Wycieczki klasowe od zawsze sprawiały najmłodszym frajdę. Swoistym przedsmakiem zielonej szkoły, która symbolicznie rozpoczyna wakacje letnie, są jednodniowe wyjścia w celu odwiedzenia atrakcji kulturalnych w mieście. Grupka dzieci wraz ze swoją wychowawczynią dumnie dzierżącą parasolkę albo inny znak rozpoznawczy wychodzi do muzeum, biblioteki albo kina. Niezwykłą atrakcją jest już podróż zatłoczonym tramwajem, a co dopiero wejście do ogromnej sali z wielkim ekranem na środku.
Wraz z moimi znajomymi postanowiliśmy udać się dziś w podobną, nieco nostalgiczną podróż śladami zagubionych przedszkolaków. Wybraliśmy się bowiem na poranne seanse organizowane w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza “Ale Kino”. Chociaż produkcje zarezerwowane dla młodzieży zaplanowane są na godziny wieczorne, uznaliśmy, że nie zaszkodzi sprawdzić, jakie trendy panują obecnie w dziecięcej kinematografii. Otoczeni neurotycznymi nauczycielkami i walającymi się kubełkami popcornu, które już same w sobie nadają specyficzny urok seansom o wczesnej porze, poszliśmy na “Tajne stowarzyszenie z dzielnicy Supilinn”.
Estońska produkcja nawiązuje do bardzo popularnego ostatnio tematu zagadek detektywistycznych. Opowieści o Herkulesie Poirot czy Sherlocku Holmesie skierowane dla dorosłych zawsze cieszyły się dużą popularnością, ale dopiero niedawno na półkach księgarń znalazły się ich dziecięce odpowiedniki. “Detektyw Pozytywka” od Grzegorza Kasdepke czy cieszące się dużym zainteresowaniem “Biuro detektywistyczne Lassego i Mai” to tylko przykłady wyjęte z rękawa. Młodsi czytelnicy też chcą zagłębiać się w świat logicznych łamigłówek, policyjnych obław i poszukiwań winnych przestępców.
Autorzy, którzy podejmują się wyzwania stworzenia takiej powieści, muszą mieć jednak na uwadze wiek odbiorców. Pomiędzy idylliczne opisy przyrody i rozmowę z przesłuchanym nie mogą nagle wcisnąć dwóch przypadkowych morderstw czy romantycznego wątku pełnego pikanterii w tle. Z jednej strony problem ma być dla dziecka nieoczywisty i wymagający krztyny myślenia, z drugiej – niezbyt brutalny i nieskomplikowany, żeby po kilku stronach książka nie była odłożona na półkę z niesmakiem.
Podobna kwestia tyczy się filmów. Nie powinny być wyidealizowane, żeby przyzwyczaić widzów do sielankowej rzeczywistości, ale oczywisty wydaje się być fakt, że wersja “Sherlocka” dla najmłodszych nie może ociekać krwią i przekleństwami. Autorce obrazu, który miałem przyjemność obejrzeć we wtorek rano, zachowanie równowagi wyszło całkiem przyzwoicie. “Tajne stowarzyszenie z dzielnicy Supilinn” jest momentami zbyt naiwne i oczywiste, ale wciąga odbiorców w wieku wczesnoszkolnych na dobre.
Główną bohaterką estońskiej produkcji jest dziesięcioletnia Mari. Dziewczynka mieszka w małej miejscowości ze swoimi rodzicami, którzy nie mają zbyt wiele czasu na opiekę nad dzieckiem. Obowiązki wychowywania latorośli przejmuje więc dziadek, z zawodu profesor na okolicznym uniwersytecie. Żeby uprzyjemnić wnuczce i jej przyjaciołom czas wolny, mężczyzna wymyśla różne zagadki detektywistyczne. Kluczem do ich rozwiązania są misternie zaplanowane mapy, a nagrodami słodycze czy pamiątki. Grupie znajomych Mari spodobała się ta zabawa, przez co decydują się na stworzenie tajnego stowarzyszenia. Wszystko zostaje oficjalnie przypieczętowane, przysięga złożona, nic, tylko pozostaje ratować świat.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=OxKAzchO1fM]
Okazja do zabłyśnięcia przydarza się niespodziewanie szybko. Tajemniczy czarny charakter podczas regionalnego festynu podaje truciznę połowie mieszkańców. Sęk w tym, że jej działanie jest dość niestandardowe: po zażyciu kilku kropel fioletowego płynu dorośli zamieniają się w dzieci. Poważni pracownicy biur zaczynają bawić się w chowanego, a nadopiekuńcza matka zaczyna sama dopominać się o jedzenie od swoich latorośli.
Jak łatwo się domyślić, do akcji wkracza grupa dziesięciolatków. Oprócz tego, że wykonać niełatwe dla nich zadanie, mierzą się z niezrozumieniem ze strony rodziców, którzy uznają ich pracę za kolejną dziwną zabawę. Dodatkowo, Mari i przyjaciele co jakiś czas spotykają na swojej drodze szajkę niekoniecznie przyjaźnie nastawionych nastolatków. Gdy wszystko zestawi się w jedną całość, nie otrzymamy prostej drogi do celu, jakim jest antidotum, ale skomplikowany labirynt z pułapkami czyhającymi na każdym kroku.
Konstrukcja zagadki nie jest rozbudowana – średnio rozgarnięty dwunastolatek już po jakimś czasie rozszyfruje, kto kryje się za czarną maską i dlaczego fiolki z panaceum kryją się pod parkietem podłogi. Jak już wcześniej podkreślałem, zadaniem “Stowarzyszenia z dzielnicy Supilinn” nie jest jednak zaskoczenie skrzętnie zawoalowaną intrygą ale rozbawienie widza. Sytuacyjny humor, nostalgiczne ujęcia małego estońskiego miasteczka i uniwersalne przesłanie, że zło i egoizm nie powinny nam towarzyszyć na co dzień, to kwintesencja filmu dziecięcego. Pasuje w sam raz na wycieczkę szkolną albo nostalgiczny powrót do czasów nieprzesiąkniętych mordami rodem z “Gry o Tron”.
Na film możecie pójść jeszcze 3 grudnia o godzinie 12:00 albo 6 grudnia o godzinie 16:00. Oba seanse odbywają się w Multikinie 51.
http://www.alekino.com/film/tajne-stowarzyszenie-z-dzielnicy-supilinn/