Teatr Gardzienice – słowa, które wywołują wiele kontrowersji. Jedni się zachwycają, inni czują zażenowanie. W poniższym artykule zrelacjonuję moje odczucia odnośnie pobytu w Gardzienicach.
22.10.15 r. razem z moją klasą odwiedziliśmy słynny Ośrodek praktyk teatralnych Gardzienice. Przed wyjazdem nie miałam ukształtowanej opinii na temat tego miejsca, jednak słysząc opinie niektórych ludzi mówiących, że to “GŁUPOTA” i “STRATA CZASU”, postanowiłam się z tym zmierzyć.
Gdy dotarliśmy na miejsce doznałam szoku. Piękny pałac w malowniczej okolicy robi wrażenie. Dookoła drzewa i panujący spokój. Można było poczuć się jak w bajce. Zostaliśmy zaproszeni na drobny poczęstunek, a następnie obejrzeliśmy film ukazujący powstanie tego miejsca. Właściciel miejsca – Włodzimierz Staniewski, osoba bardzo energiczna i pasjonat teatr – pokrótce przedstawił nam tematykę spektakli, które mieliśmy zobaczyć. Gardzienice nie są klasycznym teatrem. Spektakle odbywają się w różnych miejscach. Widz podąża za aktorami.
Sztuki przypominają tragedie z teatru antycznego. Również ich tematyka nawiązuje do dzieł z tego okresu. Pierwsze przedstawienie, które zobaczyliśmy to “Ifigenia w T….”. Według noty reżyserskiej opowiada o kulcie Ifigenii wśród Taurów – spadła im ona z nieba. Jest obiektem pożądania tamtejszej ludności. Ifigenia sprzeniewierza całe dobro nowego życia, spiskuje, chce wykraść Taurom Świętego Świętych i uciec. Osobiście gdybym przed przedstawieniem nie dostała wspomnianej noty, nie wiedziałabym o co chodzi w zaistniałej sytuacji. Sztuka wzbudziła we mnie wiele kontrowersji. Czułam się zażenowana, gdyż wyglądało to dosłownie, jak występ ludzi z Pradziejów. Okrzyki, język niezrozumiały dla widzów, powodowały, że tak naprawdę nic nie wyniosłam z tej sztuki. Po wyjściu z sali czułam się, jakby ktoś zrobił mi ,,pranie mózgu”. Z kolei moi znajomi zauważyli dużo nawiązań do Polski pod terrorem ZSRR po II wojnie światowej. Brawa dla nich!
Po kolejnej przerwie przyszedł czas na następny spektakl czyli “Oratorium Pytyjskie”. Przedstawia on historię Sybilli, Pytii i Kassandry, czyli wieszczek, które złączyły się w jedno i są kojarzone z boskim natchnieniem i odsłanianiem tajemnic ludzkiego losu. I znowu powtórka z rozrywki. Krzyki, piski, ganianie. Od rozpoczęcia czekałam na jak najszybsze zakończenie. Po tej sztuce dobiegał koniec naszej jakże ciekawej wycieczki. Czułam ulgę wsiadając do autobusu i wracając do Lublina.
Podsumowując, pierwszy raz w życiu spotkałam się z takim teatrem. Było to coś nowego, ale niekoniecznie chciałbym to powtórzyć. Osobiście wolę klasyczny wymiar teatru. Oczywiście było też trochę osób, którym sztuka się spodobała i ich zainspirowała. Możliwe, że nie przygotowałam się dobrze do jej zrozumienia i jechałam z takim nastawieniem, że na pewno mi się nie spodoba.