Onesta stał, Karabatić siedział – bezcenne. To nie zdarza się właściwie nigdy. Najdroższy szczypiornista świata usiadł na ławce, co dzieje się niemal tak rzadko jak nerwowe spacery Clauda Onesty. A jednak, obaj panowie zamienili się miejscami właśnie wczoraj. Trójkolorowi stanęli na głowie, my też. Ze szczęścia.
Zaczęło się jak z bajki. Szmal broni, Bielecki rzuca. I to był już znak, że biało-czerwoni będą tego wieczora mocni. Okazali się jednak więcej niż mocni. 6:3 po 10 minutach, 14:7 po dwudziestu. Wszyscy przecierali oczy ze zdziwienia. Polacy grali najlepszy handball jaki można sobie wyobrazić, a mistrzowie wszystkiego stanowili jedynie tło. Biało-czerwoni przewagi już nie oddali. Do końca. To był niesamowity wieczór i niesamowity mecz! Trwająca 22 lata hegemonia Trójkolorowych została przełamana!
“Rzeczywistość przerosła marzenia” – mówił w pomeczowym studio Krzysztof Wanio. Tak, przerosła. Kto spodziewał się takiego obrotu spraw? Nawet niepoprawni optymiści remis braliby przecież w ciemno. A jednak! Czy dokonali niemożliwego? Po meczu słychać było opinie, że był to najlepszy mecz Polaków w XXI wieku. Jak zrodził się fantastyczny triumf biało czerwonych?
Zacząć należy od bramki. 17/42, czyli 40% Szmala. Obronione dwa z czterech rzutów karnych. To zwycięstwo to w ogromnym stopniu jego zasługa. Drugim, niemniej ważnym ogniwem był Karol Bielecki. 9 bramek na 13 prób to wynik znakomity. Karol trafiłby wczoraj nawet z szatni. Trzecim, niemniej ważnym ogniwem był Kamil Syprzak. 6 bramek na 6 prób mówi samo za siebie. Czwartym, niemniej ważnym ogniwem był Przemysław Krajewski. Skrzydłowy odrodził się i rzucił 6 bramek, notując również niezwykle ważny przechwyt. Piątym…
W ten sposób wymienić można by niemal całą 16-stkę. Wszyscy zagrali wczoraj na najwyższym poziomie. Wielu rozegrało najlepsze spotkanie w reprezentacyjnej karierze. Jednak według mnie to zwycięstwo to wiktoria przede wszystkim Michaela Bieglera. Tego samego człowieka, który rok temu w Katarze i tuż przed rozpoczęciem trwających mistrzostw był najsłabszym punktem polskich puzzli. Człowiek uczy się przecież przez całe życie…
Począwszy od pracy na ławce. Biegler wziął czasy w doskonałych momentach. W pierwszej połowie, gdy Francja zaczęła łapać rytm oraz w drugiej, żeby biało-czerwonym dodać jeszcze więcej pewności siebie przed końcówką. W efekcie Polacy dorzucili dwie bramki i zamknęli mecz.
Najważniejszym czynnikiem była jednak rotacja. Na parkiecie znalazło się miejsce i dla Konitza, i dla Glińskiego. Obaj odciążyli Michała Jureckiego, który olbrzymią rolę odegrał zwłaszcza w obronie. W ataku inni przejęli jego zadania. Szyba jak równy z równym rotował się z Lijewskim, mimo że nie był to dzień gracza Gorenje Velenje. Świetnie działały też zmiany atak-obrona, a zmieniać do obrony musiał się zawsze Bielecki. Świadomość trenera i umiejętne szachowanie siłami swoich podopiecznych zaowocowały dużą rezerwą sił, dzięki której Polacy poprawili jeszcze wynik w końcowych minutach meczu. Brawo Panie Biegler!
A i reakcje Niemca przy linii bocznej dają do myślenia. Biegler żył meczem. Pokrzyczał na sędziów (dostał żółtą kartkę), bił brawo po dobrych akcjach biało-czerwonych. I nawet uśmiechnął się pod koniec spotkania. Takiego trenera chciało by się widzieć cały czas.
Nie byłbym sobą gdybym nie wbił kilku szpilek. Łyżką dziegciu będą statystyki. Znów 65% skuteczności. Tyle samo co z Macedonią. Optycznie wyglądało to znacznie lepiej. No i 14 strat. To jest dopiero liczba! Znów, tyle co z Macedonią! Więc gdyby patrzeć tylko na statystyki… na szczęście nie mają one żadnego znaczenia. Cieszy równa i stabilna skuteczność w okolicach 65%, a przede wszystkim cieszy wynik i gra!
Na koniec trochę uwagi należy się tym, których praca, gdy wykonują ją dobrze, jest pomijana. Oscar Raluy Lopez oraz Angel Sabroso Ramirez świetnie poprowadzili wczorajsze spotkanie. Trafnie dobrana linia sędziowania faulów w ataku. Choć nagwizdali ich ogrom, to kryteria kierujące ich oceną pozostały niezachwiane. Dobrze ostudzili głowy zawodników w I połowie, dając kilka kar (głównie Polakom) za błahe przewinienia. W dalszej części meczu dwa palce w górę wędrowały niezwykle rzadko. Bez kontrowersji, przepychanek, z ogładą. Było płynnie, sprawiedliwie i odrobinę na korzyść gospodarzy. Słowa uznania dla hiszpańskich rozjemców.
***
Szalenie atrakcyjnie zapowiadało się również poprzedzające polsko-francuską batalię starcie Serbia vs. Macedonia. Obie ekipy do rozstrzygającego spotkania przystępowały z dwoma porażkami na koncie a co za tym idzie zerowym dorobkiem punktowym . Jednakże dzięki lepszemu bilansowi bramek (-8 do -11 na korzyść Macedonii) Macedończykom do awansu wystarczył zaledwie remis. Serbowie zaś by zagrać w II rundzie musieli obligatoryjnie pokonać rywali i zainkasować “dwa oczka”.
Twarde defensywy, maksymalnie fizyczna gra i ciągły remis. Oto 3 nieodłączne przymioty pierwszego starcia w “polskiej grupie”. Wynik na styku oscylował przez całe spotkanie. Dość powiedzieć, że największa różnica dzieląca oba zespoły w pierwszej połowie to dwie bramki. W drugiej dystans ten nie wyszedł poza jedno trafienie. Grę Serbów prowadziła para Nenadic – Sesum (obaj po 7 trafień). Obaj z drugiej linii wciąż bombardowali bramkę Borko Ristowskiego. W zespole Macedończyków najskuteczniejsi byli skrzydłowi – Manaskov oraz Gieorgiewski (odpowiednio 10 i 5 bramek).
Wszystko rozstrzygnąć maiło się więc w samej końcówce, a ta to okazała się istnym rollercoasterem. Na 1,5 minuty przed końcem bramkę na 26:25 dla Serbii rzucił Sesum. Po tym nastąpiła amnestia, podczas której zawodnicy zapomnieli jak się gra w piłkę ręczną. Minuta chaosu i masy strat z obu stron. Okres ten zakończył Stojancze Stoiłow i znów był remis (26:26). Grający w osłabieniu Serbowie, wzięli czas. Zdjęli bramkarza, a ze skrzydła trafił Darko Djukić (27:26)! 10 sekund do końca, a wynik premiował Serbię! Macedończycy z automatu poprosili o przerwę. Ivica Obrvan ustalił akcję i… Dejan Manaskov na 3 sekundy przed końcową syreną pokonał Stanica ze skrzydła (27:27)! Euforia wśród kibiców na “żółtym sektorze”! Remis, zwycięski remis dla Macedonii!
***
Dzięki wspaniałemu triumfowi nad Francją Polacy do fazy zasadniczej “zabiorą ze sobą” cztery punkty. Francuzi wystartują zaś z dwoma oczkami na koncie. Macedończycy poprzez wiktorię nad Serbami również znajdą się w II rundzie, lecz bez jakiekolwiek zdobyczy punktowej. Do Krakowa zawitają także Norwedzy, Białorusini oraz Chorwaci. Na pierwszy ogień, już w sobotę, Polacy zmierzą się z Norwegią, która tak jak biało-czerwoni ma na swoim koncie 4 punkty. Wygrana sprawi, że półfinał będzie na wyciągnięcie ręki. A z Norwegami już raz przecież historię pisaliśmy…
Onesta stał, Karabatić siedział – bezcenne. To nie zdarza się właściwie nigdy. Najdroższy szczypiornista świata usiadł na ławce, co dzieje się niemal tak rzadko jak nerwowe spacery Clauda Onesty. A jednak, obaj panowie zamienili się miejscami właśnie wczoraj. Trójkolorowi stanęli na głowie, my też. Ze szczęścia.
Zaczęło się jak z bajki. Szmal broni, Bielecki rzuca. I to był już znak, że biało-czerwoni będą tego wieczora mocni. Okazali się jednak więcej niż mocni. 6:3 po 10 minutach, 14:7 po dwudziestu. Wszyscy przecierali oczy ze zdziwienia. Polacy grali najlepszy handball jaki można sobie wyobrazić, a mistrzowie wszystkiego stanowili jedynie tło. Biało-czerwoni przewagi już nie oddali. Do końca. To był niesamowity wieczór i niesamowity mecz! Trwająca 22 lata hegemonia Trójkolorowych została przełamana!
“Rzeczywistość przerosła marzenia” – mówił w pomeczowym studio Krzysztof Wanio. Tak, przerosła. Kto spodziewał się takiego obrotu spraw? Nawet niepoprawni optymiści remis braliby przecież w ciemno. A jednak! Czy dokonali niemożliwego? Po meczu słychać było opinie, że był to najlepszy mecz Polaków w XXI wieku. Jak zrodził się fantastyczny triumf biało czerwonych?
Zacząć należy od bramki. 17/42, czyli 40% Szmala. Obronione dwa z czterech rzutów karnych. To zwycięstwo to w ogromnym stopniu jego zasługa. Drugim, niemniej ważnym ogniwem był Karol Bielecki. 9 bramek na 13 prób to wynik znakomity. Karol trafiłby wczoraj nawet z szatni. Trzecim, niemniej ważnym ogniwem był Kamil Syprzak. 6 bramek na 6 prób mówi samo za siebie. Czwartym, niemniej ważnym ogniwem był Przemysław Krajewski. Skrzydłowy odrodził się i rzucił 6 bramek, notując również niezwykle ważny przechwyt. Piątym…
W ten sposób wymienić można by niemal całą 16-stkę. Wszyscy zagrali wczoraj na najwyższym poziomie. Wielu rozegrało najlepsze spotkanie w reprezentacyjnej karierze. Jednak według mnie to zwycięstwo to wiktoria przede wszystkim Michaela Bieglera. Tego samego człowieka, który rok temu w Katarze i tuż przed rozpoczęciem trwających mistrzostw był najsłabszym punktem polskich puzzli. Człowiek uczy się przecież przez całe życie…
Począwszy od pracy na ławce. Biegler wziął czasy w doskonałych momentach. W pierwszej połowie, gdy Francja zaczęła łapać rytm oraz w drugiej, żeby biało-czerwonym dodać jeszcze więcej pewności siebie przed końcówką. W efekcie Polacy dorzucili dwie bramki i zamknęli mecz.
Najważniejszym czynnikiem była jednak rotacja. Na parkiecie znalazło się miejsce i dla Konitza, i dla Glińskiego. Obaj odciążyli Michała Jureckiego, który olbrzymią rolę odegrał zwłaszcza w obronie. W ataku inni przejęli jego zadania. Szyba jak równy z równym rotował się z Lijewskim, mimo że nie był to dzień gracza Gorenje Velenje. Świetnie działały też zmiany atak-obrona, a zmieniać do obrony musiał się zawsze Bielecki. Świadomość trenera i umiejętne szachowanie siłami swoich podopiecznych zaowocowały dużą rezerwą sił, dzięki której Polacy poprawili jeszcze wynik w końcowych minutach meczu. Brawo Panie Biegler!
A i reakcje Niemca przy linii bocznej dają do myślenia. Biegler żył meczem. Pokrzyczał na sędziów (dostał żółtą kartkę), bił brawo po dobrych akcjach biało-czerwonych. I nawet uśmiechnął się pod koniec spotkania. Takiego trenera chciało by się widzieć cały czas.
Nie byłbym sobą gdybym nie wbił kilku szpilek. Łyżką dziegciu będą statystyki. Znów 65% skuteczności. Tyle samo co z Macedonią. Optycznie wyglądało to znacznie lepiej. No i 14 strat. To jest dopiero liczba! Znów, tyle co z Macedonią! Więc gdyby patrzeć tylko na statystyki… na szczęście nie mają one żadnego znaczenia. Cieszy równa i stabilna skuteczność w okolicach 65%, a przede wszystkim cieszy wynik i gra!
Na koniec trochę uwagi należy się tym, których praca, gdy wykonują ją dobrze, jest pomijana. Oscar Raluy Lopez oraz Angel Sabroso Ramirez świetnie poprowadzili wczorajsze spotkanie. Trafnie dobrana linia sędziowania faulów w ataku. Choć nagwizdali ich ogrom, to kryteria kierujące ich oceną pozostały niezachwiane. Dobrze ostudzili głowy zawodników w I połowie, dając kilka kar (głównie Polakom) za błahe przewinienia. W dalszej części meczu dwa palce w górę wędrowały niezwykle rzadko. Bez kontrowersji, przepychanek, z ogładą. Było płynnie, sprawiedliwie i odrobinę na korzyść gospodarzy. Słowa uznania dla hiszpańskich rozjemców.
***
Szalenie atrakcyjnie zapowiadało się również poprzedzające polsko-francuską batalię starcie Serbia vs. Macedonia. Obie ekipy do rozstrzygającego spotkania przystępowały z dwoma porażkami na koncie a co za tym idzie zerowym dorobkiem punktowym . Jednakże dzięki lepszemu bilansowi bramek (-8 do -11 na korzyść Macedonii) Macedończykom do awansu wystarczył zaledwie remis. Serbowie zaś by zagrać w II rundzie musieli obligatoryjnie pokonać rywali i zainkasować “dwa oczka”.
Twarde defensywy, maksymalnie fizyczna gra i ciągły remis. Oto 3 nieodłączne przymioty pierwszego starcia w “polskiej grupie”. Wynik na styku oscylował przez całe spotkanie. Dość powiedzieć, że największa różnica dzieląca oba zespoły w pierwszej połowie to dwie bramki. W drugiej dystans ten nie wyszedł poza jedno trafienie. Grę Serbów prowadziła para Nenadic – Sesum (obaj po 7 trafień). Obaj z drugiej linii wciąż bombardowali bramkę Borko Ristowskiego. W zespole Macedończyków najskuteczniejsi byli skrzydłowi – Manaskov oraz Gieorgiewski (odpowiednio 10 i 5 bramek).
Wszystko rozstrzygnąć maiło się więc w samej końcówce, a ta to okazała się istnym rollercoasterem. Na 1,5 minuty przed końcem bramkę na 26:25 dla Serbii rzucił Sesum. Po tym nastąpiła amnestia, podczas której zawodnicy zapomnieli jak się gra w piłkę ręczną. Minuta chaosu i masy strat z obu stron. Okres ten zakończył Stojancze Stoiłow i znów był remis (26:26). Grający w osłabieniu Serbowie, wzięli czas. Zdjęli bramkarza, a ze skrzydła trafił Darko Djukić (27:26)! 10 sekund do końca, a wynik premiował Serbię! Macedończycy z automatu poprosili o przerwę. Ivica Obrvan ustalił akcję i… Dejan Manaskov na 3 sekundy przed końcową syreną pokonał Stanica ze skrzydła (27:27)! Euforia wśród kibiców na “żółtym sektorze”! Remis, zwycięski remis dla Macedonii!
***
Dzięki wspaniałemu triumfowi nad Francją Polacy do fazy zasadniczej “zabiorą ze sobą” cztery punkty. Francuzi wystartują zaś z dwoma oczkami na koncie. Macedończycy poprzez wiktorię nad Serbami również znajdą się w II rundzie, lecz bez jakiekolwiek zdobyczy punktowej. Do Krakowa zawitają także Norwedzy, Białorusini oraz Chorwaci. Na pierwszy ogień, już w sobotę, Polacy zmierzą się z Norwegią, która tak jak biało-czerwoni ma na swoim koncie 4 punkty. Wygrana sprawi, że półfinał będzie na wyciągnięcie ręki. A z Norwegami już raz przecież historię pisaliśmy…