“I Still Do” – recenzja albumu Erica Claptona

Są artyści, którzy szczycą się, że w swojej wieloletniej karierze wydali 12 albumów, Eric Clapton wydał całkiem niedawno swoją 23. płytę. Wynik robi wrażenie, prawda? Nowy album, to nie tylko hołd złożony bluesowi, ale przede wszystkim manifest, że “wciąż to robi”, wciąż gra, choć z powodu nieuleczalnego uszkodzenia systemu nerwowego walczy każdego dnia o to, żeby jego ukochana gra na gitarze nadal była możliwa…

Eric Clapton, który w marcu tego roku skończył już 71, ma coraz większy problem z prezentowaniem swoich gitarowych umiejętności na scenie. Już jakiś czas temu zrezygnował z długich, stadionowych tras koncertowych. Artysta zaszył się w studiu nagraniowym i owocem tej pracy jest najnowszy album “I Still Do”, który promują – „Can’t Let You Do It” oraz „Spiral”.

Płytę wyprodukował sam Glyn Johns. Pewnie zastanawiacie się któż to taki? Trzeba Wam wiedzieć, że to jeden z legendarnych wręcz brytyjskich realizatorów dźwięku i producentów muzycznych. Współodpowiedzialny m.in za brzmienie takich płyt jak Led Zeppelin I i poszczególnych albumów Dylana oraz The Rolling Stones. Już wcześniej współpracował z Claptonem przy jego płytach Slowhand (1977) oraz Backless (1978), z których pochodzą przeboje „Wonderful Tonight” i „Cocaine”. Biorąc więc pod uwagę takie dokonania, można się po “I Still Do” wiele spodziewać.

Album mimo, że nie jest rewolucyjny i nie jest to ten typ płyty, która zmienia cały świat, potrafi zachwycić. Zachwycić swoją prostotą i  naturalnością. Nie czuć, że nagrane utwory są wymuszone, co rzadko zdarza się artystom z tak dużym scenicznym i studyjnym bagażem doświadczeń. To dalej zabawa dźwiękiem, może sposób na wyładowanie emocji, walka z własnymi niedoskonałościami.

“I Still Do” to typowa dla Erica Claptona mieszanka utworów własnych, a także coverów w nowych aranżacjach. W tej drugiej kategorii dominuje rasowy wręcz blues z lat 30, taki jak w otwierającym album „Alabama Woman Blues” czy “Little Man, You’ve Had a Busy Day”.  Przejdźmy zatem do opisu utworów, które znalazły się na najnowszym krążku

„Alabama Woman Blues” zaciekawił mnie brzmieniem gitary, które strasznie miło mi się kojarzy. To udana aranżacja dosyć wiekowego już utworu. Co do “Little Man, You’ve Had a Busy Day”, to jest to ballada z ciepłym i dosyć delikatnym głosem Claptona, przypominająca trochę nawet kołysankę.

“Catch the Blues” to jedna z autorskich piosenek Claptona, przypomina mi w jakiś sposób jego najbardziej znany utwór “Tears in Heaven”.

Wszystkie utwory na albumie są spójne i najlepiej słuchać ich wszystkich jako jedną całość. Jednak ja znalazłem na krążku “I Still Do” trzech faworytów. Najbardziej wyróżniający się moim zdaniem jest “Stones in My Passway”, jak się okazuje kolejny cover z lat 30 na płycie. Clapton w stosunku do oryginału dodał mu “gitarowego i wokalnego pazura”, przez co jest to najbardziej dynamiczny utwór na tym dość spokojnym albumie.

Kolejnym faworytem jest singiel “Can’t Let You Do It” z bardzo dobrą solówką i ciekawą linią wokalną. Zaś najpopularniejszy utwór albumu “Spiral” ciekawi swoim refleksyjnym brzmieniem, które kojarzy się z wcześniejszymi dokonaniami artysty.

Co tu dużo pisać „I Still Do” to klasyczny, „oldschoolowy” blues. Pełen emocji, ciekawych zagrywek i aranżacji. Jest to muzyka dla mentalnie dojrzalszego słuchacza, skłaniająca czasami do refleksji, ale trzeba pamiętać, że ta mentalna dojrzałość może dopaść nas w każdym wieku. Jeśli lubimy miłe dla ucha spokojne brzmienia, to ta płyta idealnie nadaje się do tego, by urozmaicić nasz czas w ciepłe, letnie wieczory…

http://https://www.youtube.com/watch?v=-gKPuxV3MkY

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment