Byle do Piątku #73 Milik to nie Maradona, ale presja i tak będzie ogromna

Mourinho, Conte, Guardiola, może w końcu Klopp w pełnej krasie. Nadchodzący sezon Premier League będzie ciekawszy niż zwykle, nie tylko z powodu obrony tytułu mistrzowskiego przez Leicester City. 

Cały czas aktualne są słowa Krzysztofa Stanowskiego, który napisał już dość dawno temu na Twitterze, że w weekend angielskie kluby mają swoje rogi, auty i tak dalej, a w środku tygodnia “eurowpierdol”. Jak wiemy, ta nieelegancka fraza raczej nie powinna kojarzyć się kibicom klubów Premier League z codziennością, dlatego zbliżające się wznowienie rozgrywek traktują oni niczym możliwość wybawienia ich od codziennych trosk i upijania się ze smutku.

Ze światowego topu przyszli nie tylko wymienieni wcześniej trenerzy. Piłkarzy światowej klasy może wielu nie ma wśród nowych nabytków, ale za to od razu na myśl przychodzą wyjątki w postaci Zlatana Ibrahimovicia bądź (jest to bardzo prawdopodobne) Paula Pogby. Tyle, że właśnie… Szwed zdominował francuską Ligue 1, ale nie przełożyło się to na poważne sukcesy klubu szejków. Nie bez powodu nowy lider United znany jest z tego, że niczego znaczącego jeszcze nie wygrał, co jest nieproporcjonalne do wysokości ego Zlatana. Ostatnia szansa w futbolu reprezentacyjnym już mu przepadła, po beznadziejnym Euro w wykonaniu Szwedów, Ibrahimović zakończył reprezentacyjną karierę w czasie której może i nie miał wielkiego wsparcia wśród kolegów z drużyny, ale też nie bez powodu mawia się, że nazwiska nie grają.

Paradoksalnie, mimo tego że piłkarzy ze światowego topu brakuje wśród transferów w Premier League, to nadal płaci się wielomilionowe kwoty za zawodników średnich, którzy wcale się nie wyróżniali aż tak bardzo, żeby kosztowali tak dużo. Pierwsze przykłady z brzegu to oczywiście Granit Xhaka, który oprócz tego że jeszcze przed Euro przeszedł do Arsenalu za aż 45 milionów euro, to zawiódł szwajcarskich kibiców w najważniejszym momencie nie strzelając karnego w meczu z Polską. 38 milionów euro za Erica Bailly’ego to też mocno dyskusyjna cena, biorąc pod uwagę że 22-letni iworyjski obrońca nie jest jeszcze szeroko znany. Czy pamiętacie w ogóle skąd on tam przyszedł? Z Villarreal, ale to nie wstyd jeśli nie wiedzieliście. Na razie jedyną obroną powyższej kwoty jest jego młody wiek oraz to, że wartość może z czasem okazać się równą do tych wielkich pieniędzy.

Największą komedią jest jednak transfer Senegalczyka Sadio Mane do Liverpoolu z Southampton za 41,2 miliona euro. 24-latek w ostatnim sezonie ligowym strzelił jedenaście bramek, co w porównaniu z ogromną sumą za jaką sprowadzono go na Anfield Road, jest po prostu śmieszne! Kilka lat temu dworowano z Andy’ego Carrolla, a co kibice Liverpoolu mogliby powiedzieć za rok, gdyby Senegalczyk także okazał się niewypałem albo chociaż miałby tak mierne wyniki strzeleckie jak w ostatnim sezonie?

***

Podana kwota brzmi jeszcze zabawniej, jeśli przewidywany transfer Arkadiusza Milika dojdzie do skutku (póki nie zobaczymy go w błękitnej koszulce, wszystko jest możliwe).
SSC Napoli za polskiego napastnika ma zapłacić 32 miliony euro plus dodatkowe trzy w bonusach.

Ci co bezpodstawnie wyżywali się na Miliku, lub go wyśmiewali zanadto w trakcie Euro, mogą się teraz wypchać, brzydko mówiąc. Kwota jaką otrzyma Ajax Amsterdam za napastnika, będzie najwyższą jaka kiedykolwiek została zapłacona za polskiego piłkarza. I tak oto zmieniają się nastroje po turnieju we Francji – pozytywny bohater Michał Pazdan powrócił do ligowej kopaniny i nie zanosi się na to by miał w końcu wyjechać do zagranicznego klubu (lepiej późno niż później), z kolei negatywna postać Arkadiusz Milik zastąpi Gonzalo Higuaina w Napoli. Tego Higuaina, którego fani klubu z Neapolu porównywali do Maradony, a teraz oprawiają śmietniki koszulką z jego nazwiskiem. Może i łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale kto teraz Milika wysyłałby do okulisty, albo martwił się o wieczną bezdzietność naszego snajpera? Żarty niskich lotów o nietrafianiu tam gdzie trzeba, dorównywały „śmiesznością” temu o wysuniętym napastniku.

Może Milik nie jest Argentyńczykiem, by tak jak Higuaina porównywano go do boskiego Diego, ale i tak presja będzie ogromna. Piłkarz urodzony w Tychach ma jednak silną psychikę. W innym wypadku jego europejska przygoda skończyłaby się już w Augsburgu, a może nawet i w rezerwach Bayeru Leverkusen. W końcu nie od samego początku było mu łatwo. Tak naprawdę nadal nie będzie – kibice Napoli pokochają go albo znienawidzą. Najgorzej jeśli przejdzie niezauważony.

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment