Byle do Piątku #78 Przełomowe okno transferowe. Oby nasi nie wypadli z niego na beton

Transfery w ostatnich godzinach okienka nieraz bardzo zaskakują. Wiele przeszło do historii i nic się w tej kwestii nie zmienia.

Polscy kibice również nie mieli prawa narzekać, bo na „ostatni gwizdek” kluby zmienili Igor Lewczuk i Paweł Wszołek… ale brakuje kogoś jeszcze. Przynajmniej jeśli spojrzymy na okładkę wczorajszego „Przeglądu Sportowego” to powinniśmy mieć w Premier League o jednego zawodnika więcej. Oto jednak bezlitosny znak czasów – cały czas rosnąca przewaga mediów internetowych nad prasą papierową.

Około godziny 23 wydanie z „Kamilem Grosickim w Burnley” poszło do drukarni. I nie było to żadne niedopatrzenie ze strony dziennika. Obecny pracodawca naszego skrzydłowego, francuskie Rennes przystało na proponowane warunki przez beniaminka Premier League. Tyle, że chwilę przed północą temat upada. Grosicki kasuje w mediach społecznościowych zdjęcia i posty związane z zapowiadaną zmianą barw klubowych, do której tak uparcie dąży. Dzieje się tak ze względu na wątpliwe obecnie bezpieczeństwo we Francji, gdzie nadal trwa stan wyjątkowy. Prawdopodobnie Rennes chciało jeszcze więcej za Polaka, na co Burnley kazało się „kulturalnie wypchać”. I tak oto deadline okazał się dla reprezentanta Polski bezlitosny.

***

Nawał transferów w trakcie ostatniego dnia okienka może być dla niektórych piłkarzy o tyle nieprzyjemny, że ich zmiany klubowe nie przejdą tak szerokim echem. Nie trzeba jeszcze przypominać jak wiele mówiono o zmianach pracodawcy przez Gonzalo Higuaina, Zlatana Ibrahimovicia czy Paula Pogby. Miliony hashtagów to tylko kropla w morzu potoku słów, które wypowiedziano na temat ich przeprowadzek.

Juan Cuadrado, Eliaquim Mangala, Islam Slimani, Moussa Sissoko… a przede wszystkim Mario Balotelli, David Luiz i Joe Hart. O tych trzech ostatnich przecież by rozpisywano się normalnie w sportowych mediach! Ale ogrom transferów w ostatniej chwili rozmył trochę oryginalność ich jednostkowych poczynań.

Balotelli – czy francuski średniak z Nicei sprawi, że niepokorny Włoch się odbuduje? Czy udowodni tam, że nie przegrał jeszcze swojej kariery i mimo luźnego podejścia do życia i bycia wiecznym dzieckiem, będzie w stanie kiedyś być traktowany poważnie? W futbolu wszystko jest możliwe, ale w nagły obrót o sto osiemdziesiąt stopni w kwestii napastnika nie wierzy już chyba nikt. Co nie zmienia faktu, że każdy jego transfer był do tej pory ciekawie komentowany, bo cały czas ktoś się łudzi co do niego. Nie licząc poważnych trenerów.

David Luiz – powrót do londyńskiej Chelsea po dwuletnim pobycie w Paris Saint-Germain. Kto tutaj ma prawo czuć się przegranym? Brazylijczyk i Chelsea, że obrońca słynący raczej z burzy loków niż równej gry na światowym poziomie, wraca na stare śmieci? I że mistrz Francji spokojnie załata dziurę na środku obrony, o ile można tak mówić w wypadku drużyny która posiada tak szeroką kadrę? Za Luizem w Paryżu pewnie nikt płakać nie będzie, a kosztował ich dwa lata temu aż 50 milionów euro, co na obrońcę jest kwotą horrendalnie wysoką! Tym bardziej, jeśli stoper był jednym z głównych winowajców klęski w półfinale ostatniego mundialu.

Joe Hart to mocny cios w stronę angielskich kibiców. Można mówić, że Pep Guardiola podejmuje nieraz dziwne decyzje, albo iż nie docenił do tej pory pierwszego bramkarza Manchesteru City. Tyle, że pomimo niezaprzeczalnych umiejętności angielskiego golkipera, można nowego trenera zrozumieć. Guardiola go nie skreślił, chciał by Hart pracował nad grą nogami w czym jest po prostu słaby, a zamiast tego reprezentant Lwów Albionu wolał pójść na wypożyczenie do przeciętnego Torino. Oto brutalne ukazanie prawdziwej klasy Joe Harta, który w czasach gdy nie wymagano jeszcze od bramkarzy dobrej gry nogami, byłby z pewnością w ścisłej czołówce graczy na swojej pozycji.

To okienko transferowe było niepowtarzalne. Pobito rekord transferowy (Paul Pogba, 105 milionów euro), a wielu Polaków po udanym dla nas Euro zmieniło kluby na lepsze. Oby dla nich to okno prowadzące do lepszych klubów nie okazało się upadkiem głową na beton. O tym czy wyjdzie to reprezentantom naszego kraju na dobre, okaże się pewnie na koniec eliminacji do mundialu w Rosji. Jesteśmy faworytem całej grupy, ale już mecz w niedzielę powinien być solidną weryfikacją tej tezy. Tak jak i najbliższy sezon w ich klubach. Powinni pamiętać, że argumenty pokroju „aklimatyzacji w nowym otoczeniu” brzmią już prawie tak nierealnie jak „na tym etapie nie ma już słabych drużyn”.

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment