Wielu zdolnych, młodych polskich piłkarzy marzy, by wyjechać i grać w Hiszpanii, Anglii… a żaden z nich nie myśli o tym, że najpierw trzeba się „otrzaskać” z poważnym futbolem, którego w polskiej Ekstraklasie brakuje.
Ile to już razy byliśmy świadkami tego, jak Polacy wyjeżdżali z łatką perspektywicznych i głodnych gry, by ostatecznie zakotwiczyć na ławce rezerwowych? Francja, Włochy, Niemcy, szczególnie Anglia – te oto kraje uświadomiły niejednym, że to jednak jeszcze nie ta półka.
Gdyby jednak nie porywać się z motyką na słońce, można by znaleźć „Ziemię Obiecaną”, skąd wyruszenie na podbój zachodniej piłki byłoby łatwiejsze, a przynajmniej w sferze marzeń za sprawą regularnych występów tamże. Tym miejscem z pewnością jest Holandia.
Arkadiusz Milik jest idealnym potwierdzeniem mojej tezy. Z Górnika Zabrze wyjechał do Niemiec do Leverkusen w wieku dziewiętnastu lat, by zapamiętano go głównie z tego, że „ma prawą nogę jak teściowa”. Nawet na wypożyczeniu w słabszym Augsburgu nie pokazywał wspaniałych umiejętności strzeleckich. Wypożyczono go ponownie, tym razem po raz kolejny przejechał zachodnią granicę, by udać się ostatecznie do Amsterdamu. Ajax to klub z wielką tradycją, obecnie średnio dobry w skali europejskiej, nikt raczej nie spodziewał się po Miliku wielkiego wejścia… a tu wystarczyły zaledwie dwa lata do tego, żeby nasz napastnik stał się jedną z gwiazd polskiej reprezentacji dowodzonej przez Adama Nawałkę, obiektem wielu spekulacji transferowych (holenderska Eredivisie potrafi być gorącym oknem wystawowym), a nawet kandydatem do korony króla strzelców w obecnym sezonie.
Optymistycznym przykładem jest też Wojciech Golla – obrońca NEC Nijmegen, beniaminka zajmującego ósme miejsce w tabeli ligi holenderskiej. Za czasu gry w Pogoni Szczecin nie wyróżniał się jakoś szczególnie, ot taki przeciętny zawodnik. Wystarczył rok regularnej gry w kraju tulipanów, żeby mówiło się teraz o nim w kontekście kadry narodowej.
Spójrzmy, kto z naszych ekstraklasowych talentów przymierza się do wyjazdu na zachód. Karol Linetty z Lecha,Bartłomiej Drągowski z Jagiellonii, Bartosz Kapustka z Cracovii. Świetnie byłoby najpierw zobaczyć ich w choćby przeciętnym klubie Eredivisie, zamiast na ławce bądź trybunach jakichś Manchesterów czy Liverpoolów, a to i tak wariant optymistyczny, bo niejedni ich pokroju kilka lat temu grzali ławę średniaków ligowych.
Spójrzmy na tych, co zaczynali w Holandii swoje wielkie kariery, oczywiście nie licząc samych Holendrów. Do tego zacnego grona należą m.in. Urugwajczyk Luis Suarez (FC Groningen, obecnie FC Barcelona) czy też Brazylijczyk Ronaldo (PSV Eindhoven, później wspaniała kariera zarówno reprezentacyjna, jak i klubowa, strach nie kojarzyć).
Wstydu nie ma. Tym, co pragną na siłę zrobić szybką karierę, pragnę przypomnieć, że warto czasem zrobić krok do tyłu, by postawić dwa naprzód. A nawet sam Robert Lewandowski, zanim przebił się w Niemczech po wyjeździe z Polski, potrzebował co najmniej pół roku, żeby traktowano go poważnie choćby w jego ówczesnym klubie, Borussii Dortmund.