Euro #13 – Ronaldo odkupił swoje winy

Trzynastego dnia Euro 2016, miał miejsce najciekawszy mecz do tej pory, w którym Węgrzy zremisowali 3:3 z Portugalczykami. Jeszcze miesiąc temu, Cristiano Ronaldo i spółka mogliby marudzić, jednak obecnie taki wynik mogą przyjąć z pocałowaniem ręki.

Ronaldo, sam meczu nie wygrasz!

Kto postanowił oglądać równoległe starcie Islandczyków z Austriakami… mógł się srodze zawieść. Zresztą zarówno serce jak i rozum podpowiadały, że wybór meczu Portugalczyków z Węgrami, jest najlepszą opcją. Cristiano Ronaldo, który był niemiłosiernie krytykowany i próbujący się przełamać, a z drugiej strony Madziarzy – przez niejednych nazywani rewelacją turnieju. O dziwo, mimo że oba zespoły mają potencjał w ofensywie, to choćby solidnego środkowego napastnika brak.

Trudniej z samego początku mieli Portugalczycy. Nic dziwnego, skoro Węgrzy już mieli przed pierwszym gwizdkiem zapewniony awans, a podopieczni Fernando Santosa musieli jeszcze wywalczyć awans, mimo tego że zostali obsadzeni w najsłabszej grupie Euro 2016.
W 19. minucie doszło do czegoś, co rozjuszyło Portugalczyków po raz pierwszy w tym meczu. 37-letni Zoltan Gera z dystansu strzelił nie do obrony i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Ronaldo postanowił w końcu się przemóc i dał sygnał swoim kolegom do ataku. W 42. minucie po jego podaniu, Nani wyrównał stan meczu. Źle o ich reprezentacji świadczyło to, że bramka była zaskoczeniem. Węgrzy do tamtej pory byli po prostu lepsi.
Druga część spotkania zaczęła się w mocny sposób. Balazs Dzsudzsak uderzył z rzutu wolnego i rykoszet zmylił Rui Patricio. Odpowiedź przyszła błyskawicznie, gdyż w 50. minucie Cristiano Ronaldo do wcześniejszej asysty postanowił dołożyć gola zdobytego piętą. O ile podaniem przy pierwszej bramce nie odkupił swoich win, o tyle trafienie na 2:2 było już majstersztykiem. To nie był jednak koniec emocji, gdyż zarówno Dzsudzsak jak i Ronaldo nie powiedzieli swoich ostatnich słów. Ten pierwszy znowu wyprowadził Węgrów na prowadzenie w bliźniaczy sposób zdobywając gola z dystansu po rykoszecie od obrońcy, a gwiazdor Realu Madryt uderzeniem przy krótkim słupku po raz kolejny wyrównał stan meczu. Wynik 3:3 do końcowego gwizdka nie uległ już zmianie.

Węgrzy fazę grupową mogą uznać za bardzo udaną. Wywalczyli oni pięć punktów, byli skuteczni (zdobyli aż sześć goli, przy naszych zaledwie dwóch) i zasłużenie triumfowali w tabeli, a w 1/8 finału zmierzą się z drugim zespołem grupy E, czyli najprawdopodobniej Belgią. Portugalia ostatecznie awansuje dopiero z trzeciej lokaty bez zwycięstwa na koncie oraz zmierzy się z zespołem Chorwacji, który wczoraj pokusił się o niespodziankę.

Gejzery wysoko jak nigdy dotąd

A mogło zakończyć się bolesnym upadkiem. Islandczycy wcale nie zaczęli we wspaniały sposób meczu i mało brakowało, żeby po błędzie bramkarza stracili bramkę. W 11. minucie miała miejsce sytuacja, która powinna zdarzyć się na boiskach okręgówki, a nie przedmieściach Paryża. Będący w świetle swojej bramki Hannes Halldorsson zwlekał z wybiciem piłki, futbolówkę spod nóg wyłuskał mu Marko Arnautović, ale na szczęście dla Islandczyka Austriak stracił równowagę na grząskiej murawie i golkiper wślizgiem wybił piłkę rywalowi spod nóg. Co więcej, gdy Austriacy już powoli zaczęli przejmować inicjatywę… stracili bramkę. Sam byli sobie jednak winni, gdyż  Jon Dad Bodvarsson w asyście przeciwnika elegancko przyjął piłkę, by po chwili pokonać Roberta Almera strzałem z ośmiu metrów. Niby podopieczni Marcela Kollera stwarzali sobie okazje, jednak nie potrafili wykorzystać nawet podyktowanego przez Szymona Marciniaka rzutu karnego. Przed przerwą Aleksandar Dragović z „wapna” trafił w słupek bramki Islandii.

Wprowadzenie na boisko Alessandro Schoepfa i Marca Janko podwyższyło poziom gry Austriaków, czego efektem było wyrównanie za sprawą skutecznego, płaskiego strzału pierwszego z nich. Mógł on jeszcze podwyższyć później rezultat pośrodku zyskanej dominacji jego zespołu, jednak Halldorsson zatrzymał go w sytuacji sam na sam. Za sprawą zdecydowanej ofensywy i tego, że Austriacy nie mieli już nic do stracenia, Islandczycy wyszli w ostatniej minucie kontrą trzech na jednego i rezerwowy Arnor Traustason ukazał swoim rywalom, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Dodatkowo, ta oto bramka sprawiła, że podopieczni Larsa Lagerbaecka awansują z drugiego miejsca, a Austriacy zgodnie z oczekiwaniami jadą do domu. Oczekiwania wobec Davida Alaby i jego kolegów były porównywalne z tymi do reprezentacji Polski, my jednak potrafimy bronić.

Po jednym i do domu…

Nie powiedział nigdy żaden Polak. Na szczęście nie musi tego mówić również w kontekście futbolowym, bo jak wszyscy doskonale wiemy, Szwajcarzy już na nas czekają. Takiego luksusu, w postaci 1/8 finału, Szwedzi nie doczekają. Co gorsza, Zlatan nie doczeka. Starał się dzisiaj jak mógł, ale podopieczni Erika Hamrena przegrali 0:1 z Belgami. Postawę kapitana docenili jednak kibice, oklaskując go na stojąco po meczu.

Był to wyrównany mecz – obie drużyny atakowały zawzięcie, jednak formacje defensywne jak i bramkarze spisywali się bez zarzutu. Decydującą o zwycięstwie „Czerwonych Diabłów” bramkę zdobył Radja Naingollan, który pięknym i mocnym strzałem z dystansu zmusił Andreasa Isakssona do kapitulacji.

Oto jak przejawiał się skład Włochów na mecz z Irlandczykami i w trakcie niego:
Salvatore Sirigu – Andrea Barzagli, Leonardo Bonucci, Angelo Ogbonna – Federico Bernardeschi (60′ Matteo Darmian), Stefano Sturaro, Thiago Motta, Alessandro Florenzi, Mattia De Sciglio (81′ Stephan El Shaarawy) – Simone Zaza, Ciro Immobile (74′ Lorenzo Insigne).

Jak widać, trener Antonio Conte dokonał aż ośmiu zmian. Przez cały mecz nie było widać, żeby grali oni wystarczająco poważnie. Nic dziwnego, mieli już zapewniony awans i to Irlandczycy musieli się martwić. Przestali w 85. minucie gdy Robbie Brady strzałem głową skierował piłkę do siatki i zdobył zwycięskiego gola. Włosi, którzy już wcześniej zapewnili sobie pierwsze miejsce w tabeli, nie kwapili się z frontalnymi atakami, by odrobić straty. Ostatnie fragmenty rywalizacji nie dostarczyły większych wrażeń i Irlandia z marnym bilansem bramkowym 2:4 pozostaje w turnieju kosztem Turcji, która okazała się jednym z dwóch najsłabszych zespołów z trzeciego miejsca. Zawodników O’Neilla czeka teraz arcytrudny pojedynek z gospodarzami turnieju Francuzami.

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment