Następca Platiniego wprowadził Francuzów do finału! Niemcy bezradni

Faza grupowa francuskiego turnieju podzieliła się na dwie połowy dość wyraźną granicą. Wystarczy spojrzeć na drabinkę, według której kolejne zespoły poznają swoich rywali. Po jednej stronie między sobą bili się mistrzowie świata i Europy, po drugiej kompletni nowicjusze na międzynarodowych imprezach. Spośród ośmiu reprezentacji z teoretycznie słabszej połówki do finału zakwalifikowała się Portugalia. Znamiennym jest fakt, że awans do najważniejszego meczu tego Euro piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego zapewnili sobie, wygrywając z… debiutującą Walią. W czwartkowy wieczór natomiast mieliśmy się dowiedzieć, czy to Francuzi, czy Niemcy są najlepszą drużyną bardziej utytułowanej połówki. Stawka tego półfinału była jednak o tyle większa, że zwycięzca automatycznie stawał się faworytem do triumfu w całym turnieju.

Wyjściowym składem zaskoczył Joachim Loew. Pod nieobecność Mario Gomeza pewniakiem do gry miał być Mario Goetze. Niemiecki selekcjoner wybrał jednak zupełnie inny wariant. Do przodu przesunięty został Toni Kroos, a jego miejsce w pomocy zajął debiutujący na turnieju Emre Can. Ponadto, w miejsce wykartkowanego Matsa Hummelsa, na środku obrony mecz rozpoczął Benedikt Howedes. Na jakiekolwiek roszady nie zdecydował się Didier Deschamps. Zgodnie z zasadą, iż „zwycięskiego składu się nie zmienia” Francuz do boju wypuścił tę samą jedenastkę, która strzeliła pięć bramek Islandii.

Od pierwszych minut meczu widać było, że perspektywa gry w finale przeciw Portugalii była dla obu zespołów niezwykle kusząca. Pierwszą dogodną sytuację stworzyli sobie Trójkolorowi. Lider klasyfikacji strzelców – Antoine Griezmann – przeprowadził ładną indywidualną akcję wzdłuż linii pola karnego, ale jego strzał zdołał wybronić Manuel Neuer. Siedem minut później odpowiedzieli Niemcy. Obiecujące uderzenie sprzed pola karnego oddał Emre Can, ale świetną, intuicyjną interwencją popisał się Hugo Lloris. Od tego momentu rosła przewaga mistrzów świata. Nasi zachodni sąsiedzi raz po raz niepokoili obronę rywala, jednak brakowało im skuteczności. Gdy wydawało się już, że piłkarze do szatni zejdą z bezbramkowym remisem, sędzia Nicola Rizzoli podyktował rzut karny dla Francji za zagranie ręką Bastiana Schweinsteigera. Jedenastkę na bramkę pewnie zamienił Griezmann, dla którego było to już piąte trafienie na trwającym turnieju. Dzięki niemu do przerwy niespodziewanie prowadzili gospodarze.

Po zmianie stron obraz gry różnił się nieco od tego z pierwszych 45 minut. Optyczną przewagę mieli Francuzi. To oni swobodniej operowali piłką i stanowili realne zagrożenie dla niemieckiej defensywy. A ta straciła drugą bramkę na własne życzenie. Przez nieporadne zachowanie przy wyprowadzaniu piłki z własnego pola karnego, w posiadaniu futbolówki znalazł się Paul Pogba, który sprytnie zwiódł jednego z obrońców i dośrodkował na sam środek szesnastki. Tam niespodziewany błąd popełnił wychodzący z bramki Neuer, a podaną pod nogi piłkę do bramki skierował, po raz drugi w tym spotkaniu, a szósty w całym turnieju, Antoine Griezmann. Dzięki temu trafieniu, goniący Francuza w klasyfikacji strzelców C.Ronaldo musiałby zdobyć w finale aż cztery bramki, aby wyprzedzić świetnie grającego zawodnika Atletico Madryt. Podłamani Niemcy do samego końca starali się zdobyć bramkę honorową, ale uczciwie trzeba przyznać, że tego wieczoru byli po prostu słabsi.

„Les Bleus” zagrają w finale mistrzostw Europy po raz trzeci. Optymistyczną przesłanką może być fakt, że dwa poprzednie wygrali. Co więcej, pierwszy w 1984 roku również rozgrywany był w ich ojczyźnie. Wtedy, na Parc de Princes w Paryżu, Trójkolorowi pokonali 2:0 Hiszpanów. Teraz, 32 lata później, na oddalonym zaledwie o 15 kilometrów od miejsca tamtego triumfu Stade de France, podejmą drugą reprezentację z Półwyspu Iberyjskiego. Wtedy jedną z bramek zdobył późniejszy król strzelców mistrzostw – Michele Platini. W niedzielę wszystkie oczy będą skierowane na jego dzisiejszy odpowiednik, bohatera półfinałowego wieczoru, Griezmanna. Czy gwiazda kończących się mistrzostw powtórzy wyczyn swojego wielkiego poprzednika?

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment