Każdy pracuje na swoją biografię

Krzysztof Krawczyk, artysta o którym jest ciągle głośno, zaśpiewał w niedzielę 17 stycznia na koncercie kolęd w kościele pw. św Katarzyny Aleksandryjskiej w Skalmierzycach. Atmosfera jaką tam wprowadził była niesamowita, a ogromna ilość zebranych tam ludzi wypełniała wnętrze świątyni. Był to kolejny satysfakcjonujący występ w jego karierze. Przeprowadzając z nim mały wywiad, miałam okazję dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy.

Karolina: Śpiewał Pan dzisiaj na koncercie kolęd w Kościele w Skalmierzycach, ale gości Pan już w Skalmierzycach po raz drugi, jakie są Pana wrażenia?

Krzysztof Krawczyk: Jestem zachwycony czystością śpiewu całego kościoła, a szczególnie małych dzieciaczków, które tak czyściutko zaśpiewały ze mną kolędy… Takie szczegóły sprawiły, że byłem naprawdę zaskoczony. Z widowni w kościele czułem ogromną życzliwość, za co z całego serca dziękuję.

K: 50 lat w show-biznesie to bardzo długo, a właściwie już ponad 50… będzie Pan występował, póki starczy Panu sił, czy może zamierza się Pan usuwać powoli w cień już teraz?

K.K.: W tym zawodzie w ogóle trudno powiedzieć o jakiejś rencie i pójściu w cień. Tyle, ile Pan Bóg będzie chciał, tyle będę śpiewał. On chyba wie, co dla mnie jest najlepsze. Więc dopóki daje mi siły, a skończyłem 69 lat i zacznę we wrześniu 70-tkę, to jest jej sporo. Jak będziesz miała 70 lat, to zrozumiesz, co  mam na myśli… Bo jednak są takie przypadłości, z którymi człowiek musi walczyć. Czasami trzeba się po prostu z takimi małymi cierpieniami pogodzić. Kojarzy mi się to z tym że Chrystus nie jest samotny w tym cierpieniu. Poza tym nigdy tak nie jest, że życie jest takie perfekcyjne. To jest trochę zadośćuczynienie, taka pokuta. Szczerze mówiąc, każdy pracuje na swoją biografię.

K: W tych czasach trudno o rozgłos, mimo że kiedyś było ciężko. Teraz nie tworzy już Pan tak wiele, jednak o Pana osobie jest ciągle głośno. Ostatnio powstały liczne przeróbki Pańskich piosenek, związanych z hip hopem oraz powstają wydarzenia na Facebooku, gdzie ludzie domagają się Pana na Hip Hop Kempie 2016 w Czechach. Czy jest Pan chętny, by wziąć udział w takim wydarzeniu?

K.K.: Zaproszenie już mam. A jeśli chodzi o rap i hip hop – mam o nich dobrą opinię, ponieważ można więcej powiedzieć. Wyrazić dużo treści, a często są one bardzo różne. Czasami są kontrowersyjne, ale wielokrotnie mają charakter buntowniczy. Młodzi ludzie czasami mają trochę żal do życia, do siebie, do rodziców, do otaczającego świata. I pozytywy, mimo tego, że ich jest dużo w życiu, odchodzą na dalszy plan..  W latach młodości bardziej się pamięta to, jak się dostaje w te cztery litery.

K: Czyli weźmie Pan udział?

K.K.: Otrzymałem zaproszenie. Muszę się do tego jednak trochę przygotować, ale chętnie pojadę. Muszę ostrożnie z tym wszystkim postępować, bo nie chciałbym, żeby to było źle zrozumiane przez szeroką publiczność, w szczególności młodą. Nie chcę sprawiać wrażenia, że w jakiś sposób, nieładnie mówiąc, podlizuję się. Wiesz, dziadek Krawczyk się tu podlizuje swoim wnuczkom. Tak czy inaczej, chciałbym powiedzieć, że cieszę się, że tyle talentu wysypało się w Polsce. I takiej świeżej krwi nie tylko w show-biznesie, ale w sporcie na przykład, czy w innych innowacyjnych rzeczach, o których nie wiemy. Mamy bardzo zdolny, świetny naród i mam nadzieję, że damy radę!

K. Moje ostatnie pytanie podczas tylu lat na scenie przeszedł Pan wiele metamorfoz. Odbywały się one pod różnym względem, także duchowym – był Pan ateistą.

K.K.: Nigdy nie byłem ateistą. Miałem żal do Boga.

K: Czyli nigdy Pan nie przestał wierzyć?

K.K.: Nigdy nie przestałem wierzyć, to znaczy… Nigdy nie miałem świadomości grzechu. Nie miałem  niepozytywnej świadomości. Wiedziałem, że istnieje jakaś duża moc, bo tak byłem wychowany. Uderzyło to we mnie, kiedy zmarł mój ojciec, mój idol, najbliższy po matce człowiek, który mówił mi bardzo ważne rzeczy.. Że nie można kłamać, nie można nikomu mówić źle, że to wszystko w człowieka walnie z powrotem. Warto robić dobrze, bo to tak samo wraca. Dostaje się od losu z powrotem jakąś nagrodę. Dlatego przez 24 lata miałem problem z wiarą. Moja żona, z którą jestem już prawie 30 lat w Chicago, wzięła mnie do kościoła pw. św. Jacka. Wszedłem niewierzący, a wyszedłem wierzący, nawet o tym nie wiedząc, ponieważ to jest chyba dar – Wiara.

K: Naprawdę dziękuję za wywiad i poświęcony czas.

K.K.: Śmiało! W ogóle nie ma problemu!krawczyk1

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment