Ceremonia losowania grup przyszłorocznych mistrzostw we Francji odbyła się we czwartek w paryskim w Hotel de Ville. Choć Polacy startowali z niezłego, drugiego koszyka, to trafili na rywali bardzo wymagających. Francja, Rosja, Norwegia, Brazylia, Japonia – do miana „grupy śmierci” brakuje naprawdę niewiele. Cztery z sześciu drużyn w „polskiej” grupie to światowa czołówka. Z wieloma rywalami będziemy mieć także okazję do wyrównania rachunków. Albo oni do wyrównania z nami…
Francja – legenda żąda godnego benefisu
Wymienianie gwiazd czy sukcesów „Trójkolorowych” w ostatnich latach jest bezcelowe. Do zobrazowania hegemonii Francuzów w XXI w. wystarczą dwie statystyki – odkąd Claude Onesta przejął kadrę w 2001 roku, Francuzi zdobyli 11 medali, z czego osiem złotych; do styczniowych mistrzostw Europy w Polsce byli mistrzami absolutnymi. W jednej chwili dzierżyli tytuł mistrzów świata, Europy oraz laur igrzysk olimpijskich. Gdyby tego było mało, pod wodzą Onesty Trójkolorowi nie przegrywają finałów. Grali ich bowiem osiem – mają osiem triumfów.
Nic więc dziwnego, że i na własnych parkietach będą murowanym faworytem do złota. Takowymi mieli być i w styczniu w Polsce, ale rok olimpijski rządzi się własnymi prawami. U siebie motywacji z pewnością im nie zabraknie. Gra jako gospodarz, obrońca tytułu, mistrzostwa jako główny cel sezonu reprezentacyjnego, a przede wszystkim chęć godnego pożegnania odchodzącej legendy francuskiego szczypiorniaka – wspomnianego już Claude’a Onesty – sprawią, że każdy inny wynik niż odbiór złotych medali uznany będzie za porażkę na całej linii.
Legendarny trener po 16 latach zwolni posadę selekcjonera. Ale nie byle komu. Swojego następcę namaścił już dawno temu. Będzie nim inna wielka postać szczypiorniaka nad Sekwaną – były lider defensywy Trójkolorowych, obecnie asystent Onesty, Didier Dinart.
To, że Francuzów da się ograć pokazaliśmy pół roku temu, odprawiając ich z kwitkiem w hicie fazy grupowej Euro. Padł wówczas rezultat 31:25 dla reprezentacji Polski. Jednak była to pierwsza wygrana biało-czerwonych nad Trójkolorowymi od 22 lat. Zważywszy na to, iż z dużym prawdopodobieństwem Francuzi do styczniowego starcia podeszli treningowo, o powtórkę z rozrywki będzie szalenie ciężko.
Rosja – stary hegemon chce ożyć
Zanim to Francuzi dorwali się do władzy absolutnej, monarchami światowego szczypiorniaka byli właśnie Rosjanie. Po fali sukcesów zwieńczonych olimpijskim złotem w Sydney w 2000 roku nic nie zapowiadało końca pasma triumfów. A jednak. Od tego czasu Sborna wywalczyła tylko brąz igrzysk w Atenach. Ostatnie mistrzostwa świata w Katarze Rosjanie ukończyli na… 19 miejscu. Styczniowe Euro na dziewiątym – zdecydowanie poniżej potencjału i ambicji naszych wschodnich sąsiadów.
Po nieudanych mistrzostwach w Katarze kadrę przejął nowy selekcjoner. Olega Kuleszowa zastąpił Dmitrij Torgowanow. Pod jego wodzą Rosjanie odeszli od archaicznego modelu gry i zaczęli czynić spore postępy. Na styczniowym czempionacie grali już piłkę, którą dało się oglądać. Wynik co prawda nie był imponujący, ale gra zespołu uświadczyła w przekonaniu, że kadra idzie w dobrym kierunku. Kolejnym dowodem barażowy dwumecz o awans na MŚ z Czarnogórą. Sborna okazała się lepsza o 17 trafień.
W ostatnim czasie z Rosją mierzyliśmy się wielokrotnie. I regularnie wygrywaliśmy, lecz zawsze po horrorach. Tak było w Danii w 2014 (24:22), tak było w Katarze (26:25). Czy drużyna z Gorbokiem, Żytnikowem, Atmanem, Bogdanowem i Dibirowem w składzie, a przede wszystkim z nowym trenerem znów da się przechytrzyć? Oto kolejni, którzy będą chcieli się na nas porządnie odegrać…
Norwegia – znów oczarować świat
Wreszcie ktoś, komu to nasza reprezentacja będzie miała coś do udowodnienia. Norwegowie okazali się największym objawieniem styczniowego Euro. Byli bardzo blisko finału, lecz przegrali z późniejszymi mistrzami – Niemcami – w ostatnich sekundach.
Na polskim czempionacie Skandynawowie zaskarbili sobie sympatię niemal wszystkich obserwatorów. Grali szybko, widowiskowo, ładnie dla oka, a przy tym ogrywali faworytów – Polaków (30:28) i Francuzów (29:25). W walce o medale zabrakło im jednak doświadczenia. Norwegowie byli bowiem jedną z młodszych ekip w stawce. Na chłodno czwarte miejsce również przyjęli z zadowoleniem, choć w trakcie trwania turnieju apetyty były na pewno większe.
Jednak na mistrzostwach we Francji nie powinno ich w zasadzie być. Po przegranym dwumeczu ze Słowenią uratować ich mogła tylko decyzja IHF o przydzieleniu „dzikiej karty”. No i tak się stało. A ta nie kojarzy się nam za dobrze. Dwa lata temu dostali ją Niemcy, którzy pokonali nas w fazie grupowej.
Na mistrzostwach świata najlepiej poszło im w Tunezji. Doszli wówczas do ćwierćfinału. Na dwa ostatnie czempionaty globu nie zdołali się zakwalifikować. Teraz powracają, by znów nieźle namieszać. Pod wodzą nowego rozgrywającego PSG – młodziutkiego Sandera Sagosena – oraz bezkompromisowego trenera Christiana Berge Norwegowie liczą co najmniej na wyrównanie osiągnięcia z 2005 roku. Czy czarny koń mistrzostw Europy potwierdzi swoją pozycję na światowej arenie?
Brazylia – wesoła jest piłka ręczna
Do niedawna typowy chłopiec do bicia. Wyjście z grupy mistrzowskiego turnieju było dla Canarinhos od zawsze sufitem. Nic więcej niż 1/8 nigdy nie przypadło udziałem Brazylijczyków. Jednak ekipa Jordiego Ribery szykowana specjalnie na igrzyska w Rio (tam też zmierzymy się z nimi w grupie) może okazać się „czarnym koniem” imprezy. I tej, i tej. W kontekście rozgrywanej u siebie olimpiady mówi się nawet o szansach medalowych.
Atutami „Kanarków”, jak zwykle, będą ruchliwość, dynamiczność, gra zespołowa, obrona 3:3, która często sprawia na początku spotkania wiele problemów europejskim drużynom i niekonwencjonalne rozwiązania akcji. Ogólnie rzecz biorąc – pokaz fantazji. Często nieprzemyślanej. W zespole brakuje klasowych zawodników, rodem z Ligi Mistrzów. Sam Guilherme Toledo z płockiej Wisły tej kadry nie pociągnie.
Na przestrzeni ostatnich lat Brazylię zawsze ogrywaliśmy. I zwykle bez większych problemów. Wyjątkiem ostatnie spotkanie – z maja 2015 roku w Katowicach. Wtedy przegraliśmy 24:25. Był to jednak turniej towarzyski. W meczach o punkty Canarinhos nam jeszcze nie zagrozili.
Japonia – jedyny mały wśród wielkich
Zespół, który w starciach z resztą stawki robić będzie za sparingpartnera. Japończycy na mistrzostwa powracają po sześcioletniej absencji. I samo to jest już dla nich wielkim sukcesem. Na jakiekolwiek punkty nie mają żadnych szans. Nie tylko ze względu na wątpliwe warunki fizyczne Azjatów, ale i poziom pozostałych rywali.
Mecz otwarcia XXV mistrzostw świata zaplanowany jest na 11 stycznia 2017 roku. Finał odbędzie się zaś 29 stycznia. Przez dziewiętnaście dni szczypiornistów gościć będą: Albertville, Brest, Lille, Montpellier, Metz, Nantes, Paryż i Rouen, dokładny kalendarz zmagań oraz przydział miast nie jest jeszcze znany. Polacy zagrają na mistrzostwach po raz 14. w historii oraz szósty z rzędu. Biało-czerwoni na francuskich parkietach bronić będą brązu wywalczonego przed dwoma laty w Katarze.
***
Grupa A |
Francja |
POLSKA |
Rosja |
Brazylia |
Japonia |
Norwegia |
Grupa B |
Hiszpania |
Słowenia |
Macedonia |
Islandia |
Tunezja |
Angola |
Grupa C |
Niemcy |
Chorwacja |
Białoruś |
Węgry |
Chile |
Arabia Saudyjska |
Grupa D |
Katar |
Dania |
Szwecja |
Egipt |
Bahrajn |
Argentyna |