Za nami kolejne dni zmagań w Tour de Ski. Po śnieżnym Lenzerheide, przyszedł czas na… jak zawsze deszczowy Obersdorf. Odkąd pamiętam, czyli od około 2012 roku, w Obersdorfie zawsze występują problemy ze zgromadzeniem śniegu i zbyt wysoką temperaturą. Zdarzało się to też, że w Oberhofie (dwie niemieckie miejscowości występują rotacyjnie w Tour de Ski). Problem ten, który pojawił się już znacznie prędzej, bo w 2008 roku, chciano rozwiązać zamianą miejscowości niemieckiej na czeską. Niestety zmiana ta „nie wypaliła”, bo według władz FIS i tamtejszego związku narciarstwa „Tour musi odbywać się w Niemczech”. I tak się dzieje nieustannie. Od 2013 roku do grona tradycyjnych gospodarzy TdS (Niemcy i Włochy) na stałe dołączyła Szwajcaria.
Zacząłem rozpisywać się o „deszczowych” perypetiach TdS, a przecież nie o tym ten felieton :). Jak już wspomniałem, w ostatnich dniach oglądaliśmy zmagania biegaczek i biegaczy narciarskich w konkursach Tour de Ski w Obersdorfie. Początkowo miały się tu odbywać: bieg łączony na 10 km i sprint „klasykiem”. Organizatorom udało się jednak usypać tylko jedną ponad 3-kilometrową pętlę (sukces!) i bieg łączony zamieniono na „klasyk”.
Jakby nie spojrzeć, w obu dyscyplinach nasza „królowa nart” odnosiła ogromne sukcesy, w tym medale Igrzysk Olimpijskich oraz Mistrzostw Świata. Niestety nie w tym roku. Jak wszyscy wiemy, Justyna Kowalczyk ma duże problemy z wydolnością organizmu (i ogromnego pecha…) i w tym roku nie znalazła się wyżej niż na 8. pozycji w konkursie PŚ. Teraz jednak mogło być inaczej!
Pierwszego dnia zmagań odbyły się zawody w sprincie „klasykiem”. Nie ukrywam, że ogromnie mocno trzymałem kciuki za to, aby Justyna znalazła się przynajmniej w półfinale tego biegu. Kwalifikacje zakończyła na 17. pozycji, a w biegu ćwierćfinałowym stanęła w szranki z Therese Johaug. Jak na Obersdorf przystało, muszą być jakieś niespodzianki. Takimi były mocno wylodzone zakręty, na których wywróciła się niejedna biegaczka. Takie zdarzenie miało też miejsce w biegu z udziałem Justyny. Dzięki temu, zablokowana w początkowej fazie biegu, miała możliwość ataku. No i zaatakowała. Na twarzy było widać determinacje i siłę! Justyną się odrodziła! W dość szybkim tempie zajęła drugą pozycję i z pewnością zakończyłaby na takim miejscy swój ćwierćfinał. Stało się jednak inaczej, a to za sprawą feralnego zjazdu, który Justyna pokonała w dość asekuracyjny sposób dając się dogonić, a potem prześcignąć Fince Laurze Mononen. No cóż, zdarza się. Justyna nie kryła swojego niezadowolenia, ale jej determinacji wskazywała na to, że następuję ogromny postęp. Bieg wygrała Norweżka Ingvild Flugstad Oestberg, której w tegorocznym Tourze mocno kibicuje.
Zapomnijmy już o tym sprincie! Nadszedł czas na 10 km „klasykiem”. Bieg ten to dawne królestwo Justyny Kowalczyk, a w poprzednim sezonie – Therese Johaug. Na poprzednich Tourach to właśnie te środkowe biegi dawały Justynie „maksimum formy”. Justyna wyruszyła z numerem 20, a więc musiała nieco popracować, aby dogonić liderki. Norweski pociąg ruszył od samego początku, więc szans na dogonienie nie było, ale była ogromna szansa na zajęcie najlepszego miejsca w tym sezonie. Justyna Kowalczyk mijała kolejne zawodniczki, zbierała lotne premie dla „top 10” biegaczek biegu, aż w końcu, na ósmym kilometrze prześcignęła goniący Norweżki pociąg i zajmowała 4 lokatę! Ogromny pokaz siły i determinacji. Odrodzenie Justyny! Niestety… na jednym z najłatwiejszych zjazdów, Justyna Kowalczyk zaliczyła upadkę i ostatecznie zakończyła bieg na 17. pozycji. Smutno. Wygrał Therese Johaug.
W pobiegowym wywiadzie dla TVP, Justyna Kowalczyk mówił:
„W końcu biegło mi się dobrze. W końcu dobrze taktycznie. To trzeba się było wywalić na najłatwiejszym zjeździe. Bo przecież nie może być dobrze na tym Tourze. (…) Bardzo mi było przykro, gdy zobaczyłam że to one, zwłaszcza Charlotte (red. Charlotte Kala i Stina Nilsson wywróciły się razem z Justyną), bo walczy tutaj o bardzo wysokie miejsca.”
Wspomniała również o widocznym wzroście jej formy:
„Wreszcie było super. Wszyscy stają się coraz bardziej zmęczeni, a ja coraz lepiej się czuję. Co nie zmienia faktu, że jestem siedemnasta.”
W wywiadzie dla TVP usłyszeliśmy również o tym, co sprawiło, że zaczęła jakby wychodzić z kryzysu fizycznego, a zwłaszcza psychicznego:
„Czytałam wypowiedź psychologa Gregora Schlierenzauera o jego kryzysie. Mówił, że tak jakby Gregor przez lata mieszkał w willi z widokiem na morze, a teraz się musi przyzwyczaić do chaty w górach. I zrozumiałam, że ja też muszę to zrobić. Mam podobne kłopoty i muszę się wreszcie przyzwyczaić do tego, że teraz jestem w domku w górach. Że muszę mierzyć siły na zamiary, a nie biegać marzeniami. I wreszcie mierzyłam siły.”
Potem dodała również, że jej najlepsze biegi i „maksimum formy” przypadały zawsze w okolicach jej urodzin (19 stycznia). Miejmy nadzieję, że i w tym roku Justyna powalczy jeszcze o dobre miejsce w końcowej klasyfikacji Pucharu Świata. Aktualnie w PŚ jest 20, a w klasyfikacji generalnej TdS, 18.
Przed nami starty we Włoszech i legendarny podbieg pod Alpe Cermis.