14 października 1066 roku w rejonie wzgórza, nazwanego później “Battle” (z ang. bitwa), w pobliżu miejscowości Hastings rozegrała się wielka batalia pomiędzy wojskami normańskimi pod wodzą Wilhelma Zdobywcy, które okazały się zwycięskie, a siłami anglo-skandynawskiego Królestwa Anglii pod dowództwem króla Harolda Godwinsona. Nazywana jest ona w historiografii “ostatnim przerwaniem ciągłości historycznej w historii Anglii i Wielkiej Brytanii”. Wtedy bowiem ostatni raz inwazja z zewnątrz Wysp Brytyjskich okazała się skuteczna i całkowicie zmieniła układ sił w regionie. Nigdy później do czegoś takiego już nie doszło, choć próbowali tacy wodzowie jak Napoleon Bonaparte czy Adolf Hitler.
Preludium
Początek politycznej historii podboju Anglii angielski historyk Reginald Allen Brown umieszcza już w roku 1002, a więc 64 lata przed interesującą nas bitwą. Wtedy bowiem doszło do brzemiennego w skutki małżeństwa. Król Anglii Ethelred II poślubił Emmę, córkę księcia Normandii Ryszarda I. Zawiązały się więc wtedy pierwsze poważne stosunki pomiędzy oboma krajami, a sama Emma przywiodła do Anglii swój orszak Normanów, co było pierwszą penetracją ziem angielskich przez ten lud. Owocem ich związku była dwójka dzieci, z których interesować nas jednak będzie tylko pierworodny syn – urodzony prawdopodobnie w 1005 roku przyszły król Anglii Edward Wyznawca. Właśnie z powodu jego niezdecydowania co do wyboru następcy wybuchł cały spór.
Edward Wyznawca początkowo żył i wychowywał się na dworze ojca, jednakże sielankę przerwała inwazja duńskich wikingów pod wodzą Swena Widłobrodego w roku 1013, będąca jednym z ostatnich akordów wikińskich wypraw na Wyspy Brytyjskie, która zmusiła króla Ethelreda do abdykacji i wysłania synów za kanał La Manche. Jako kierunek ich ewakuacji wybrał Normandię. Zaważyło to na późniejszych pronormandzkich sympatiach Edwarda gdy już objął tron angielski, ponieważ w Normandii spędził aż ok. 30 lat.
Jako syn prawowitego władcy Anglii, Edward próbował z pomocą Normanów zbrojnie zdobyć należny mu i jego rodowi tron zagrabiony przez Duńczyków w osobach wspomnianego już Swena Widłobrodego i Kanuta Wielkiego, który najechał Anglię trzy lata po Swenie i dołączył ten kraj to swojego skandynawskiego imperium. Próba została podjęta w 1035 roku, po śmierci Kanuta, aby wykorzystać zamieszanie związane z tym wydarzeniem. Spaliła ona na panewce – wojska wypłynęły z Normandii, jednak trafiły na silny sztorm i zawróciły do portów. Edward dostał się ostatecznie na angielski tron w roku 1041. Do współrządów zaprosił go Harthakanut, jego przyrodni brat, syn Kanuta i znanej nam już Emmy z Normandii. Zmarł on rok później i w 1042 roku Edward objął samodzielne rządy. Z racji jednak tego, że więcej swego życia spędził w Normandii niż w Anglii, był już bardziej Normanem niż Anglikiem. I było to widać, gdyż faworyzował w swych rządach przedstawicieli tego ludu, sprowadził kolejną ich falę do kraju, co nie podobało się przedstawicielom starej, anglosaskiej szlachty z możnowładcą Godwinem, earlem Wessexu, na czele. W latach 1051 i 1052 dwukrotnie podniósł nawet bunt przeciwko władcy. Za pierwszym razem poległ i został wygnany, gdy jednak powrócił, zwyciężył i zmusił Edwarda do usunięcia większości Normanów z królestwa. Godwin zmarł w 1053 roku, zostawił jednak godnego następcę w osobie swego syna Harolda.
Wróćmy jednak do samego Edwarda, gdyż jego pronormandzkie sympatie wyraziły się w czymś znacznie donioślejszym niż zwyczajne faworyzowanie Normanów w obsadzaniu urzędów. Mianowicie przyrzekł on swój tron księciu Normandii – Wilhelmowi, którego zwano Bękartem ze względu na jego nieprawe pochodzenie (był synem księcia Roberta I i najprawdopodobniej córki garbarza, przydomek “Zdobywca” zyskał dopiero po Hastings). Całkiem możliwe, że czynił to nawet kilkukrotnie. Nas zainteresuje jednak tylko jedna z tego typu złożonych obietnic, mianowicie ta z roku 1064. Edward wysłał wtedy do Normandii Harolda, syna wspomnianego już earla Godwina. Nie tylko potwierdził on przyrzeczenia króla Anglii co do następstwa tronu, ale sam złożył Wilhelmowi hołd lenny. Ten zaś wyznaczył Harolda na jego przedstawiciela przy obecnym dworze angielskim, który ma pilnować wstąpienia na tron po Edwardzie, przyznając mu jednocześnie wiele ziem i tytułów w Anglii. Harold, w chwili śmierci Edwarda, stawałby się więc drugim pod względem potęgi w królestwie po Wilhelmie. Jak się okazało, nie wystarczyło mu to.
Burza nad Anglią
5 stycznia 1066 roku zmarł Edward Wyznawca, jego ciało pochowano w nowo zbudowanym opactwie w Westminsterze. Miejsca po nim nie zajął jednak, jak mogłoby się wydawać, Wilhelm z Normandii. Na tron już dzień po śmierci starego władcy wstąpił bowiem Harold Godwinson, którego zaakceptowała też angielska rada królewska – witan. Powoływał się on później na rzekome oddanie mu władzy przez Edwarda na łożu śmierci – nawet jeśli do niego doszło, nie wiadomo, czy dokonane zostało ono świadomie czy pod przymusem. Niemniej jednak powstał spór wśród możnych angielskich i normandzkich o to, które przyrzeczenie sukcesyjne ma większą moc – to względem Wilhelma składane prawdopodobnie wielokrotnie za życia Edwarda czy to względem Harolda złożone tuż przed śmiercią. Argumentem po stronie Wilhelma było też jednak to, że nowego króla Anglii wiązała przysięga lennicza wobec księcia Normandii, której dokonał 2 lata wcześniej. Harold w sposób dość poważny naruszył więc jej warunki – miał tylko przecież pilnować wstąpienia na tron Wilhelma. Książę Normandii postanowił więc dochodzić swych praw zbrojnie, a czyn Harolda uznał za uzurpację. Dzięki zakrojonej na szeroką skalę akcji dyplomatycznej zdobył poparcie cesarza niemieckiego Henryka IV oraz króla Szwecji Swena Estridsena, który sam, przez swych wikińskich przodków, też mógł sobie rościć pewne pretensje do tronu Anglii. Najważniejsze było jednak błogosławieństwo papieża, które wyraził m.in.: poprzez wysłanie z Rzymu swego sztandaru. Z takim zapleczem Wilhelm mógł ruszać, by zdobyć należny sobie tron.
Na nieszczęście dla Harolda, Wilhelm nie okazał się jedynym, który pretendował do tronu angielskiego. Ze swoją armią na północy kraju wylądował bowiem trzeci w rozgrywce o koronę, król Norwegii – Harald Hardrada zwany “ostatnim wikingiem”, który ubiegał się o spuściznę Kanuta Wielkiego na tych ziemiach. Harold Godwinson stawił mu więc czoła i starł się z Haraldem pod Stamford Bridge w pobliżu Yorku na północy Anglii 25 września 1066 roku. Siły norweskie zostały pokonane, a zagrożenie z tamtego kierunku zażegnane, pozostał jednak jeszcze problem Wilhelma.
Ten z kolei nie próżnował, gdyż w dniu bitwy pod Stamford Bridge jego wojska od sześciu tygodni stały już na wybrzeżu normandzkim, nie tracąc nic ze swojego morale i czekając na pomyślne wiatry, które umożliwiłyby wyprawę morską do Anglii. Jest to wyczyn godny podziwu, szczególnie w czasach feudalizmu, gdy nie było stałych armii zawodowych, a całość wojska była zwoływana tylko na okres wojny i składała się z osobistej gwardii przybocznej księcia oraz z sił jego wasali, którzy mieli obowiązek stawić się ze swoimi wojskami u boku feudalnego zwierzchnika. Tak więc siły Wilhelma nie rozpierzchły się i 27 września doczekały się wiatru, który zaprowadził ich statki do Anglii. 2 dni później ok. siedmiotysięczna armia normandzka wylądowała więc na południowo-wschodnim wybrzeżu Anglii.
Bitwa pod Hastings
Do Harolda Godwinsona wieści o lądowaniu Wilhelma dotarły prawdopodobnie 1 października. Po bitwie pod Stamford Bridge przebywał jednak nadal na północy Anglii. Zdecydował się jednak na karkołomny, forsowny masz na południe, aby nie dopuścić do zdobycia Londynu. Jego armia przemaszerowała w 12 dni ok. 400 km (250 mil), a pamiętajmy, że wcześniej maszerowała jeszcze ze stolicy królestwa na północ Anglii (190 mil), by zmierzyć się z siłami norweskimi. Taki manewr z pewnością znacząco nadwyrężył siły wojsk anglosaskich.
Król Anglii spróbował wziąć siły Wilhelma z zaskoczenia od razu po przybyciu w pobliże Hastings 13 października, jednakże konni zwiadowcy księcia Normandii donieśli mu o zbliżającej się wrogiej armii i nic z tych zamierzeń nie wyszło. Zatarg musiała rozstrzygnąć walna bitwa. Siły obu armii były mniej więcej wyrównane – liczyły ok. 7 tysięcy żołnierzy. Tylko jednak armia normandzka dysponowała rycerską ciężką jazdą, miała ona też przewagę w ilości jednostek strzelających – łuczników i kuszników. Siły Harolda były złożone w całości w piechoty, wśród której wyróżniali się przyboczni króla i poszczególnych earlów uzbrojeni w przerażające dwuręczne topory – huskarlowie.
Batalia rozpoczęła się 14 października rano. Wilhelm ruszył w kierunku wojsk anglosaskich, mając nadzieję na przejęcie inicjatywy. Natknął się na siły Harolda w momencie, gdy te były na najlepszej możliwej pozycji defensywnej, na wzgórzu, nazwanym później “Battle”, gdyż to właśnie tu rozegrała się większa część bitwy. Widząc rozwój sytuacji władca Anglii nie przesuwał już więc swych sił, tylko nakazał ustawić się swym wojskom w formacji zwanej “ścianą tarcz”. Jego wojska były jednak bardzo stłoczone, gdyż miejsca zarówno na atak Wilhelma, jak i ewentualny odwrót Harolda było bardzo niewiele
Na początku taktyka ta jednak okazała się skuteczna, wojska normandzkie co i rusz próbowały przełamać anglosaskie pozycje, jednak nic z tego nie wychodziło, nawet pomimo szarż rycerstwa. W pewnym momencie lewe skrzydło Normanów zaczęło się załamywać, a dodatkowo gruchnęła wieść o śmierci Wilhelma. Rozochocone wojska władcy Anglii ruszyły w pościg za tą częścią wojsk przeciwnika. Pogłoski o śmierci władcy Normandii okazały się jednak oczywiście tylko plotką, a do jej obalenia walnie przyczynił się sam Wilhelm, zdejmując swój hełm i pokazując się wszystkim publicznie. Przywrócił więc on morale na złamanej flance i poprowadził kontratak w wyrwę w anglosaskiej formacji, która wytworzyła się po ich próbie natarcia na zdezorganizowanych Normanów. Atak trzeba było jednak kilkukrotnie ponawiać, a także stosować taktykę pozorowanego odwrotu, by wywabić więcej sił anglosaskich z ich pozycji obronnych. Siły Harolda poszły jednak w rozsypkę. Co gorsza dla Anglosasów, Harold zginął w trakcie tych walk. Wojsko bez dowódcy rzuciło się więc do panicznej ucieczki, a że miejsca na samą batalię, a co dopiero do uciekania, było niewiele, trup słał się gęsto, a stosy ciał piętrzyły się nad polem bitwy, jeden z kronikarzy normandzkich stwierdził nawet, że z racji wąskiej przestrzeni zabici nie mieli gdzie padać, a ranni nie mieli jak wyjść ze swych pozycji. Wilhelm ostatecznie więc triumfował i w jego rękach spoczywał los pokonanego kraju.
Normańskie przejęcie władzy
Wojska zwycięskiego księcia Normandii ścigały jeszcze niedobitki wojsk Harolda aż do późnych godzin nocnych 14 października. Przez następne 5 dni pozostał on ze swoimi żołnierzami na polu bitwy, oczekując, że być może przerażeni jego zwycięstwem anglosascy możni przybędą złożyć mu hołd. Nic takiego jednak nie nastąpiło, w związku z czym Wilhelm ruszył w stronę Londynu, by oficjalnie zdobyć koronę, którą dopiero co sobie wywalczył. W miarę jego zbliżania się do stolicy, kolejne miasta składały mu hołd. Hołd złożyła mu również większość możnych angielskich, a także naprędce wybrany jeszcze przez witan nowy król – Edgar, który, jak widać, nie miał zamiaru stawiać oporu zdobywcy. Książę Normandii triumfalnie wkroczył więc do Londynu i w Boże Narodzenie 1066 roku został koronowany na króla Anglii. Dokonała się więc gwałtowna zmiana na szczycie władzy w królestwie. Wilhelm nie miał jednak większych problemów z rozdysponowaniem większości ziem swym wasalom – Normanowie falami przybywali już do Anglii przed wyprawą 1066 roku, o czym wspomniano już wcześniej. Oczywiście część dawnych możnych musiał pozostawić na włościach (poza tym niektórzy uciekli z kraju i, jako że płynęła w nich wikińska krew, dołączyli do słynnej gwardii wareskiej w Cesarstwie Bizantyjskim), jednakże zastosował tutaj ciekawy zabieg. Mianowicie, by zmniejszyć ryzyko rebelii, wyznaczał każdemu wasalowi w Anglii małe lenna w różnych miejscach zamiast jednego skonsolidowanego. Dzięki temu niemożliwe było stworzenie przez któregoś feudalnego pana “państwa w państwie” o potędze dorównującej lub przewyższającej króla.
Pamiętajmy jednak, że podbój Anglii nie skończył się w 1066 roku, wtedy bowiem w rękach Wilhelma Zdobywcy znalazła się ledwie południowo-wschodnia część kraju. Proces konsolidacji kraju, wznoszenia kamiennych zamków, których dotąd w Anglii zazwyczaj nie było, a które zapewniały feudałom taką przewagę nad podporządkowanym ludem, tłumienia buntów starej arystokracji (szczególnie opierała się zachodnia część Anglii granicząca z Walią, gdzie spiskowano nawet z książętami walijskimi, a także północ z Yorkiem na czele), jak również odpierania inwazji z zewnątrz (w 1069 roku Duńczycy ostatni raz zbrojnie upomnieli się o swe roszczenia do Anglii) trwał do 1071 roku. Wtedy dopiero możemy mówić o całkowitym podporządkowaniu kraju przez Wilhelma Zdobywcę, do podboju Walii, Irlandii, o Szkocji nie wspominając, było jeszcze bowiem bardzo daleko.
Skutki podboju
Podsumowując, normański podbój Anglii odcisnął trwałe piętno na kraju. Z kręgu kultury anglo-skandynawskiej kraj został na długo przerzucony niemalże do kręgu kultury francuskiej. Sami zdobywcy oczywiście też byli potomkami wikingów, jednak ceną za którą otrzymali na początku X wieku Normandię, było złożenie hołdu królowi Francji oraz przyjęcie chrztu. Normanowie więc zasymilowali się z kulturą francuską i z dawnych zwyczajów pozostało im naprawdę niewiele, może poza chęcią podbojów, jednak dokonywanych już niekoniecznie brutalną siłą, a np. odpowiednimi małżeństwami politycznymi. Wysokie warstwy społeczeństwa angielskiego posługiwały się więcej od czasów Wilhelma Zdobywcy językiem francuskim, jako że te warstwy zostały prawie w całości narzucone przez Normanów, a kształtujący się wśród ludu angielski został zepchnięty na margines. Pierwszym władcą Anglii po podboju normańskim, który podjął próbę przywrócenia angielskiego do łask, był dopiero Edward I Laskonogi (1272-1307), który wsławił się podbojem Walii i ujarzmieniem na pewien czas Szkocji.
Na skutek podboju Anglii przez księstwo Normandii powstał jednak pewien problem natury formalnej. Mianowicie Normandia była od momentu powstania lennem króla Francji. Wilhelm Zdobywca, będąc królem Anglii i księciem Normandii w jednym, nadal takim lennikiem pozostawał. Prowadziło to do licznych nieporozumień pomiędzy obydwoma krajami, jako że król Francji uważał króla Anglii za podległego sobie. Ostatecznym ujściem tych sporów była wojna stuletnia w latach 1337-1453.
Należy też pamiętać, że podbój Anglii nie był ze strony władców Normandii czymś spontanicznym. Jego podstawy zaczęły powstawać bowiem już kilkadziesiąt lat wcześniej, jak już tutaj wspomniano. Nie była to nieuzasadniona napaść na inny kraj, Wilhelm Zdobywca miał silne argumenty w sporze o koronę angielską i wykorzystał to w swoich dyplomatycznych próbach przyciągnięcia jak największej liczby sojuszników do swego obozu. Oczywiście takim podbojem Normanowie dowiedli też światu o rozmiarze swojej potęgi militarnej (szczególnie ciężkiej jazdy, która od tego momentu zaczynała przeżywać swój złoty okres). Boleśnie miały się o tym przekonać potem południowe Włochy, Sycylia oraz Ziemia Święta w trakcie I krucjaty.