Gdyby reprezentacja Portugalii miała jedenastu Cristiano Ronaldo, wtedy byłaby potęgą. Jedna gwiazda prawdopodobnie jednak nie wystarczy, by coś zwojować we Francji.
Fernando Santos grę Portugalczyków układa, a jakżeby inaczej, pod Cristiano Ronaldo. Niejedni mówią pół żartem, pół serio, że selekcjoner nawet schodzi z drogi piłkarzowi Realu Madryt, gdy mija go na ulicy.
Portugalia prowadziła politykę kolonialną od roku 1415 i poprzez to była pierwszym takim państwem na świecie. Po zakończeniu rekonkwisty w prowincjach Algarve i Alentejo kontynuowano ekspansję chrześcijaństwa poprzez eksplorację wybrzeży Afryki, by w połowie XVI wieku to tak naprawdę niewielkie królestwo było niekwestionowanym liderem globalnego handlu.
Patrząc na wysokie, bo siódme miejsce reprezentacji Portugalii w rankingu FIFA, można odnieść wrażenie, że ta niewielka republika powinna kontynuować dawne dzieje, nawiązując do czasów bycia królestwem. Może nie pod względem handlu, ale ekspansji wspaniałych piłkarzy, a także bycia faktyczną czołówką światową w futbolu. Ranking FIFA jest jednak taki jak każda „nowa” epidemia bądź UFO – należy traktować to z przymrużeniem oka.
Jak na ironię im bliżej na przestrzeni lat do osiągnięcia apogeum formy przez Cristiano Ronaldo, tym gorzej Portugalczycy wypadali na imprezach światowej bądź europejskiej rangi. Euro 2004 – srebrny medal, a powinien być złoty, nawet jeśli romantyczna historia ówczesnej reprezentacji Grecji do tej pory działa niczym miód na nasze serca; mistrzostwa świata 2006 – czwarte miejsce na świecie. To był właśnie czas, gdy Ronaldo był jeszcze uważany za ogromny talent, a nie wyjadacza jak obecnie. Wraz z krzepnięciem tytana następne turnieje albo kończyły się na wczesnej fazie pucharowej, albo nawet brakiem wyjścia z grupy. Czyżby zbyt duży indywidualizm i egocentryzm gwiazdora były przyczynami regresu reprezentacji Portugalii? Nie da się ukryć, że tak.
Dziesięć lat temu? Oprócz Ronaldo o sile drużyny stanowili m.in. Luis Figo, Ricardo Carvalho (emeryt powrócił do kadry po pięciu latach nieobecności), Maniche, a nawet Pauleta, którego Tomasz Hajto nie wspomina najlepiej, delikatnie rzec ujmując. Obecnie poza filarem Realu Madryt bieda. Dobitnie możemy to zobaczyć, patrząc na kadrę Portugalczyków na Euro 2016, wśród której przeciętnie znający się na futbolu fan mógłby skojarzyć co najwyżej kolegę Ronaldo z drużyny – Pepe bądź Naniego i Quaresmę, którzy najlepsze lata mają dawno za sobą. I oczywiście Renato Sanches, nowy nabytek Bayernu! Ale to tylko dlatego, że szerzej nikomu nieznany nastolatek kosztował Bawarczyków aż 35 milionów euro, co jest jawną kpiną dla piłki nożnej.
Ciekawe czy siłą Portugalczyków okaże się trener – Fernando Santos. Jak wspomniałem na początku, jest on raczej poddany Cristiano Ronaldo, co nie dziwi zbytnio, ale przynajmniej potrafił posprzątać po poprzedniku Paulo Bento, który wycisnął, nie da się ukryć, przeciętną reprezentację jak cytrynę. Co ciekawe, zarówno Santos, jak i Ronaldo spotkali się jeszcze, kiedy Ronaldo zaczynał karierę w Sportingu Lizbona. Trener powiedział wtedy chudemu dzieciakowi z krzywymi zębami, że nie najlepiej idzie mu gra w powietrzu. Następnego dnia chłopak do znudzenia ćwiczył uderzenia głową. Oto obsesja doskonałości, która została mu do teraz. Bardzo wątpliwe jednak, żeby cokolwiek to dało w kontekście występu reprezentacji Portugalii na Euro 2016. Krawiec kraje jak mu materii staje.