Są miejsca, które w wyjątkowy sposób zapisują się w sercu i do których wciąż wracamy. Są twarze, które na zawsze zostają w pamięci. Są spotkania, emocje i uczucia, które czynią nas lepszymi ludźmi. W moim sercu szczególnie drogie miejsce od lat zajmuje Dębowiec.
Możliwe, że wyłączysz ten artykuł zanim dobrniesz do końca akapitu, ponieważ dotyczy on spraw trudnych, których być może nie czujesz. Jeżeli jednak już się tu znalazłeś to zachęcam – doczytaj do końca, bo może znajdziesz tu wskazówkę, gdzie szukać odpowiedzi na pytania, na które nikt nie potrafił ci dotychczas odpowiedzieć.
Co roku początkiem lipca w Sanktuarium Matki Bożej w Dębowcu koła Jasła (polskie La Salette) odbywają się Saletyńskie Spotkania Młodych. Przyjeżdża tu młodzież z parafii saletyńskich i diecezjalnych z całej Polski, przy czym co roku można dostrzec przewagę diecezji tarnowskiej. Uczestnikami są także młodzi z Niemiec, Belgii, Francji, Słowacji, Ukrainy, Czech a nawet ze Szwecji! Spotkania te potocznie zwane po prostu Dębowcem – to sześć dni modlitwy, refleksji, zadumy połączone z prawdziwą radością młodych chrześcijan, którzy pragną zgłębiać swoją wiarę, dla których wiara ta stanowi istotną wartość lub którzy Boga poszukują. Można usłyszeć konferencje ludzi, którzy znajdują w sobie odwagę, by złożyć świadectwo swojego życia. Poranne jutrznie, codzienne Eucharystie stanowiące serce każdego dnia, wieczorne koncerty i zabawy taneczne ostatecznie zakończone apelem… to wszystko wprowadza niepowtarzalny klimat i sprawia, że czas zdaje się nie istnieć. Pędzi jak oszalały, zdecydowanie zbyt szybko. Odnosi się wrażenie, że Pan Bóg jest na wyciagnięcie ręki, że wystarczy wyciągnąć dłoń, by go dotknąć i poczuć. Możesz myśleć, co chcesz, możesz wątpić, kpić, lub nie rozumieć, lecz nie znam osoby, która wyjechałaby z tego miejsca z sercem pełnym głodu, sceptycyzmu lub wątpliwości.
Dębowiec tego roku odbywał się w dniach 6- 11 lipca. Hasłem tegorocznego spotkania było: „GPS – Genialny Plan Stwórcy”. Byłam po raz piąty. Jakie są moje wrażenia? Jak co roku wróciłam napełniona wewnętrzną siłą, nadzieją i radością.
Bardzo wyraźnie widzę różnicę w odbiorze przekazywanych treści kiedyś i dziś. Poglądy, przekonania, wartości, wreszcie wiara kształtują się z każdym rokiem i zupełnie inaczej odbierałam Dębowiec cztery lata temu, niż w roku obecnym.
Gdy pojechałam po raz pierwszy byłam zaskoczona odwagą tych ludzi. Wydawało się to nienaturalne, by głośno mówić o Bogu, by go chwalić, by dla Niego tańczyć, by zamknąć oczy w zadumie… i by nikt nie patrzył ze zdziwieniem, niezrozumieniem czy szyderstwemNiesamowite wydawało mi się wtedy to, że grubo ponad dwa tysiące ludzi robi wielki hałas pod sceną, by zaraz potem cały plac zamilkł w skupieniu na modlitwie. I ta Cisza… w niej można było usłyszeć cichy głos własnego serca.
Nastały trudne czasy dla młodych chrześcijan. Wiara stała się kwestią wstydliwą, łatwiej z niej kpić, niż się do niej przyznawać. Kościół pełen jest osób wierzących niepraktykujących, poszukujących, agnostyków… Coraz więcej młodych osób odchodzi od Kościoła, który jako instytucja ich nie przekonuje i jest dla nich nie do przyjęcia. Mnożą się również wrogowie wiary, pałający irracjonalną nienawiścią do wszystkiego, co ma związek z Bogiem. Wiara niepodtrzymywana gaśnie. W sercu milczącego katolika pojawić się musi w końcu zwątpienie, które prowadzi do spustoszenia. Nie warto milczeć o tym, co dla nas ważne, co ma dla nas jakąś wartość. Czasem trzeba wystąpić przed szereg i głośno wypowiedzieć swoje zdanie, licząc się z krytyką, lecz na nią nie zważając. Robić swoje. Świadczyć przykładem życia. Czasami drobne gesty ujmują serca dotkliwiej, niż spektakularne ofiary. W ten właśnie sposób piękne są świadectwa wiary młodych ludzi, te najprostsze, w postaci cichej łzy bezgłośnie spływającej po policzku, wzruszenia, modlitwy, śpiewu, wzniesienia ręki ku górze w geście uwielbienia, oczu, które za ręką ufnie podążą i utkwione zostaną z wiarą w błękitnej przestrzeni.
Być może gardło skaleczone modlitwą milczało już długo, a drżąca powieka próbuje zatrzymać słone krople cisnące się na zewnątrz, które nieposłuszne i tak się wydostają… Serce przemienia się samo. Szlifuje się na skutek usłyszanych słów, doświadczonych przeżyć.
Każdy z nas toczy w sercu walkę. Każdego dnia. Niezależnie od tego, w co wierzy.
Każdego z nas dręczą pytania, na które wielu odpowiedź znalazła właśnie w tym świętym miejscu.
Można tam trafić przypadkiem, lecz siedząc i słuchając świadectw, uczestnicząc w konferencjach i naprawdę wyjątkowych Eucharystiach człowiek prędzej czy później czuje jak w jego sercu coś topnieje. Pojawia się również szansa wyjątkowej spowiedzi – rozmowy twarzą w twarz z księdzem. Może wydawać się to stresujące, lecz jest niezwykłym doświadczeniem i pomaga z innej perspektywy spojrzeć na problemy nurtujące ludzkie serca.
Myślę, że jednym z najważniejszych aspektów spotkań w Dębowcu jest piątkowy Koncert Uwielbienia. Na scenie, na której wcześniej i później stają przed nami różni ludzie, młodzi i starzy, kler i świeccy, artyści, konferencjoniści, w tym momencie staje sam Pan Jezus – ukryty w ogromnej hostii w lśniącej, około dwumetrowej monstrancji. Każdy otrzymuje swoją świeczkę, ludzie dzielą się ogniem. Myślę, że to piękna symbolika. Dobroć jest bowiem zaraźliwa. Jeden płomień świecy wystarczy, by odpalić kolejne.
Płomienie świec tych młodych ludzi lśnią w ciemnościach zupełnie jak płomienie ich serc lśniące w oczach, które w tej chwili z wiarą spoglądają w twarz Chrystusa.
Ktoś powiedziałby, że to tylko emocje, że robią nam pranie mózgu, kładą do głów, co chcą.
Jestem zmuszona zaoponować – bzdura. Każdy, kto tam był i tego doświadczył doskonale wie, o czym mówię. Jednak możecie to przyjąć, lub odrzucić, wyśmiać, lub pojechać za rok i samemu się przekonać.
Dębowiec to niesamowite miejsce. Łatwo jest być tam dobrym człowiekiem i nie jest to wielką sztuką. Sukces zaczyna się w momencie, kiedy nauczymy się nosić Dębowiec w sercu. Dębowiec bowiem to nie tylko miejsce, nie tylko ludzie, klimat, czas, ale to przede wszystkim stan serca. Sztuką jest przenosić Dębowiec na życie i sprawiać, by trudna rzeczywistość stawała się choć odrobinę łatwiejsza, malować uśmiechy na twarzach smutnych ludzi, czynić dobro i rozbudzać radość wszędzie, gdzie tylko się pojawimy. To trudne, lecz próbować- to już wiele. Dopóki walczysz, jesteś potencjalnym zwycięzcą.
Nie da się opisać tego, co można przeżyć na takim spotkaniu. Trzeba doświadczyć, aby zrozumieć. Ten artykuł to jedynie drobny kadr z serca, który z sentymentem i wiarą zachowam pośród innych wakacyjnych wspomnień.