ręką.
W ostatnich minutach meczu obie drużyny miały spore szanse, by wyjść na prowadzenie. Nie zdołały jednak wykorzystać żadnej z sytuacji. Remis, zważywszy na cały przebieg meczu, jest zwycięstwem Kanonierów, głównie ze względu na osłabienie. Paradoksalnie jednak, patrząc na wynik meczu Leicester – oba zespoły przegrały. Lisy powiększyły przewagę. Zarówno Tottenham, jak i Arsenal nie zyskały zbyt wiele, zwłaszcza jeśli chodzi o mistrzostwo Premier League. Niewiele, a właściwie nic…