24. października 1975r. Najgorszy dzień w życiu wielu Islandczyków, którzy, pozostawieni przez swoje żony, matki i pracownice samymi sobie, musieli radzić sobie z obowiązkami zawodowymi i domowymi, także opieką nad dziećmi. Kobiety w tym czasie brały udział w protestacyjnych marszach i pochodach, lub po prostu spędzały czas we własnym gronie. Chciały w ten sposób zwrócić uwagę na brak równości między nimi a mężczyznami. Walczyły o swoje prawa i docenienie przez płeć przeciwną. Historia pokazała, że udało im się odnieść ogromny sukces.
Do tego samego kroku namawia ponad 40 lat później polskie kobiety Krystyna Janda. Na swoim profilu na Facebooku napisała: (pisownia oryginalna) “To tylko taka propozycja niestety wśród kobiet polskich nue ma solidarności za grosz”. Pod postem wrzuciła link do artykułu o strajkach w Islandii, w których wzięło udział 90 proc. kobiet. Wpis odbił się szerokim echem nie tylko w środowiskach feministycznych. Wbrew temu, co napisała słynna aktorka, kobiety przyjęły jej pomysł z entuzjazmem i rozpoczęły przygotowania do organizacji strajków i protestów w całej Polsce. Jak to w dzisiejszych czasach bywa, wszystko dzieje się głównie na portalach społecznościowych. Na Facebooku powstała strona “Ogólnopolski strajk kobiet”, którą polubiło prawie 13 tys. osób. Całe wydarzenie przewidziane jest na poniedziałek, 3.10, a wzięcie w nim udziału tylko na Facebooku zadeklarowały ok. 63 tys., nie tylko kobiet. Powstała nawet strona “Męskie wsparcie dla strajku kobiet”. Wszyscy entuzjaści protestu chcą tego dnia porzucić swoje codzienne obowiązki i zebrać się na wspólnych marszach, które organizowane są we wielu miastach Polski. Do akcji dołączają nawet konkretne firmy i instytucje, a nawet wyższe uczelnie, których wykładowcy obiecują zwolnić swoje studentki z zajęć lub wręcz je odwołują.
Początkiem tego zamieszania był tzw “czarny protest”, czyli pomysł, by wszyscy, którzy chcą wyrazić swój opór wobec zakazu aborcji, ubierają się wyłącznie na czarno. Trwa on już od jakiegoś czasu, ale kobiety doszły do wniosku, że potrzebne są bardziej wyraziste działania. Potem był post Krystyny Jandy. I wybuchła burza.
O co właściwie ten cały szum? Chodzi o tzw. ustawę antyaborcyjną, przygotowaną przez rząd i skierowaną przez Sejm do prac w komisjach. PiS proponuje w niej całkowity zakaz przerywania ciąży i surowe kary za dokonanie zabiegu, także dla każdego, kto “doprowadzi do śmierci dziecka nienarodzonego”. W wyjątkowych sytuacjach wykonanie kary może być uchylone, jeśli spowodowała ją sama matka, choć brakuje konkretnego określenia tych sytuacji. Treść ustawy przewiduje ochronę życia w każdej sytuacji, w której nie zagraża to życiu matki. Ponadto, ustawa zawiera zmianę nazewnictwa nienarodzonego potomka z “płodu” na “człowieka”. Z kolei w głosowaniu niższej izby parlamentu przepadł obywatelski projekt legalizacji aborcji w każdej sytuacji do 12. tygodnia ciąży, a później tylko w trzech przypadkach, w których obecnie jest dozwolona. Wielu protestujących jest właśnie za zachowaniem obecnego kompromisu – możliwości przerwania ciąży, gdy zagraża ona życiu lub zdrowiu matki, jest wynikiem gwałtu, lub też dziecko jest obarczone nieuleczalnymi wadami genetycznymi. Niemniej, to właśnie owe dwa głosowania Sejmu stały się zarzewiem społecznego konfliktu.
Liczna jest też jednak grupa ludzi, którzy są za całkowitą legalizacją aborcji. Powołują się oni na prawa kobiet do decydowania o własnym ciele. Chcą, by mogły one przerwać ciążę, jeśli w danym momencie swojego życia nie chcą lub nie mogą urodzić dziecka. Na faceboooku natknęłam się też na wpis, przypominający, że niektóre kobiety wcale nie chcą zostać matkami. Ich zdaniem urodzenie lub nie dziecka jest osobistą sprawą kobiety i to im naży pozostawić tę decyzję. Zwolenniczki strajku zawracają też uwagę na to, że nie każda ciąża wynika z miłości dwojga ludzi; mówią też o tych kobietach, które nie chcą wychowywać dziecka samotnie, podczas gdy jego ojciec je zostawił. Pozostałe ich argumenty dotyczą już sprzeciwu wobec całkowitego zakazu aborcji, a nie samego poparcia jej legalizacji. Mówią o dzieciach z gwałtu i ciążach, które zagrażają życiu matki. Stąd wiele głosów, że strajk wykracza poza protest przeciwko rządowej ustawie, lecz przeradza się w pikietę na rzecz całkowitej legalizacji aborcji. Wśród popierających ruch są jednak ludzie o różnych poglądach, także ci, którzy po prostu optują za pozostawieniem status quo. Niektórzy z nich gubią się w ideologicznym wymiarze protestu, w którym biorą udział.
Jakby tego było mało, zwolennicy zakazu aborcji też zaczynają być aktywni. Utworzyli własne wydarzenie, w którym bierze udział ok 2,5 tys osób. Zapowiadają “biały protest” w opozycji do tego “czarnego”, polegający na codziennej (od 25. września) modlitwie w postaci Koronki do Bożego Miłosierdzia. Organizatorki protestu chcą w ten sposób wesprzeć tych, którzy popierają zakaz aborcji, i doprowadzić do przekonania osób, będących za “legalnymi morderstwami”. Deklarują, że życie dziecka nienarodzonego jest dla nich priorytetem i dlatego powinno być chronione w każdych okolicznościach. Powołują się na wartości chrześcijańskie; większość z nich jest bowiem silnie związana z religią. Każde dziecko jest darem, zwłaszcza, jeśli stosujemy się do zasad odpowiedzialnego rodzicielstwa, które pomagają planować rodzinę. Zwolennicy rządowej ustawy przekonują, że każde dziecko zasługuje na życie i miłość, także te chore i poczęte w wyniku gwałtu. Zawsze może ją znaleźć w rodzinie adopcyjnej, jeśli rodzice nie są gotowi go wychowywać. Priorytetem jest ochrona życia, już tego poczętego; różnice między dwiema protestującymi grupami przejawiają się także w kwestii nazewnictwa zarodka, którego przeciwnicy aborcji od momentu poczęcia nazywają “człowiekiem”. Podobny zapis widnieje też w projekcie ustawy, który został skierowany do prac w komisjach. Zwolennicy zakazu aborcji zgadzają się zresztą z wieloma innymi jej zapisami.
Czas pokaże, jakie efekty przyniosą poniedziałkowe strajki i sobotnie marsze, organizowane w wielu większych miastach. Być może znajdą one szerszy oddźwięk u rządzących, choć wydaje się to mało realne. Kwestie takie jak aborcja są bowiem niezwykle delikatne – każdy z nas, również politycy, ma jakiś swój światopogląd, który z pewnością nie ulegnie tak łatwo radykalnej zmianie z powodu nawet tak szerokich społecznych protestów. Miejmy jednak nadzieję, że tym razem wszystkie głosy społeczeństwa – i te za, i przeciw – zostaną w pewien sposób wysłuchane, bo na tym polega demokracja, że rolą władzy jest słuchanie woli narodu. Przynajmniej w teorii. Pomijając kwestię mojej opinii w tej sprawie, chcę jeszcze tylko zaznaczyć, że całe to społeczne zamieszanie bardzo mnie cieszy. W końcu, być może, rozpoczyna się w naszym kraju kształtowanie społeczeństwa obywatelskiego. Od dłuższego czasu widać coraz większą aktywność w tym względzie. Przestajemy być bierni, chcemy mieć realny wpływ na to, co dzieje się w naszym kraju. Stąd coraz więcej społecznych organizacji, ruchów czy akcji. I oby tak dalej. Nieważne, jakie mamy poglądy polityczne. Bądźmy aktywni, by przypomnieć politykom, kto tu tak naprawdę rządzi…