Za nami kolejny – już 82. – sezon Ekstraklasy. Jego zakończenie było jednak na tyle emocjonujące, że przyćmiło zupełnie rutynę bijącą z poprzedniego zdania. Kibice kochają sytuacje, kiedy przed rozegraniem ostatniej kolejki danego sezonu puchar za mistrzostwo umiejscowiony jest gdzieś w połowie drogi między dwoma stadionami i kierowcy czekają tylko na sygnał, do którego miasta mają z nim ruszyć. Tak właśnie było w tym roku u nas. Kiedy piłkarze Legii i Piasta wychodzili na murawy swoich obiektów, oba kluby miały identyczną liczbę punktów. O zapisaniu się w historii zadecydować mógł jeden gol…
Reżyserowi tego spektaklu pogratulować można pomysłu. Wypełnione po brzegi stadiony w Warszawie i Gliwicach, tysiące ludzi w pubach i przed telewizorami, zakłady bukmacherskie przeżywające oblężenie i elektryzująca niepewność – gdzie za dwie godziny rozpocznie się feta? Wszystko to sprawiało, że ten polski spektakl w przedmeczowych zapowiedziach urastał do rangi międzynarodowego majstersztyku teatralnego z udziałem największych światowych gwiazd. Tym bardziej szkoda, że scenarzyście pomysłów starczyło tylko na pierwsze pół godziny. Pierwsze emocje upadły już nawet wcześniej – w 14. minucie po strzale Jodłowca lot piłki niefortunnie zmienił obrońca grającej z Legią Pogoni – Czerwiński – i lider nie musiał patrzeć już nawet na wynik z Gliwic. W meczu Piasta z Zagłębiem też jednak po niedługim czasie wiedzieliśmy dużo. I informacje te były zdecydowanie na korzyść prowadzącej w stolicy Legii. Kiedy w 26. minucie Papadopoulos wyprowadził “Miedziowych” na prowadzenie, napięta atmosfera pompowana przed spotkaniami zaczęła miarowo opadać. Ostatnie nadzieje kibiców Piasta prysły definitywnie na siedem minut przed końcem obu spotkań, ponieważ podczas gdy przy ul. Okrzei wynik się nie zmieniał, król strzelców Ekstraklasy – Nikolić – trafił w Warszawie na 2:0. Wszystko było jasne. Wicemistrz nie zdołał strzelić bramki Zagłębiu do końca spotkania, a Legia podwyższyła jeszcze na 3:0 za sprawą Hamalainena. Kilka godzin po ostatnich gwizdkach otwarte autokary z piłkarzami przejechały jednak po ulicach obu walczących w ostatnich kolejkach miast. W Warszawie na placu Zamkowym świętowano Mistrzostwo Polski wywalczone na stulecie klubu, a w Gliwicach na tamtejszym Rynku niezliczone tłumy kibiców dziękowały swoim piłkarzom za wicemistrzostwo, postawę w całym sezonie i możliwość oglądania Piasta w eliminacjach do Ligi Europejskiej.
Czy można wyobrazić sobie piękniejsze obrazki na zakończenie sezonu?
Nie były to jednak jedyne emocje, jakie przyniosła ostatnia kolejka tego sezonu. Rywalizacja Cracovii z Lechią nie była wyłącznie walką o trzy punkty, a bezpośrednią potyczką o miejsce w eliminacjach Ligi Europejskiej obok Piasta i Zagłębia. Gospodarze postanowili szybko ułożyć mecz pod swój scenariusz i już w 8. minucie prowadzili po bramce Cetnarskiego. Po upływie godziny gry do własnej bramki trafił Janicki i wynik 2:0 utrzymał się już do końca spotkania. To spotkanie było niejako odzwierciedleniem całego sezonu, w którym Cracovia grała zdecydowanie równiej niż niedzielny rywal z Gdańska, przez co ich zasłużone czwarte miejsce na finiszu rozgrywek stało się faktem. W ostatnim meczu grupy mistrzowskiej ustępujący Mistrz Polski Lech zakończył bardzo słaby sezon wygraną 2:0 nad największym zwycięzcą reformy Ekstraklasy – Ruchem. Zwycięstwo to nie pozwoliło jednak poznaniakom na awans w tabeli, przez co jedynym słabszym od nich zespołem w grupie mistrzowskiej na koniec sezonu okazał się ich niedzielny rywal z Chorzowa.
Emocje związane z końcowymi rozstrzygnięciami nie były zarezerwowane tylko dla grupy mistrzowskiej. W przedostatniej kolejce z ligi spadło Podbeskidzie, które z Ekstraklasą pożegnało się festiwalem bramek w przegranym ostatecznie 3:4 meczu z najlepszym zespołem ligi spadkowej – Wisłą. Przed sobotnimi spotkaniami nie wiadomo było jednak kto utworzy nieszczęśliwą parę z “Góralami”. Jedynym pewnikiem było, że będzie to Górnik. Ten zabrzański, będący przed tą kolejką na drugim miejscu spadkowym, pojechał do Niecieczy, aby utrzymania poszukać w meczu z beniaminkiem. Zespół z Łęcznej natomiast o dające pozostanie w lidze zwycięstwo lub remis pojechał walczyć do Wrocławia na spotkanie ze Śląskiem. Piłkarze z Lubelszczyzny w 60. minucie przegrywali jednak już 1:3 i wiadomym było, że kwestia utrzymania leży w nogach piłkarzy z Zabrza. Oni w tym momencie remisowali 1:1 i do uniknięcia spadku brakowało im jednej bramki. Mimo heroicznych i rozpaczliwych scen w ostatnich minutach nie udało im się zdobyć “złotego” gola, przez co po końcowych gwizdkach okrzyki radości dało się słyszeć wyłącznie we Wrocławiu. Jednak nawet po pobieżnym spojrzeniu na grę Górnika ciężko nie odnieść wrażenia, że 14-krotny mistrz Polski trzeci w historii spadek z Ekstraklasy zapewnił sobie nie w ostatnim meczu sezonu, a raczej swoją marną postawą we wcześniejszej jego fazie.
Ale na podsumowania i dogłębniejsze analizy przyjdzie jeszcze czas.
Wyniki 37. kolejki T-Mobile Ekstraklasy:
Podbeskidzie Bielsko-Biała 3-4 Wisła Kraków
Śląsk Wrocław 3-2 Górnik Łęczna
Korona Kielce 1-3 Jagiellonia Białystok
Termalica Bruk-Bet Nieciecza 1-1 Górnik Zabrze
Legia Warszawa 3-0 Pogoń Szczecin
Cracovia 2-0 Lechia Gdańsk
Piast Gliwice 0-1 Zagłębie Lubin
Lech Poznań 3-0 Ruch Chorzów
źródła zdjęć: wykop.pl/mirko, legia.com, piast-gliwice.eu