Euro #5 – dzień niespodzianek

Piąty dzień zmagań na Euro 2016 był dobrą okazją do pełnego przedstawienia nowej formuły mistrzostw. Przez zwiększenie liczby drużyn z szesnastu do dwudziestu czterech powstały dwie grupy więcej niż w poprzednich turniejach. Dzięki temu po raz pierwszy w historii Euro mogliśmy dzisiaj oglądać spotkania w ramach grupy F. Co więcej, na jej przykładzie dobrze widać działanie reformy premiującej mniej znane reprezentacje – Islandia jest na Euro debiutantem, Austria awans na mistrzostwa wywalczyła po raz pierwszy w eliminacjach, a Węgrzy wracają do czempionatu po 44 latach. Jedynie Portugalię można uznać za stałego bywalca. Jak więc poradziły sobie dzisiaj te zespoły?

Zaskoczenie i zasłużona wygrana

Styl, w jakim przeszły przez eliminacje Austria i Węgry, kazał traktować współorganizatorów Euro 2008 jako zdecydowanych faworytów spotkania w Bordeaux. Podopieczni Marcela Kollera wygrali swoją grupę eliminacyjną nie ponosząc ani jednej porażki, a jedyny remis (!) przydarzył im się w meczu ze Szwecją, którą w rewanżu na wyjeździe pobili 4:1. Madziarzy natomiast w stosunkowo łatwej grupie wygrali zaledwie cztery na dziesięć meczów. Trzeba dodać, że były to podwójne zwycięstwa z… Finlandią i Wyspami Owczymi i na dodatek dały im one trzecie miejsce za… Irlandią Północną i Rumunią. Nieco lepiej zaprezentowali się w barażach, w których dwukrotnie ograli Norwegów i dzięki temu uzupełnili skład francuskiego turnieju.

Te statystyki znalazły odbicie już kilkadziesiąt sekund po pierwszym gwizdku sędziego. Największa gwiazda Austriaków – David Alaba – strzałem z dość sporej odległości trafił w słupek. To niepowodzenie zbiło nieco z tropu faworytów tego spotkania, ponieważ wraz z upływem czasu pierwszej połowy coraz lepsze wrażenie stwarzali Węgrzy. Ich akcje były spokojne i przemyślane, podczas gry rywale raz po raz popełniali proste błędy. Najlepszą sytuację do strzelenie gola „nasi bratankowie” stworzyli sobie w 43. minucie, ale Balazs Dzsudzsak, mając przed sobą tylko bramkarza, kopnął sporo obok lewego słupka bramki. Do przerwy w Bordeaux mieliśmy remis.

Po zmianie stron przewaga Węgrów zarysowała się jeszcze wyraźniej. W 55. minucie austriacki bramkarz zdołał jeszcze wybronić strzał zmierzający w okienko jego bramki, ale siedem minut później skapitulował. Efektowną dwójkową akcję między Kleinheislerem a Szalaim na gola zamienił ten drugi. Na domiar złego dla Austriaków cztery minuty później za drugą zółtą kartkę z boiska został wyrzucony Dragović. Grający w dziesiątkę zawodnicy trenera Kollera pod koniec meczu zaczęli nadziewać się na kontry, z których jedną na bramkę zamienił, wprowadzony siedem minut wcześniej, Zoltan Stieber. Węgrzy tym wynikiem pokazali, że są poważnym kandydatem do zajęcia drugiego miejsce w grupie, a Austria musi poważnie zreorganizować swoją grę jeśli chce jeszcze marzyć o awansie do 1/8 finału.

Austria – Węgry 0:2 (0:0)

Bramki: Szalai 62., Stieber 87.

Austria: Almer – Klein, Dragović, Hinteregger, Fuchs – Baumgartlinger, Alaba – Harnik (76. Schopf), Junuzović (59. Sabitzer), Arnautović – Janko (65. Okotie)

Węgry: Kiraly – Fiola, Guzmics, Lang, Kadar – Gera – Nemeth (89. Pinter), Nagy, Kleinheisler (79. Stieber), Dzsudzsak – Szalai (69. Priskin)

Debiutant zadziwił

Podobne różnice na papierze jak w przypadku Austrii i Węgier występowały także przed wieczornym meczem Portugalii z Islandią. W tym przypadku jednak nie wynikały one z postawy w eliminacjach. Reprezentacja z Półwyspu Iberyjskiego wygrała swoją stosunkowo łatwą grupę m.in. z Danią i Serbią, a Islandczycy wywalczyli awans kończąc zmagania nad Turcją i Holandią. Przewaga drużyny Fernando Santosa wynikała z klasy poszczególnych zawodników i ich ogrania w dużych międzynarodowych turniejach. Portugalczycy grali na wszystkich mistrzostwach Europy w ostatnich dwudziestu latach, a Islandia debiutuje na tak dużej imprezie.

Pierwsze minuty meczu w Saint-Etienne zaskoczyły jednak pewnie niejednego kibica. Już w 4. minucie Sigurdsson efektownie wymanewrował dwóch obrońców, wpadł w pole karne i znajdując się naprzeciw portugalskiego bramkarza strzelił wprost w niego. Po kilkunastu minutach przewagi Islandii obudzili się jednak piłkarze Santosa. Najaktywniejszym piłkarzem zdawał się być Nani, który najpierw z kilku metrów strzałem głową trafił tylko w nogę bramkarza Halldorssona, ale w 31. minucie strzelając z podobnej odległości wyprowadził Portugalię na prowadzenie. Przez pozostały kwadrans stroną przeważającą nadal była reprezentacja z południa Europy, ale mimo pojedynczych sytuacji piłkarze schodzili do szatni przy wyniku 1:0.

Druga połowa zaczęła się tak naprawdę identycznie jak pierwsza – przewagą Islandczyków. Różniła się jednym, ale za to bardzo ważnym elementem – Islandia wyrównała. Po dokładnym dośrodkowaniu Gudmundssona piłkę do bramki skierował zupełnie niepilnowany Bjarnason. Kibice portugalscy ucichli, a sektory zajmowane przez fanów kraju zamieszkiwanego przez 300 tys. osób eksplodowały. Podrażnieni Portugalczycy rozpoczęli zmasowany atak na bramkę Halldorssona, ale ani Nani, ani Pepe, ani mający w 85. minucie świetną sytuację Cristiano Ronaldo nie potrafili przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Po ostatnim gwizdku sędziego Cakira stało się jasne, że największa dotychczas niespodzianka trwającego Euro stała się faktem. Po dzisiejszych wynikach można śmiało stwierdzić, że za sprawą mniej znanych drużyn grupa F staje się areną najciekawszej rywalizacji francuskiego turnieju.

Portugalia – Islandia 1:1 (1:0)

Bramki: Nani 31. – Bjarnason 50.

Portugalia: Patricio – Vieirinha, Carvalho, Pepe, Guerreiro – Mario (76. Quaresma), Danilo, Gomes (84. Eder) – Moutinho (71. Sanches) – Nani, Ronaldo

Islandia: Halldorsson – Saevarsson, R.Sigurdsson, Arnason, Skulason – Gudmundsson (90. E.Bjarnason), Gunnarsson, G.Sigurdsson, B.Bjarnason – Sigthorsson (81. Finnbogason), Bodvarsson

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment