Marta Frej – Wywiad

Marta Frej to artystka, intelektualistka, niezwykle spostrzegawcza obserwatorka świata i ludzi. Bawi się formą i słowem, tworzy memy, których popularność potwierdza kunszt autorki. Marta Frej i jej memy to duet idealny. Zapraszam na wywiad  z nią przeprowadzony podczas II Słupskiego Kongresu Kobiet (12.03.2016r.).

Absolwentka ASP w Łodzi (dyplom 2004), asystentka w pracowni rysunku i malarstwa prof. M. Czajkowskiego na ASP w Łodzi (2005-2009), malarka, animatorka kulturalna, prezeska Fundacji Kulturoholizm, matka, feministka, współzałożycielka Klubu Krytyki Politycznej w Częstochowie.

Skąd czerpie Pani inspiracje?

Inspiracje czerpię z mojej codzienności – od rana do wieczora … rzeczywistość nieustannie dostarcza mi inspiracji do tworzenia memów!

A ma Pani jakiś swoich „ulubieńców” spośród prac?

Czy ja wiem … Od samego początku moim ulubionym memem to był mem o jedynaczce, która mówi „jako jedynaczka muszę całkiem sama zawieść oczekiwania moich rodziców”… Trochę tak się czuję czasami jako jedynaczka, ale musze przyznać nieskromnie (śmiech), że bardzo lubię te memy na których jestem ja albo moja rodzina. Mam wtedy wrażenie, że dzięki staniu się postacią komiksową, zbliżam się trochę do wieczności.

A jak radzi sobie Pani z hejterami, wszechobecnych hejtem internetowym i nie tylko?

Nie mam z tym dużego problemu, nie jestem bardzo hejtowana. Wobec tego co się dzieje w internecie, krytyka mnie jest naprawdę delikatna. Myslę, że to dlatego że staram się żartować ze wszystkiego, w tym również z siebie i może hejterzy wyczuwają, że mnie jest trudno obrazić.

Jednakże jest Pani zdeklarowana feministką – są one w Polsce wyjątkowo narażone na nienawiść z każdej strony.

Jako zdeklarowana feministka i walcząca, nawet bym rzekła, nie jestem specjalnie hejtowana. Mam wrażenie, że to tez jest trochę nakręcane i mam wrażenie, że to nie jest tak, że Polacy nie lubią feministek – bardziej Polacy nie wiedzą co w ogóle znaczy feminizm, po prostu tego nie rozumieją. Bo jeżeli ja, za każdym razem – w zeszłym tygodniu aż pięć razy! – słyszałam tekst Gdzie się kończy feminizm? Gdy trzeba wnieść szafę na ósme piętro. To ta anegdota świadczy o tym, że nie wiem co to znaczy feminizm. Feminizm to jest demokracja, to jest stuprocentowa demokracja, to jest przekonanie, że kobiety i mężczyźni mają równe prawa, równe obowiązki i równe przywileje, to nie ma nic wspólnego z nielubieniem mężczyzn, z chęcią wyeliminowania mężczyzn z jakiejkolwiek przestrzeni, czy z podkreślaniem, że oni nie są ogóle potrzebni. To jest bzdura! To jest wielka pomyłka.  Uważam że w Polsce jest o wiele więcej feministek i feministów, niż deklarują bo nie wiedzą co to znaczy, po prostu nie wiedzą, że są feministami czy feministkami. Bo kto powie, że nie chce demokracji?

A jak Pani ogółem ocenia sytuację kobiet w Polsce?

Nie jest ona dobra. Gdybym oceniała ją dobrze, to nie skupiałabym się tak bardzo na problemie kobiet w Polsce. Myślę, że musimy cały czas pracować, nad zapewnianiem nam równych szans, nad przekonywaniem innych, że wszyscy musimy być równo traktowani. To jest cały czas robota do zrobienia! To nie jest tak, że sufrażystki, które wywalczyły dla nas prawa wyborcze, feministki, które wywalczyły swobodę seksualną, której tak naprawdę nie ma, nasze matki i  babki, zrobiły już swoje, a my możemy się wyluzować i  czerpać z tego. To nie jest tak, jeżeli my nie będziemy walczyć, jeżeli nie będziemy cały czas podkreślać naszej roli, tego że jesteśmy tak samo ważnie, tego że mamy te same prawa, przywileje i obowiązki, osiągnięcia te  będą się cofać, ruchy prawicowe i konserwatywne będą nas wtłaczać do domu. Tak się teraz dzieje, choćby przez rozwiązania dotyczące urlopów macierzyńskich, dotyczące przedszkoli, których nie ma. W ten sposób można wyeliminować kobiety z pracy zawodowej, można wtłoczyć je do domu i wyeliminować całkowicie z aktywnego życia, zrobić z nich tylko gospodynie, matki i kucharki. A my chcemy tego samego co mężczyźni, to znaczy, chcemy być wszystkim, chcemy mieć wybór, chcemy  móc mieć wybór.

Jaki jest więc Pani przepis na życie, na szczęście?

Moim przepisem na szczęście jest zaangażowanie społeczne. Od kiedy wyszłam ze swoich czterech ścian, kiedy przestałam myśleć tylko o sobie, działać w przestrzeni, spotykać się z ludźmi, próbować z nimi cos tworzyć –  jestem szczęśliwa. To jest tak jak z moim miastem. Jestem z  Częstochowy i zawsze chciałam z niej uciec, bo wydawała mi się mała i nie dość fajna. Okazało się później, że po studiach musiałam do niej wrócić. Myślałam, że to jest porażka, przegrana. Natomiast kiedy zaczęłam w niej działać jako animatorka kultury i społeczniczka, kiedy zaczęłam działać z moim partnerem, okazało się, że pokochałam to miast. Poczułam, że jestem jego częścią, a ono jest częścią mnie. W momencie kiedy zaangażowałam się w prace i w tworzenie czegokolwiek –  pokochałam to czego wcześniej nie akceptowałam. Myślę, że częstsze wychodzenie z czterech ścian, z naszych ciasnych umysłów i poszerzanie naszych horyzontów, przekraczanie granic to jest receptura na szczęście.

Ma Pani jakąś radę dla młodych kobiet, dziewcząt, które sobie nie radzą z tym?

Ja też bardzo długo z wieloma rzeczami sobie nie radziłam. Przyznam, że z wiekiem czuję się coraz lepiej, dojrzałość mi służy. Natomiast, taką moją radą, jest to by słuchać siebie i nie ulegać wpływom z otoczenia. Jeśli coś mocno czujemy, w coś mocno wierzymy to trzeba być temu wiernym, wiernym sobie. Nawet jeśli mieszka się w małym mieście czy w małej wiosce  i się człowiek nudzi albo ma wrażenie że mu coś umyka, to są różne sposoby by z tego domu się wyrwać. Nie trzeba od razu jechać do Nowego Yorku czy do Warszawy, ale w swojej okolicy można poszukać jakiegoś rodzaju aktywności i potraktować to jako pewne doświadczenie, naukę. Na przykład, jeśli nudzimy się u siebie na wsi, albo w mieście, jeśli nie mamy tego co potrzebujemy – spróbujmy to stworzyć same! Nie czekajmy aż ktoś  nam to zapewni, aż ktoś nam to da. Spróbujmy to stworzyć. Na początku małymi kroczkami, zacznijmy od piaskownicy, a skończymy na stadionie! (śmiech) To znaczy, możemy stworzyć coś wielkiego jeśli zaczniemy od małych spraw. Myślę ,że jest to dobry sposób na samokształcenie, samopoznanie, ale też na prace zawodową. Taka działalność, zaangażowanie społeczne, daje potem ogromne doświadczenie i możliwości zawodowe.

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment