Oni inaczej wygrywać nie potrafią… jeden – ulubiona liczba biało-czerwonych

Legenda głosi, iż Polacy zagrali kiedyś spokojne spotkanie. Być może, na pewno. Ale nie wczoraj. Ubiegłego wieczoru Polacy jedną bramką pokonali Serbów po bardzo emocjonującym i wyrównanym spotkaniu. W drugim starciu grupy “A” Francuzi nie bez problemów poradzili sobie z Macedończykami. 

Początek spotkania potwierdzał wszelkie obawy polskich kibiców. W ataku piach i nędza, obrońcy wyglądali jakby połknęli kij – stali kompletnie zesztywniali. Wszystko wykorzystywał Petar Nenadić, który jeszcze przed meczem mówił, że szanse na zwycięstwo Serbów ocenia na jakieś 10 procent. Ale były zawodnik Wisły Płock grał wręcz doskonale. W ciągu pierwszego kwadransa rzucił 6 bramek. W siedmiu próbach. Polacy natomiast wciąż grali swoje – niby nie tak źle, ale bez fajerwerków. Po prostu, trema gospodarza, efektem czego w piętnastej minucie przegrywaliśmy 6:8. Nie pomagali zwłaszcza bramkarze. Ani Szmal, ani Wyszomirski nie potrafili odbić więcej niż 1 piłki. Gdy wyraźnie ujrzeliśmy, że biało-czerwonych opuściło już początkowe onieśmielenie i wyraźnie się rozluźnili, liczyliśmy że rychło odjadą rywalom. Niestety, nic podobnego się nie stało. Dzięki dobrej dyspozycji Krzysztofa Lijewskiego oraz niezawodnego Michała Jureckiego do szatni schodziliśmy z jedną bramką “w plecy”. Małe rozczarowanie?

Drugą połowę Polacy zacząć mieli w podwójnym osłabieniu w skutek kar otrzymanych tuż przed końcem pierwszej połowy, a to nie zwiastowało nic dobrego. Ale były to złe dobrego początki. Biało-czerwoni nie dali zdominować się rywalowi i przetrwali trudny okres. Kiedy gospodarze byli już w komplecie, wreszcie coś zadrżało w naszej reprezentacji. Obudził się Szmal, zaczęliśmy regularnie trafiać w ataku. Druga połowa w ofensywie to popis MVP spotkania – Michała Jureckiego. Efekt? 19:18 i pierwsze prowadzenie od dawna już w 37. minucie. A to nie koniec dobrych wieści, gdyż już za chwilę było 23:20. Wydawało się, że już nic nie zatrzyma polskiej drużyny. Nic jednak bardziej mylnego. Niemal w jednej chwili Darko Stanic przypomniał sobie dlaczego 4 lata temu uważany był za jednego z trzech najlepszych bramkarzy na planecie. Serb zatrzymał kilka kontr, cudownie wybronił sytuacje sam na sam. Następnie nasi rywale wyprowadzali szybkie kontry i w 46. minucie Ivan Nikcevic po jednej z nich doprowadził do remisu. I od tego czasu grali tak gol za gol. Aż do samego końca. Wreszcie przyszedł czas rozstrzygnięcia. Polacy wypracowali bramkę/dwie przewagi i wchodzili w ostanie momenty meczu. Na 56 sekund przed końcową syreną Serbowie przegrywali jedną bramką i mieli karnego. Ale lepszy okazał się Szmal i Tauron Arena eksplodowała. “Kasa” bohaterem, nikt już nie mógł tych dwóch punktów nam odebrać!

Polska – Serbia 29:28 (14:15)

Polska: Szmal (5/18 – 28%), Wyszomirski (5/20 – 25%) – Lijewski 4, Krajewski 3, Bielecki 3, Wiśniewski, B. Jurecki 3 (1/1), M. Jurecki 7, Konitz, Grabarczyk, Gliński 2, Syprzak 2, Daszek 3, Łucak, Szyba 2, Chrapkowski.
Karne: 1/1.
Kary: 6 min.

Serbia: Stanić (13/39 – 33%), Djukanović (0/3) – Pusica, Sesum 4, Nikcević 7 (5/6), Marjanović, Djukić 2, Nenadić 7 (0/1), Bosković, Rnić 2, Beljanski 1, Zelenović 4, Abutović, Marsenić 1, Orbović, Elezović.
Karne: 5/7.
Kary: 12 min.

Kary: Polska – 6 min. (Konitz, Szyba, Krajewski – po 2 min.); Serbia – 12 min. (Marsenić – 6 min., Abutović, Zelenović – po 2 min.).
Czerwona kartka: Marsenić – 55. minuta (gradacja kar)

Po meczu padło wiele ciekawych opinii. O fantastycznych jak zawsze kibicach, o przedmeczowej tremie, o rywalach i sytuacji w grupie. Ale trener mówił o nas, o naszej grze:

Spodziewałem się trudnego meczu, zresztą wszyscy się tego spodziewaliśmy. Zawsze bardzo ciężko zaczyna się taki turniej. Nie do końca jestem zadowolony z obrony, myślę, że nikt nie może powiedzieć złego słowa na nasz atak, ale w kolejnych dniach koniecznie musimy popracować nad defensywą – powiedział Michael Biegler.

No tak, defensywa nie była taka, do jakiej przyzwyczaili nas biało-czerwoni. Pomijając pierwsze 15 minut, które było trudne ze względu na emocje startu przed własną publicznością, obrona była solidna. 28 straconych bramek to dużo, a nawet bardzo. Ale nie zmienia to faktycznego stanu. Obrona była solidna i równa, a to bardzo ważne. W drugiej połowie (35.-40. min.) była nawet bardzo dobra. Umożliwiła wyprowadzenie kilku kontr (fakt, że zmarnowanych), ale co najważniejsze, powstrzymała ataki rywali. Kilka treningów wystarczą by doszlifować niedoskonałości i już w kolejnych spotkaniach być ścianą nie do zdarcia. Obawy Bieglera to raczej sposób motywacji swoich zawodników, a nie faktyczny problem.

Ten bowiem jest w ataku! Nie wiem, które spotkanie oglądał Niemiec, ale w ofensywie do poprawy jest cała masa rzeczy! I znów liczba 29 rzuconych bramek myli, bo jest to wynik w pełni zadowalający. Z pozytywów… Cieszy, że zagraliśmy bez widocznych przestojów, co było olbrzymim mankamentem polskiej “7” w ostatnich latach. Jeżeli zostały one wyeliminowane na dobre, chapeau bas! I to jedyny pozytyw, bo jak graliśmy na chaos, tak gramy. Mało było zaplanowanych, zagranych i zrealizowanych akcji. Ciągle nasz atak opieramy na indywidualnych akcjach, bądź spontanicznych decyzjach zawodników. Wczoraj, na szczęście, zdało to rezultat. Ale skuteczność… zmarnowane kontry Daszka mówią same za siebie. Czasem ze Stanića sami robiliśmy bohatera, np. gdy Syprzak czy Jurecki trafiali wprost w jego postawną nogę. Tak więc Biegler troszkę mydli nam oczy tym wychwalaniem ataku. Nie jest on zły, broń Boże! Zły to był w Katarze. Znów, kilka treningów, wypracowanie kilku wariantów i będzie dużo, dużo lepiej. Niewątpliwie, potencjał jest ogromny.

I na sam koniec, a propos samego Bieglera. Wczoraj wyjątkowo dobrze pracował na ławce. A co najważniejsze, był odważny. Nie bał się zmienić Szmala po dziesięciu minutach, widząc, że mu nie idzie. Nie bał się postawić na Glińskiego od samego początku. A ten zagrał bardzo przyzwoicie. Brał czas wtedy, kiedy było trzeba. Oczywiście, możemy powiedzieć, że np. nie zdjął w porę Daszka itp. Na przeróżnych forach znów wylano na Niemca wiadro pomyj. Ale tym razem zupełnie bezzasadnych i niepotrzebnych. Jak fanem Bieglera nie jestem, tak dziś muszę go bronić. Po prostu, pisać zgodnie z prawdą. Mocna “4” (w skali szkolnej) dla Niemca z orzełkiem na piersi.

W Tauron Arenie w piątek grali nie tylko Polacy z Serbami. Wcześniej, bo już o 18, Francuzi zmierzyli się z Macedonią. Borko Ristowski trzymał w ryzach całe spotkanie, raz po raz lecząc zapędy Trójkolorowych. W końcu został MVP spotkania. Przez pięćdziesiąt minut Macedończycy grali jak równy z równym z mistrzami świata. O porażce Bałkańców zadecydowała krótka ławka, za krótka. Wynik zdecydowanie krzywdzi Macedończyków. 30:23 to wynik wielce zawyżony na korzyść Francji. Podopieczni Clauda Onesty przewagę zbudowali dopiero w ostatnich pięciu minutach, gdy rywali oddychali już rękawami. Ale wynik to wynik. Najwięcej bramek? Nie mogło być inaczej. Dla Macedonii Lazarow, dla Francji  Sorhaindo.

Kolejne spotkania “polskiej grupy” już jutro. Polacy zmierzą się z Macedonią, Francuzi z Serbami. Dziś mecze grup C i D. Najciekawiej będzie we Wrocławiu, gdzie Szwedzi podejmą Słowenię.

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment