Pokonanie mistrzów Europy, wspaniały debiut w lidze francuskiej, wypadek, przeciętność. Życie Charliego Daviesa, amerykańskiego piłkarza, to do tej pory istna sinusoida. Ostatnimi czasy szczęśliwie, na fali wznoszącej.
Puchar Konfederacji nigdy nie był turniejem z rzędu tych, które elektryzowałyby cały piłkarski świat. Nawet ci, którzy błyszczeli na owym czempionacie (m.in. Fred lub Giuseppe Rossi) niekoniecznie musieli później dowodzić swojej wartości na Mundialach lub Euro. Spośród podanych przeze mnie przykładów, pierwszy stał się symbolem tragizmu reprezentacji Brazylii na MŚ w Kraju Kawy, z kolei Włoch przegrał z kontuzjami. A szkoda, bo urodzony w Stanach Rossi prezentował wielki potencjał.
Właśnie, Stany… czas wrócić do naszego bohatera, czyli Charliego Daviesa. W 2009 roku jego reprezentacja zaszła tak daleko jak nikt się tego nie spodziewał. W końcu nie od dziś wiemy, że ci co grają w „soccera” to za wielką wodą ktoś pokroju tenisistów stołowych lub odbijających lotkę badmintonową. Czyli po prostu przedstawiciel niszowego sportu, jakim w Stanach Zjednoczonych jest piłka nożna. Prawdziwi tamtejsi kozacy grają w futbol, ale ich amerykański, lub baseball.
Mimo tego Jankesi dotarli w tamtej edycji Pucharu Konfederacji aż do finału, gdzie ulegli Brazylii 2:3 (do przerwy wygrywali 2:0!), wcześniej sprawiając ogromną niespodziankę w postaci zwycięstwa nad mistrzami Europy Hiszpanami, którzy przegrali z podopiecznymi Boba Bradleya 0:2. Nawet jeśli pełnym blaskiem świeciły wtedy gwiazdy Landona Donovana, Michaela Bradleya lub Jozy’ego Altidore’a, to Charlie Davies i tak był ważną postacią tej drużyny.
Puchar Konfederacji jest traktowany z przymrużeniem oka, mimo grona uczestników w postaci mistrzów kontynentów plus mistrza świata. Coś pokroju Klubowych Mistrzostw Świata bądź przedsezonowych sparingów na tournée po USA lub Dalekim Wschodzie. Po prostu „gorszy futbolowy sort”.
Mimo tego, amerykańska dziewiątka zapracowała sobie poprzez niezłą turniejową postawę, na transfer do poważnej europejskiej ligi, którą była i jest Ligue 1. We francuskim Sochaux świetnie rozpoczął nowy sezon, strzelając już dwie bramki w debiucie. Nic jeszcze nie zwiastowało tego, jak ogromny bagaż przeżyć zyska przez następne lata.
Wtedy przydarzyła się tragedia, która brutalnie sprowadziła piłkarza z fali wznoszącej. Przebywając w USA, ledwo uszedł z życiem z wypadku samochodowego. Kobieta, kierująca wtedy pojazdem zginęła na miejscu. O Mundialu w RPA mógł zapomnieć, miał szczęście że w ogóle przeżył, jak brutalnie by to nie zabrzmiało dla kogoś kto miał tak dobre perspektywy.
Można by porównać sytuację Daviesa, po części, do Marka Saganowskiego, który jako nastolatek świetnie się zapowiadał. Wypadek motocyklowy, któremu uległ, sprawił że nie wspiął się na przepowiadane mu futbolowe szczyty. Daviesowi pisana była podobna droga, czyli osiadł w lidze swojego kraju oraz nie podbił zagranicy. Reprezentacja USA obecnie w pierwszej linii nie jest wybitna, ale to i tak były i nadal są zbyt wysokie progi dla Daviesa.
Kilka miesięcy temu jego żona, z którą zna się jeszcze od liceum, urodziła mu dwóch synów. Jego kariera piłkarska zeszła do poziomu przeciętności, ale przynajmniej mógł spełnić się na polu rodzinnym. A mało brakowało żeby i tu mu się nie poszczęściło, bo bliźniaki przyszły na świat trzy miesiące przed terminem. Z tego powodu dzieci spędziły w szpitalu dwa miesiące na oddziale intensywnej terapii.
Jednak sinusoida zaczęła przybierać na sile. Właśnie po narodzinach synów u Daviesa zdiagnozowano raka. Stoczył najważniejszą walkę w swoim życiu. Przykłady Jonasa Gutierreza lub Stiliana Petrowa mogły wlać w jego serce trochę optymizmu. Tłuszczakomięsak to rzadki rodzaj nowotworu złośliwego, a piłkarz od kilku miesięcy zmagał się z ciężką chorobą. Nie chciał jednak tego ogłaszać, wolał walczyć w samotności.
I jak to się wszystko skończyło? Zawodnik szybko się pozbierał i zdążył już wrócić na boisko! Pierwszego dnia sierpnia zagrał 15 minut w spotkaniu z Orlando City. Patrząc na jego konto na Twitterze, wolne od sztabu PR-owców, można zauważyć jak silnym jest człowiekiem i jak czerpie radość z codziennego życia. Może i Davies nie będzie już strzelał bramek na wielkich turniejach albo w porządnej europejskiej lidze, ale są w życiu rzeczy ważniejsze.