W historiografii powszechnie przyjęło się dzielenie średniowiecznej Europy i Bliskiego Wschodu na trzy kręgi kulturowe: chrześcijański Zachód, Cesarstwo Bizantyńskie oraz islamski Wschód. Zazwyczaj jednak z większą uwagą analizuje się ten pierwszy i ten ostatni, natomiast Bizancjum – bezpośredniego spadkobiercę starożytnego Rzymu traktuje się raczej po macoszemu. Wydaję mi się, iż jest to błąd, bo to właśnie to państwo było dla tej epoki jednym z najbardziej kluczowych. Przyjrzyjmy się więc, dlaczego tak było, co wyróżniało Bizantyńczyków na tle innych i jak przedstawiała się sytuacja tego kraju na przestrzeni wieków.
Początki
W roku 395 miało miejsce wydarzenie przełomowe dla czasów późnej starożytności i całego średniowiecza. Cesarz rzymski Teodozjusz podzielił Cesarstwo na część zachodnią i wschodnią. Tylko tej drugiej dane było przetrwać nawałę ludów barbarzyńskich m.in.: Hunów, Wizygotów, Wandalów czy Słowian i Awarów. Powstałe w ten sposób Cesarstwo Wschodniorzymskie przeszło do historiografii pod nazwą Cesarstwa Bizantyńskiego (od greckiej nazwy Konstantynopola – Bizancjum), choć miano to nie było nigdy w tamtych czasach używane (mieszkańcy państwa nazywali siebie po prostu Rzymianami – gr. Romaioi). Zostało ono ostatnim sukcesorem starożytnej państwowości i tradycji rzymskiej (chodzi oczywiście o sukcesję „de facto” – „odrodzone” Cesarstwo na Zachodzie oraz „Trzeci Rzym” w Moskwie były jedynie kontynuatorami ideowymi, choć rościły sobie pretensje do bycia prawdziwymi spadkobiercami Rzymian). Kraj ten, obejmujący Azję Mniejszą, Egipt, Ziemię Święta, Grecję, Bałkany, a okresowo także Mezopotamię, Armenię, Północną Afrykę, Iberię czy Italię, stworzył własną wyjątkową kulturę. Była ona mieszanką elementów antycznych, chrześcijańskich, ale też wschodnich. Słowem, pomimo położenia na granicy Zachodu i Wschodu, Bizancjum stworzyło w średniowieczu niezależny krąg kulturowy (rozpatrywany na równi z „barbarzyńskim” Zachodem i islamem) oraz państwo, które umiało zdecydowanie walczyć o swoje interesy zarówno z jednymi, jak i z drugimi. Nie bez kozery rok 1453 – upadek Konstantynopola – przyjmuje się najczęściej za koniec średniowiecza. Tak doniosłe musiało to być wydarzenie, tak wielki musiał być wcześniejszy wpływ Bizancjum na Europę. Ludzie Zachodu bowiem, pomimo że patrzyli na państwo „Hellenów” z dużym dystansem, tak naprawdę podziwiali jego kulturę. Nie umarła ona jednak wraz z wymienioną już datą – poprzez zbiegłych do Italii uczonych bizantyńskich przetrwała, stając się podstawą europejskiego renesansu.
„Na powstanie państwa bizantyjskiego złożyły się przede wszystkim: rzymski system prawnoustrojowy, kultura grecka i wiara chrześcijańska”. Tak zaczyna swą książkę Grigorij Ostrogorski. Rzeczywiście, w roku 476, u progu średniowiecza, sytuacja Bizancjum prezentowała się całkiem nieźle. Po swoim upadłym już przodku na Zachodzie dwór w Konstantynopolu odziedziczył najżyźniejsze i najmniej dotknięte kryzysem gospodarczym ziemie oraz silna walutę – złotego solida. Miasta takie jak Antiochia, Aleksandria czy Konstantynopol nadal jaśniały blaskiem ogromnych ośrodków handlu i rzemiosła, w przeciwieństwie do Zachodu, gdzie miasta upadały jedno za drugim, a środek ciężkości życia gospodarczego i społecznego przenosił się na wieś. Do tego dodajmy prawo rzymskie, które Bizancjum wykorzystywało w całym okresie swego istnienia do tworzenia swego olbrzymiego aparatu fiskalnego i biurokratycznego. Tym, co spajało jednak wielokulturowe społeczeństwo Cesarstwa było chrześcijaństwo i grecka kultura. W państwie tym istniały początkowo aż cztery patriarchaty – Konstantynopol, Antiochia, Aleksandria i Jerozolima. Nie dziwi więc fakt, że mnóstwo źródeł pisanych z czasów Bizancjum to dysputy teologiczne. Rozpalały one społeczeństwo, toteż sprytni agitatorzy religijni wykorzystywali te nastroje do obalania cesarzy i osadzania swoich kandydatów, co niejednokrotnie doprowadzało do chaosu w Cesarstwie. Jednak rzeczą, którą chyba najbardziej zaważyła na losach Bizancjum była jego grecyzacja. Łacina stopniowo znikała z życia publicznego kraju pod naporem greki, podczas gdy Zachód obstawał przy tej pierwszej. Benedykt Zientara zauważa też pewną istotną cechę Greków wyniesioną jeszcze ze starożytności. Mianowicie zawsze szukali oni w człowieku pierwiastka duchowego, a nawet odbicia Boga, przez co lubili czerpać pewne elementy z religii Wschodu. Dorzućmy do tego funkcję pontifex maximus (najwyższego kapłana), którą cesarz bizantyjski zachował dla siebie, przez co uważał ingerencję w chrześcijańskie spory doktrynalne za swój obowiązek. Znaczy to bardzo wiele w kontekście takich późniejszych wydarzeń, jak np. ikonoklazm. Ten antagonizm jednak, rodzący się pomiędzy światami Zachodu i Bizancjum, powodował, że traktowały się one z coraz większą nieufnością, a nawet wrogością.
Rządy Justyniana Wielkiego – szczyt potęgi Bizancjum
Dobra sytuacja gospodarcza Cesarstwa umożliwiła mu w miarę bezbolesne przejście przez pierwszy okres wędrówki ludów. Dzięki świetnej dyplomacji oraz wypchanej sakiewce cesarz kierował barbarzyńców dalej na zachód, bądź też skłócał ich ze sobą. Pozwoliło to myśleć o rychłym przywróceniu władzy cesarza nad Orbis Romanus (dawnym obszarem wpływów rzymskich). Czas próby dla tych poglądów nadszedł w momencie objęcia władzy przez Justyniana I w roku 527. Po okresie porządkowania spraw wewnętrznych – wydaniu swego słynnego kodeksu, a także udaremnieniu groźnego powstania Nika w roku 532 – mógł on wyruszyć na Zachód. Początkowo zdawało się, że rzeczywiście uda się to. Wódz bizantyjski Belizariusz, ten sam, który uratował cesarza przed rozszarpaniem przez rozwścieczony tłum podczas wspomnianego powstania, odniósł świetne zwycięstwa nad wojskami Wandalów w Afryce Płn. w latach 533-534, a następnie do roku 540 dość łatwo zajął tereny ostrogockiej Italii w koordynacji z innymi siłami bizantyjskimi wkraczającymi od północy tej krainy. Do tego doszły nabytki terytorialne w południowej Hiszpanii i ostateczne rozprawienie się z Ostrogotami, którzy po pierwszym podboju stawiali jeszcze opór. Wtedy jednak nadeszła katastrofa wielkich planów Justyniana na zachodzie. W roku 568 Italię najechały plemiona Longobardów, był to ostatni akord wielkiej wędrówki ludów w Europie Zachodniej. W szybkim tempie padały kolejne bizantyńskie twierdze. Cesarstwo uratował fakt, że plemię to szybko zaczęło dzielić uzyskane ziemie na księstewka i utraciło zdolność podboju. Ostatecznie do początku VII wieku, Bizancjum utraciło jeszcze ziemie w Iberii, a z tego, co Cesarstwu na zachodzie pozostało, utworzono Egzarchat Rawenny (na Półwyspie Apenińskim) oraz Egzarchat Afryki Płn., poza tym pozostały jeszcze temu państwu ziemie na południu Italii i Sycylia. Cesarze Bizancjum dobrze już jednak wiedzieli, że sprawa odzyskania Zachodu jest przegrana. Hans-Wilhelm Haussig zauważa, że początkowa łatwość podbojów Justyniana wynikała z tego, że wymieszane wraz z dawną ludnością rzymską ludy barbarzyńskie nie umiały jeszcze połączyć się na tyle by stawić czoło ambicjom Bizantyńczyków do ponownego władania ziemiami np. Italii. Z czasem jednak, gdy fiskalizm bizantyński zawitał na te ziemie, antagonizmy między najeźdźcami a najechanymi wzrosły i przyczyniły się do zrujnowania wielkich planów Cesarstwa w kwestii panowania nad Orbis Romanus. Choć Bizancjum nigdy nie zapomniało o swych pretensjach do ziem Zachodu, trzeba było zwrócić się na Wschód, gdzie czaił się już o wiele groźniejszy przeciwnik – Persja.
Cdn…