Zespół Spring Rolls przygotowuje się do wydania swojego debiutanckiego krążka. Z tej okazji spotkałem się z chłopakami i zamieniłem kilka słów.
Paweł Smółko: Spring Rolls? Jesteście jakimiś wybitnymi miłośnikami sajgonek? Czy po prostu uznaliście, że to brzmi fajnie?
Artur Łukasik: Raz w życiu jedliśmy sajgonki.
Michał Swórka: Red Hot Chili Peppers? Czy ich nazwa ma jakieś superprzesłanie?
Artur Łukasik: Żarcie to żarcie.
M.S.: Generalnie to było tak, że na studiach uczyłem się języka angielskiego. Poznawaliśmy nowe słówka, w tym z zakresu żywienia. Wśród tego sajgonki – “spring rolls”. Akurat szukaliśmy nazwy dla zespołu. Zaproponowałem na próbie, no i… jest, bo jest.
P.S.: Jakaś współpraca ze sprzedawcami sajgonek?
M.S.: A i owszem, było pismo do jednej z popularniejszej sieci restauracji tego typu w Lublinie.
Albert Wagner: Nie wykluczamy, nie zaprzeczamy.
A.Ł.: Generalnie sajgonki zaburzają spokój świata, zaginają czasoprzestrzeń. Hot dogi też. Tu wchodzi w grę wszechświat.
Albert Wagner: Co oni do tej rakiety wsadzili?
Kuba Rachwał: Lepiej nie pytać.
M.Ś.: Pytanie brzmi – gdzie my tym dolecimy?
P.S.: A właśnie. Gdzie konkretnie planujecie dolecieć?
M.Ś.: Mars to pierwszy przystanek, potem zobaczymy… Na koniec świata i jeszcze dalej. A i to nie jest jeszcze ustalone. Sajgonki można gotować wszędzie.
P.S.: Zauważyłem, że często zdarza się wam grać w pubach. Dobrze się na tym wychodzi?
A.Ł.: Po prostu – kiedy jest możliwość zagrania koncertu w sezonie „nieplenerowym”, puby stanowią dobrą alternatywę. Szukamy takich miejsc, gdzie jest jakieś zaplecze techniczne i ogólnie fajna atmosfera. Mamy sporo takich miejsc, nie tylko w Lublinie, Krakowie etc. Wszędzie znajdzie się miejsce, gdzie chętnie zagramy.
M.S.: Ważne jest też dla kogo gramy, jak choćby ostatnio, na charytatywnym koncercie dla Amelki, która w końcu osiągnęła cel i wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Trzeba szukać miejsca, gdzie można grać. Lublin aspiruje do bycia kulturalną stolicą Polski, wydaje się jednak, że to ludzie po prostu nie mają pieniędzy i czasu na koncerty. Nawet gdy wstęp jest darmowy. Zawsze staramy się zebrać jak najwięcej ludzi. Chcielibyśmy to zmienić w tym mieście.
P.S.: A co tak w ogóle myślicie, że gracie?
A.Ł.: Jeśli chodzi o styl, to rocka. Takiego średnio ciężkiego. Z pięć kilo będzie, zależy jaki kawałek. Ale jesteśmy w stanie bez problemu udźwignąć. Rock to najlepsze słowo, żeby opisać nasz styl, sądzę, że nasi słuchacze też tak uważają.
P.S.: Nagrywacie swój debiutancki album. Jaki on będzie, czego możemy się spodziewać?
M.S.: Na naszą debiutancką płytę składa się 10 piosenek, 7 w języku polskim, 3 w języku angielskim. Każda piosenka jest inna, ale wszystko składa się w jedną całość. Nasz producent powiedział, że nagraliśmy „prawie koncept album”. „Koncept” – bo faktycznie mamy temat przewodni, chcieliśmy coś konkretnego ludziom przekazać, „prawie” – bo bez przesady – to nasz debiutancki album, nie wszystko musi być idealne :D. Aha, i nakręciliśmy kilka fajnych teledysków. Klik!
P.S.: Kiedy możemy się spodziewać premiery?
K.R.: Naszą płytę planujemy wydać na początku 2017 roku – dokładnej daty nie chcemy jeszcze podawać. Gdy będziemy w stu procentach pewni, że całość jest już skończona – będziemy dawać znać na naszej stronie internetowej i profilach społecznościowych.