“Notre Dame de Paris” opowiada historię cyganki Esmeraldy i mężczyzn, którzy ulegli jej urokowi. Wśród nich jest garbaty dzwonnik Quasimodo, który ujrzał dziewczynę tańczącą na placu i zakochał się w niej, targany pożądaniem arcybiskup katedry – Frollo oraz Kapitan Phoebus. Każdy z nich na swój sposób kocha Esmeraldę, jednak ona może wybrać tylko jednego. Pierwowzór (powieść Victora Hugo) jest źródłem wielu ciekawych adaptacji, na przykład bajki wytwórni Walta Disneya, wielu filmów oraz właśnie musicalu. Historię Quasimoda wystawiano już w wielu państwach zaczynając od jej kolebki – Francji. Następnie była przełożona na inne języki, m. in. angielski, hiszpański, włoski, rosyjski, flamandzki oraz oczywiście polski.
W polskiej obsadzie możemy znaleźć wielu znanych nam aktorów z Gdyni (łącznie 30), ale też wielu spoza Pomorza, takich jak Łukasz Zagrobelny, Michał Grobelny, Piotr Płuska czy Jan Traczyk. Wejść w rolę w “Notre Dame” było bardzo trudnym zadaniem dla aktorów, gdyż musical narzuca formę postaci, której nie można zmienić. Jest to widoczne w każdej piosence zaśpiewanej przez wykonawców – bohaterowie są wiernymi kopiami oryginalnych, a to za sprawą kompozytora, który czuwał nad pracą obsady. Aktorzy przed rozpoczęciem prób na scenie spędzili wiele godzin w studiu wraz z Richardem Cocciante (pomysłodawcą musicalu oraz jego kompozytorem). Realizatorzy zadbali o znaną z pierwowzoru formę oraz wysoką jakość efektu końcowego.
W rolę Quasimoda wcielił się Michał Grobelny, absolwent Zespołu Szkół Muzycznych II st. w Szczecinie na wydziale wokalistyki jazzowej oraz częsty uczestnik programów typu talent show (“Mam talent”, “The Voice of Poland”, “Szansa na Sukces”, “Twoja twarz brzmi znajomo”). Na scenie wczuł się idealnie w swoją rolę, oddając jej charakter zarówno ruchami, jak i głosem. Miał bardzo trudne zadanie, ponieważ musiał zmierzyć się z wielkim talentem Garou z francuskiej wersji, jego naturalnym smutkiem w głosie oraz chrypą. W niektórych piosenkach (np. “Książę Głupców”) słychać było wymuszoną imitację głosu Garou, jednakże całość jego roli była intrygująca. Przez cały spektakl Quasimodo przyciągał wzrok dzięki ruchom (skrzywione plecy, kuśtykanie) i kostiumowi oraz zwracał uwagę słuchaczy swoim wokalem (“Porzucony” i nieśmiertelne “Belle”).
Esmeraldę zagrała Ewa Kłosowicz, której rola była debiutem, jeśli chodzi o role pierwszoplanowe. Ewa Kłosowicz również znana jest z programu “The Voice of Poland”. Jej występ na scenie uważam za najlepszy, idealnie pasuje do roli cyganki Esmeraldy. Piosenką “Cyganka” (fr. “Bohemienne”) skradła zapewne nie tylko moje serce, a duet “On ma w sobie słońca blask” (fr. “Beau comme le soleil”) razem z Kają Mianowaną przebił nawet ten oryginalny. Cały musical głosem i grą aktorską owładnęła właśnie Ewa Kłosowicz, oby tak dalej!
Frollo zagrał Piotr Płuska, aktor Teatru Muzycznego w Łodzi. Jego postać była wymagająca pod względem aktorskim, ponieważ Frollo jest rozbudowaną psychologicznie postacią, wiele w niej konfliktów wewnętrznych i rozterek emocjonalnych, od spokojnego do szalejącego z gniewu i miłości (idealnie widać to w piosence “Tyś zgubą moją”). Mimo to Piotr sprostał zadaniu.
Postać Phoebusa grał Przemysław Zubowicz, absolwent kierunku wokalno-aktorskiego AM w Bydgoszczy. Przemysława zapamiętam zwłaszcza za jego solo “Rozdarty”, ale poza tym nie było w nim energii, przyćmili go pozostali aktorzy.
W postać Gringoire wcielił się Maciej Podgórzak, Absolwent Studium Wokalno-Aktorskiego, od 2014 r. aktor Teatru Muzycznego. Grał już w wielu spektaklach, takich jak “Piotruś Pan”, “Zły”, “Grease”. Gringoire jest najtrudniejszą wokalnie rolą, śpiewa najpiękniejsze solówki. Zaczyna on i kończy musical. Na tej postaci opiera się cały spektakl, jest on bohaterem, jak i narratorem. Maciej Podgórzak to utalentowany wokalista, ale nie wystarczyło mu talentu na tyle, by zmierzyć się z Brunem Pelletier, francuskim Gringoire. Piosenka zaczynająca musical “Czas Katedr” (fr. “Le Temps des Cathédrales”), nie jest prosta, potrzebna jest do niej szeroka skala oraz mocny głos. Brakowało mi również wielu ruchów Gringoira, dość charakterystycznych, na przykład przy utworze “La fête de fous” (“Święto głupców”). Natomiast “Bramy Paryża” (fr. “Les Portes de Paris”) oraz “Księżyc” (fr. “Lune”) Maciej Podgórzak zaśpiewał lirycznie i emocjonująco.
Jako Clopin wystąpił Krzysztof Wojciechowski, absolwent Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni, solista Teatru od 2008 r. Grał już w takich spektaklach jak “Ghost”, “Zły”, “Piotruś Pan” i wielu innych. Clopin był niezwykle wyrazisty, zaśpiewane przez Krzysztofa utwory miały charakter i energię. Można się pokusić o stwierdzenie, że aktor zaśpiewał je tak dobrze jak Luck Mervil z francuskiego “Notre Dame”. “Obcy tu” (fr. “Les Sans Papier”) to perełka w wykonaniu Krzysztofa Wojciechowskiego, tak jak i inne utwory z jego udziałem.
Ostatnią aktorką jest Kaja Mianowana, aktorka i wokalistka warszawskiego Teatru Muzycznego Roma oraz studentka Wydziału Wokalnego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, grająca Fleur de Lys. Bohaterka wymagała wysokiego i nieco słodkiego wokalu. Kaja cudownie zaśpiewała Fleur, a duet z Esmeraldą (wspomniany wcześniej) był najlepiej zaśpiewanym utworem podczas musicalu.
Warto tu zaznaczyć, że piosenki śpiewane przez płeć męską były wyraźnie trudniejsze od kobiecych. “Kompozytor powiedział: macie śpiewać jakby to był wasz ostatni występ w życiu” – podała do opinii publicznej jedna z aktorek. Nie wątpię, że aktorzy wzięli sobie jego słowa do serca, ponieważ w każdej scenie widowiska widać było niezwykły wkład pracy. “Notre Dame de Paris” jest jednym z trudniejszych musicali, melodie napisane przez Riccarda Cocciante są bogate w niebanalne rozwiązania dysonansów, piękne współbrzmienia chóru i solistów, no i zapadające w pamięć cudowne linie melodyczne (wszystko to razem z orkiestrą daje bombę muzycznej perfekcji!). Jeden z czołowych utworów musicalu, “Belle”, został nominowany do tytułu Piosenki Wieku “Song of the Century” (polecam przesłuchać).
Niesamowitą robotę wykonali tancerze i akrobaci, a dodanie B-Boysów to “wisienka na torcie”. Układ taneczny, którego pomysłodawcą jest Martino Müller, jest dynamiczny i różny w każdej scenie. Możemy tu zobaczyć taniec cyganów, dzwonników, a nawet “kobiet lekkich obyczajów”. To właśnie tancerze dostali największe brawa od publiczności, ich wykonanie było na miarę Broadwayu.
Historia “Notre Dame de Paris” mimo upływu lat (a dokładnie 185 lat od wydania powieści) jest nadal aktualna. Fabuła dotyka dyskryminacji niepełnosprawnych, ludzi z wadami fizycznymi, miłosnych perypetii księży, a nawet zawiera kwestię uchodźstwa. Taka ponadczasowość pokazuje nam jedynie, że te materie były zawsze, nadal są i zapewne będą obecne mimo naszych starań zniwelowania ich.
Polska wersja musicalu jest wierną kopią oryginału, trudno jest się w niej dopatrzyć jakichkolwiek “przeróbek”. Z wielką przyjemnością zauważyłam udoskonalenie techniczne, lepsze oświetlenie, mniej widoczne mikroporty oraz lepszy ich dźwięk. Niektóre sceny również dostały “smaczku”, na przykład “gra światła” przy “Beau comme le soleil”. Dodano również paru tancerzy breakdance do układu tanecznego, co lekko uwspółcześniło spektakl.
Użyta do musicalu scenografia już od początku budzi zachwyt. Ruchome kolumny, tylna ściana katedry, wszystko to daje efekt iluzji i przenosi nas do Katedry Marii Panny w Paryżu. Cała sceneria jest oryginalną oprawą francuskiego spektaklu, dekoracje zostały przewiezione z Francji do Polski, więc jeżeli jesteś miłośnikiem oryginału – będziesz zachwycony. Ważną rolę w “Notre Dame de Paris” odgrywa światło, które jest dziełem Alaina Lortie. Cały spektakl to feeria barw – światła rzucanego przez witraże katedry. Byłam oczarowana, jak efektownie można użyć lamp do pobudzenia wyobraźni i urozmaicenia scen. Prawie każda scena zawarta w spektaklu zawiera grę świateł (najlepiej widoczna przy utworze “Rozdarty” w wykonaniu Phoebusa). Kostiumy i charakteryzacja bohaterów były na bardzo wysokim poziomie, niemalże identyczne jak te z oryginału. Garb dzwonnika to majstersztyk, niestety czuję niedosyt w kwestii makijażu – Gringoire miał make-up jak kobieta, a Frollo nie wyglądał tak okrutnie i złowrogo jak w roku 1998.
Wystawienie “Notre Dame de Paris” w Polsce umożliwiła agencja Enzo Products, właściciele praw autorskich. Przy pracy nad musicalem czuwali sami twórcy. Polski zespół zrobił ogromne wrażenie na realizatorach, dzięki czemu po raz pierwszy spektakl jest grany przy udziale żywej orkiestry i chóru. Do wystawienia sztuki teatr zakupił nowy sprzęt oświetleniowy i akustyczny, mikroporty z odsłuchem i bezpieczne wyciągarki do scenografii. “Tylko za sześć wyciągarek zapłaciliśmy 100 tys. euro. Drugie tyle pochłonęły koszty licencji” – mówi Igor Michalski, dyrektor gdyńskiej sceny. Czy cały ten wydatek się teatrowi opłaci? Bilety zostały sprzedane w bardzo szybkim tempie, a frekwencja chętnych jest rekordowa, więc chyba nie ma potrzeby odpowiadania na to pytanie.
Odbiór spektaklu był bardzo pozytywny, widownia była zachwycona, tak jak i ja. Według mnie jest to jeden z lepszych spektakli, jakie można aktualnie obejrzeć. Wiadomo, że jeżeli ktoś związał się z oryginalną obsadą, nigdy nie będzie w pełni zadowolony ze zmiany aktorów i brzmienia nowego wokalu, aczkolwiek poziom polskiej wersji “Notre Dame” dosięga pierwowzoru. Polacy mogą być dumni z końcowego efektu musicalu, dlatego też warto zarezerwować miejsca, nawet jeśli mają być w następnym roku – gwarantuję, nie zawiedziecie się.
Szczegóły dotyczące musicalu oraz bilety można odnaleźć na oficjalnej stronie internetowej Teatru Muzycznego w Gdyni – tutaj.