Niewiele dzieliło polską reprezentację od największego blamażu w ciągu obecnej dekady. Po przegranej z Brazylią dołożyli nam Niemcy. Doszło do tego, że obawialiśmy się nawet starcia z Egiptem. Na szczęście udało się przełamać niemoc i odnieść pierwsze zwycięstwo. A potem drugie, ze Szwecją. Gdy już wydawało się, że wróciliśmy na dobre tory, Słoweńcy boleśnie sprowadzili nas na ziemię. O awans musieliśmy więc drżeć, bo w pewnym momencie nic nie zależało już od Polaków. Ostatecznie do ćwierćfinału się prześlizgnęliśmy. I to jedyny pozytyw z fazy grupowej. Kilka miesięcy temu na Euro ślizgała się też jednak Portugalia, a jak skończyli, wiemy wszyscy.
1. Igrzyska paradoksów
– To najtrudniejszy turniej olimpijski w historii – powiedział po przegranym spotkaniu z Niemcami selekcjoner reprezentacji Polski Talant Dujszebajew. Ja bym dodał też, że najdziwniejszy. Niespodzianki sypią się bowiem jedna po drugiej. Bo jak wytłumaczyć, że Katar tęgie baty od Francuzów (15 bramkami!) poprzedził rozbiciem Chorwacji siedmioma? Później ten sam Katar zremisował z przeciętną Tunezją i następnie jak równy z równym walczył z Duńczykami. Tunezja zaś była o krok od remisu z Trójkolorowymi (25:23), by potem jedynie stanowić tło dla Chorwatów (-15), a z drugiej strony sprawić sensację w starciu z Katarem. Najlepszym przykładem są zaś gospodarze: dwa wielkie triumfy (z Polską i Niemcami) Brazylia przeplotła remisem z Egiptem oraz porażkami ze Słowenią i… Szwecją (i to jedenastoma bramkami!), która nie wygrała wcześniej żadnego meczu. Na koniec okazało się, że nie ma na turnieju drużyny niepokonanej, zwycięstwa nie odnieśli tylko Tunezyjczycy, a większość drużyn po rozegraniu świetnego meczu w ciągu 48h zapomina jak gra się w piłkę ręczną.
2. Wiedzą jak z nami grać
Stabilnie grali tylko Polacy. I to wcale nie jest dobra wiadomość, bo Biało-Czerwoni prezentowali równą, lecz dość słabą dyspozycję. Zaczęliśmy od starcia z Brazylią, która książkowo pokazała jak grać przeciwko Polakom. Wysoka i agresywna obrona 3:3 pozbawiła podopiecznych Dujszebajewa wszelkich atutów w ataku, zaś szybcy na nogach rozgrywający nie mieli większych problemów z oszukiwaniem naszej defensywy. Niemcy z kolei mieli inny pomysł, wzięli Biało-Czerwonych na wyczekanie. Nasi zachodni sąsiedzi grali spokojnie, skupiając się na regularnym punktowaniu i bezwzględnym wykorzystywaniu naszych błędów. Niemcy wiedzieli, że będziemy je popełniać. I popełnialiśmy. Gdy na początku drugiej połowy zdarzył nam się dłuższy przestój, Niemcy momentalnie odskoczyli na 20:15. Było po meczu. Z Egiptem i Szwecją wygraliśmy wielkim sercem i zaangażowaniem, ale też po mękach. I dopiero z Egiptem wyszliśmy na pierwsze prowadzenie w turnieju – po 125 (!) minutach gry. Przyszedł czas na ostatnie spotkanie, ze Słowenią. Pierwsza połowa była bodaj najlepszą w naszym wykonaniu na tych igrzyskach, druga zaś – najgorszą. Słoweńcy wykorzystali “patent” Brazylijczyków – wysoką obroną 3:3 odrzucili nas od dziewiątego metra. Efekt? Siedem (!) bramek Biało-Czerwonych przez 30 minut. W ataku bez reakcji szaleli dynamiczni Zarabec z Bezjakiem – dwaj szybcy środkowi rozgrywający. Strategia na grę przeciwko Polsce jest dziecinnie prosta, a co najgorsze, zabójczo skuteczna.
3. Gdy “Dzidzia” nie może, nawet “Kaczka” nie pomoże
Mimo dwóch porażek w dwóch pierwszych spotkaniach, w obu polska reprezentacja rzuciła około 30 bramek (32 z Brazylią, 29 z Niemcami). Nikt nie ukrywa, że głównym celem kadencji Talanta Dujszebajewa jest właśnie praca nad atakiem, który pozostawiał tak wiele do życzenia w erze Michaela Bieglera. I widać, że Polacy mają pomysł na rozwiązywanie swoich akcji. Wiele było kolektywnej gry. Przewodził w niej Michał Jurecki, który w ciągu dwóch i pół spotkania zanotował 11 asyst i niemal za rękę prowadził naszą ofensywę. Niestety, przed przerwą w meczu z Egiptem nabawił się kontuzji kostki. Do końca fazy grupowej na parkiet już nie wyszedł, a nasz atak stracił cały animusz. Ze Szwecją bramkarza rywali pokonaliśmy 25 razy, ze Słowenią tylko 20. Na nic zdał się też wprowadzony Mariusz Jurkiewicz, który zastąpił Łukasza Gieraka po spotkaniu z Egiptem. “Kaczce” brakuje ogrania.
Cierpi zwłaszcza nasz środek rozegrania. Eksperymenty z Krajewskim i Gierakiem sprawdzały się na niższym szczeblu, na igrzyskach jednak nie dali rady. To oni odpowiedzialni są za najwięcej strat wśród Biało-Czerwonych (Krajewski – 10, Gierak – 8). Jurkiewicz po półtorarocznej przerwie zbawieniem też nie jest. I nie pomaga nawet fantastyczna dyspozycja Bieleckiego, który z dorobkiem 33 bramek jest drugi w klasyfikacji strzelców turnieju. – To katastrofa. Jeśli drużyna tak gra w ataku to odpowiedzialny jest trener – wziął na siebie pełną winę po ostatnim starciu ze Słowenią selekcjoner Biało-Czerwonych. Musimy wierzyć, że “Dzidziuś” wykuruje się na ćwierćfinał. Bez niego szanse spadają drastycznie.
4. Perpetuum mobile
Nie lepiej wygląda gra Biało-Czerwonych w obronie. 5-1 działa najwyżej poprawnie, błędy pojawiają się zwłaszcza na szóstym metrze. Choć Polacy świetnie pilnują kołowych, to II linia naszych rywali rzuca bardzo swobodnie: de Toledo w pierwszym meczu, Fabian Wiede w drugim, Eslam Eissa w trzecim, a potem Szwed Philip Stenmal i Słoweniec Miha Zarabec. Najlepszymi strzelcami rywali zawsze byli rozgrywający. W polskiej drużynie raziły niedokładności w przekazywaniu zawodników, zwłaszcza w sektorze centralnym, gdy przeciwnicy grali nawet najprostszą krzyżówkę. Brakowało również domknięcia pomiędzy pozycjami “2” i “3” oraz zdecydowanego wyjścia do rzucających. Defensywę ożywiło jedynie wejście Mariusza Jurkiewicza, który z miejsca stał się generałem w obronie i potrafił porozstawiać kolegów.
Nie pomogli bramkarze. Wyszomirski ze Szmalem mają jak dotąd razem 24% skuteczności. To stanowczo za mało. Tylko raz (ze Szwecją) “Wyszu” zbliżył się do granicy 30%, co od razu przełożyło się na wynik. Inna sprawa, że bramkarze uzależnieni są od dobrej gry obrońców. Obrońcy zaś napędzani są interwencjami bramkarzy. W polskiej defensywie wytworzyło się błędne koło. Czas, by któryś z naszych golkiperów wreszcie zamurował bramkę i dal impuls kolegom.
5. Półfinał (nie)możliwy
Porażka w ostatnim meczu ze Słowenią skazała nas na czekanie. – Musieliśmy iść i kibicować Niemcom – powiedział już po rozstrzygnięciu wszystkich wyników Kamil Syprzak. Na szczęście Niemcy w starciu z Egiptem mieli o co walczyć – wygrana dawała im awans z pierwszego miejsca. Gdyby grali o pietruszkę, mogliby pójść śladem Włochów w turnieju siatkarskim – odpuścić mecz i tym samym wyeliminować teoretycznie groźniejszego rywala. Na szczęście nasi zachodni sąsiedzi wygrali sześcioma bramkami, a my mogliśmy ze spokojem obserwować nocne spotkania w grupie A i czekać na wyłonienie ćwierćfinałowego rywala. Francja wygrała z Danią i wiadome było, że w 1/4 zagramy z kimś z pary Francja/Chorwacja. Hrvatska musiała “tylko” wygrać z Tunezją. Ci urządzili sobie demonstracje siły – rozbili Afrykanów aż piętnastoma bramkami (41:26).
Grę Chorwatów ciągnie niesamowity na tym turnieju Domagoj Duvnjak. Gracz THW Kiel ma już na koncie 17 bramek i 25 asyst, co czyni go liderem klasyfikacji kanadyjskiej. Dodatkowo, jest kluczowym obrońcą, jednym z najlepszych na igrzyskach (zanotował już 9 przechwytów). W defensywie Hrvatska gra 5-1 z wysuniętym właśnie Duvnjakiem, w ataku zaś preferują mozolne budowanie akcji i rozciąganie gry do skrzydeł. W grupie Chorwaci przegrali tylko na otwarcie z Katarem (23:30). Potem Bałkańcy byli już nie do ruszenia, wśród pokonanych pozostawiając m.in Danię oraz Francję.
Chorwaci to rywal dla nas wybitnie niewygodny. Nie dość, ze zwykle zbieramy od nich łomot (stosunek spotkań 5:8), to jeszcze znajdują się obecnie w znakomitej formie. Wciąż mamy także na świeżo w pamięci styczniową klęskę 23:37 z mistrzostw Europy, ale pamiętamy i o ubiegłorocznym wielkim triumfie Polaków (też w ćwierćfinale) z katarskich mistrzostw świata (24:22). Choć głowa mówi, że nie mamy większych szans, serce podpowiada, że się uda. Musi. Bo jak nie teraz, to kiedy? Cztery lata temu w Londynie do półfinałów dotarli Szwedzi oraz Węgrzy. Jedni w grupie doznali dwóch porażek, drudzy trzech. W ćwierćfinale zaczynamy zatem od zera.