Jak wiemy, pogoda nad morzem nie dopisuje. We Francji z kolei temperatura cały czas rośnie nie tylko na plażach. Na Euro 2016 został już tylko finał.
W czwartek przekonaliśmy się, że nie samym Euro człowiek żyje. Co tam szczyt NATO w Warszawie, co tam walka o finał pomiędzy gospodarzami europejskiego czempionatu, a mistrzami świata… Superpuchar Polski przypomniał nam czym się jeszcze niedawno pasjonowaliśmy. Wiadomo, że starcie Francuzów z Niemcami było lepsze i tak dalej, ale nawet jeśli wczorajszy mecz rozgrywany w Warszawie mógł jakością być symbolem bałtyckich plaży poobstawianych parawanami podług ciepłych francuskich wybrzeży, to w końcu Legia i Lech są swojskie. Co tam Griezmanny, Pogby, Muellery, Oezile. To jak spiszą się nowe nabytki w postaci Radosława Majewskiego lub Macieja Makuszewskiego, czy ten nowy trener z Albanii Besnik Hasi okaże się równie barwny jak jego poprzednik Stanisław Czerczesow, czy ten duński obrońca Lecha okaże się kolejnym „zagramanicznym” szrotem – ciekawych kwestii było niemało. Oczywiście wszystko zależy od nastawienia, nawet jeśli w myśl znanego fanpage’a na Facebooku, „oglądamy polską piłkę nożną dla beki”. I jeśli ranga tego superpucharu jest takowym tylko z nazwy, bo prędzej można spojrzeć na niego jak na zwykły przedsezonowy sparing.
Nie mogę się doczekać odpowiedzi na pewne nurtujące mnie pytanie – jak taki Pazdan lub Kapustka odnajdą się w nowym sezonie Ekstraklasy? Łysy stoper Legii jeszcze kilka lat temu nie umiał korzystać z karty hotelowej, jeszcze miesiąc temu mocno powątpiewano w to czy spisze się choćby przyzwoicie na Euro, a teraz z opinią jednego z największych odkryć we Francji, gdzie udawało mu się wyłączyć z gry Cristiano Ronaldo, nagle wróci do chleba powszedniego i pojedynków z Grzegorzem Kuświkiem lub Marcinem Robakiem, z całym szacunkiem dla obu napastników. To taki folklor, nie da się ukryć. Bo jeśli chodzi o Bartosza Kapustkę i jego sytuację z Cracovią, to ma on jeszcze czas, liczy sobie dopiero dziewiętnaście lat i cały czas lekcje pokory wydają mu się potrzebne.
Właśnie, a propos tej pokory – coś mi się przypomniało. Jesteście w stanie przywołać pamięcią pewną niespodziankę z Pucharu Polski sprzed dwóch sezonów? Półamatorzy ze Stargardu Szczecińskiego, których kapitanem był strażak, dotarli do półfinału gdzie dopiero po dogrywce ulegli Lechowi Poznań. Wcześniej ukazali żałość przeciętnych drużyn Ekstraklasy, do których należała ówczesna (teraźniejsza pewnie też by pasowała do tego miana) Cracovia. Jakież to było zdziwienie, jak ci trzecioligowcy którzy za grę otrzymują tyle pieniędzy żeby starczyło najwyżej na frytki, ewentualnie chińczyka, wyeliminowali „Panów Piłkarzy” dostających grubą kasę za kopanie się w czoło. Nie był to oczywiście pierwszy tego typu przypadek, polski futbol lubi takie romantyczne historie, że kopciuszek leje drużynę na poziomie świetnie opakowanej polskiej ligi, która poprzez swoją oprawę przypomina brzydką dziewczynę z dużą ilością makijażu, dzięki któremu staje się ona przeciętną.
A dlaczego szybko te śmiechy nie ustały, lecz przemieniły się one w głosy oburzenia? Otóż po kompromitacji „Pasów”, pewien gówniarz postanowił sprowokować półamatorów kierując do nich prowokacyjne pytania „ile zarabiają” i podważał ich sukces. Odezwało się wtedy wiele głosów (w tym i mój), potępiających nastolatka któremu wróżono że szybko przepadnie w zawodowym futbolu, że zgubi go buta którą ukazał i słoma z butów, pomijając że nic jeszcze po prostu nie osiągnął. Dzieciak jakich wielu.
Tym dzieciakiem był wtedy Bartosz Kapustka. Dla wielu najlepszy zawodnik reprezentacji Polski w meczu z Irlandią Północną, dla niejednych przyszły filar naszej kadry – kiedyś po prostu zachował się jak wieśniak. Kto o tym teraz jednak pamięta? Tomasz Pustelnik i jego „Błękitni” koledzy przepadli po chwilowym zainteresowaniu mediów i dalej grają w piłkę łącząc to z codzienną pracą, a zawodnicy Cracovii nieprzerwanie dostają wielkie pieniądze za kompromitowanie się w Macedonii, skąd transmisje swoją jakością przypominają nam oglądanie meczów dwadzieścia lat temu, gdy jednym z głównych źródeł informacji była jeszcze telegazeta.
***
O siedemnastej Kucharczyk, Trałka i Wilusz, a wieczorem przedwczesny finał, patrząc na poziom spektakularnego widowiska, czyli drugiego półfinału Euro. Cóż za kontrast, prawie jak porównanie lekcji języka polskiego z nauką matematyki dla humanisty.