Profesjonalny kompozytor, doświadczony aranżer i ceniony producent. Kolekcja tytułów rośnie na koncie 24-latka w błyskawicznym tempie. Oto rozmowa z twórcą, który nie spocznie, póki nie zeswata wszystkich nut w związki harmonijne i pełne pasji – tak, jak on sam.
Część pierwsza rozmowy z Mateuszem Kwapieniem – o tym, co tak naprawdę liczy się w branży i którędy wiedzie droga do prawdziwego sukcesu.
“Muzyka jest wyższym objawieniem, niż wszystka mądrość i jakakolwiek filozofia” – mawiał Beethoven. Czym jest dla Ciebie i jakie skojarzenia wywołuje w Tobie?
Na muzykę można spojrzeć wielopłaszczyznowo. Pewnie dlatego Beethoven, ale również Sokrates przypisywali jej tak wielką siłę i dostrzegali jej matematyczną doskonałość. Ja również staram się myśleć globalnie i nie ograniczać w rozważaniach na jej temat. Nie znam zbyt wielu osób, które jej nie słuchają, a już żadnej, do której muzyka nie docierałaby choćby przypadkiem. Jest nieodgadniona, różnorodna i nieskończona. Widać to przy każdej próbie jej zdefiniowania, głównie ze względu na wielką rolę interpretacji słuchającego. A tylu jest słuchaczy, ilu ludzi na ziemi. Postrzeganie muzyki jest też zależne od nastrojów, wpływu chwili, wiedzy słuchającego. Dla mnie muzyka jest sposobem na życie.
Chopin zaczął swoją przygodę z fortepianem w wieku 6 lat. Jak wyglądały Twoje początki?
Zacząłem w wieku 10 lat – najpierw samodzielnie, a później w głogowskiej szkole muzycznej. Miałem dylemat: wybrać gitarę czy akordeon. Jako, że akordeon jakoś bardziej mi się spodobał, a także ponieważ dziadek uparcie go przede mną chował, zacząłem się uczyć gry właśnie na nim. Najpierw na klawiszowym, później na guzikowym. Melodyjne, wpadające w ucho piosenki ćwiczyłem sam. Korzystałem przy tym z książki pt.: “Szkoła gry na akordeonie”. Robiłem zamieszczone w niej ćwiczenia i tak nauczyłem się czytać nuty. Gdy poszedłem do szkoły muzycznej, wyróżniała mnie wiedza, którą sam zdobyłem w domu. Chciałem po prostu grać kiedyś tak, jak mój dziadek. Pierwsza nauczycielka zauważyła we mnie duży potencjał i emocjonalność. Dała mi też dużo swobody, przez co trochę bujałem w obłokach. Mój drugi nauczyciel natomiast, ściągnął mnie na ziemię i uczył odpowiedzialnej, rzetelnej pracy. Pani Renata była dla mnie jak troskliwa matka, a pan Julian, jak wymagający ojciec.
Magiczny wzór na sukces głosi, że talent to tylko 1% całości, zaś pozostałe 99% stanowi ciężka praca. Jesteś potwierdzeniem czy raczej zaprzeczeniem tej maksymy?
Życie nauczyło mnie, że praca jest fundamentem sukcesu w każdej dziedzinie. Jednak niepoparta talentem, staje się często straconym czasem. Talent definiuję jako pewne predyspozycje do czegoś. W grze na instrumencie musi to być wrażliwość na dźwięki oraz ich emocjonalne postrzeganie, trochę zdolności manualnych i analityczny, ścisły umysł.
Studiuję obecnie na czwartym roku akademii muzycznej. W żaden sposób nie żałuję też pozostałych 14 lat spędzonych na poznawaniu muzyki. Na szczęście muzyka jest matką nie tylko mistrzów, ale wszystkich, którzy ją kochają. Nie każdy musi być od razu Beethovenem czy Mozartem, żeby czerpać z jej różnorodności. Nauka gry na instrumencie wymaga czasu, jednak w tym wypadku apetyt naprawdę rośnie w miarę jedzenia. Jeśli wystarczy samozaparcia, czasu oraz podstawowych predyspozycji, o których wcześniej wspomniałem, to na pewno się uda!
Droga do sukcesu w branży muzycznej to ścieżka pełna trudów i wyrzeczeń czy może tęczowy szlak, po którym biegniesz bez zmęczenia?
Są różne drogi. Moja osobista wiedzie przez trudne szlaki. Wchodzę tam, gdzie nie powinienem – mam tak od dziecka. Gdy mówisz, że czegoś nie potrafię lub nie powinienem, ja będę chciał to osiągnąć – krótko mówiąc, mam przekorną naturę. Daje mi to jednak ogromny bagaż doświadczeń, dzięki którym w dłuższej perspektywie, osiągam więcej niż się spodziewałem. A już na pewno więcej, niż gdybym szedł drogą łatwą – tych ścieżek też próbowałem 😉
Co jest istotne w byciu muzykiem?
Istotą są priorytety i określenie, czego tak naprawdę się chce. Bycie muzykiem to tak duża przestrzeń bytowa, że łatwo się w niej zagubić, albo zatracić.
Jakie są więc Twoje priorytety?
Chciałbym uczestniczyć w tworzeniu znaczących projektów muzycznych. Imponują mi wielkie produkcje. Mimo iż obecnie gram jeszcze w kilku składach, to udaje mi się utrzymać balans i nie “rozmieniać na drobne”. Tego chciałbym absolutnie uniknąć – robienia rzeczy “po łebkach”. Chcę też promować swoją muzykę, ponieważ jej komponowanie uważam za najbardziej kreatywne zajęcie świata. A praca nad utworami, mimo że czasochłonna, daje poczucie samorealizacji.
Jesteś przywiązany do formy, czy jest szansa, że któregoś dnia zagrają Ci w duszy np. jakieś kubańskie rytmy?
Gościnnie gra z nami rewelacyjny basista Grzesiek Abreu Krzysztofiak – jest Kubańczykiem. On mógłby powiedzieć więcej na temat kultury i kubańskich rytmów, ponieważ ma tę muzykę we krwi. Utwór “Whole Dance”, który napisałem dla Noble powstał właśnie z inspiracji muzyką kubańską. Znajdzie się na krążku “The Story of Night Wro Walk”, który ukaże się w listopadzie.
Nie obędzie się bez must-be rozmowy z artystą. Skąd czerpiesz swoje inspiracje? To jedno, stale sycące Cię źródło, czy kwestia zmienna jak kobieta?
Czasem tworzę z miłości, a czasem na przekór. Czasem kiedy pada deszcz, a czasem na plaży. Lubię robić to sam, a czasem z kimś. Pomysły i inspiracje przychodzą niespodziewanie. Jestem na nie po prostu otwarty.
Jak przebiega Twój proces twórczy? Masz tak, że pewne kombinacje pojawiają Ci się znikąd a innym razem doświadczasz twórczej blokady?
Mam swoje wyznaczniki, którym jestem wierny. Gdy pojawiają się twórcze blokady, zadaję sobie pytania, np.: “Jak ten konkretny fragment muzyki ma pobudzić człowieka z konkretnej grupy społecznej, do odczuwania konkretnych emocji?”. Następnie szukam środków do zrealizowania postawionych sobie celów i oczywiście staram się uśmiechać do tego, co robię. A. Piazzolla powiedział kiedyś w jednym z wywiadów, że za swój osobisty koniec uważa moment, w którym stwierdzi, że to, co robi przestało mu sprawiać przyjemność. Tak będzie też ze mną. W tym, co robię, widzę wielki sens i potrzebę.
Puśćmy wodze fantazji. Jak będzie wyglądało Twoje życie za 5 lat? Widzisz swoje miejsce w sektorze muzycznym?
Chciałbym bardzo cieszyć się procesem tworzenia, o którym zawsze marzyłem, tak, jak cieszę się w tej chwili. W muzyce będzie moje miejsce, dopóki starczy mi sił. Za pięć lat, chciałbym też grać z lepszymi od siebie, w dobrych zespołach, tworzyć tylko wielkie projekty, wnoszące wartość w muzykę ogólnie, ale także realizować cele, które mam od dawna zapisane na kartce.
Co znajdziemy na tej kartce marzeń i sekretów?
Są tam same konkrety. To marzenia zamknięte w szufladzie, które najprawdopodobniej ujrzą światło dzienne dopiero po ich spełnieniu. Mniejsze cele są składowymi większych, choć w praktyce tak samo realizuje się tak jedne, jak i drugie. Spisane, pomagają mi obrać właściwy kierunek i przypominają o tym, co chciałbym osiągnąć w życiu.
Kogo i za co szczególnie cenisz w tej branży? Masz swoich ulubionych twórców, którzy stanowią dla Ciebie swego rodzaju wzorzec lub autorytet?
Uczę się od wszystkich – tych wielkich i tych mniejszych. Każdy ma wyjątkowe umiejętności, które są na wagę złota. Wcześniej wymieniłem już parę nazwisk, które są mi szczególnie bliskie muzycznie. Prawdą jest, że dzięki profesorom z wrocławskiej akademii, zwłaszcza tym od gry na instrumencie oraz od kompozycji, zdobyłem bezcenne umiejętności i wiedzę, z których teraz staram się korzystać.
Czy czasem nie jest tak, że w muzyce twórczość już się skończyła, bo każda nuta kiedyś została zagrana?
Absolutnie nie. Słownik Języka Polskiego dodaje nowe wyrazy oszczędnie. Czy w ogóle jest potrzeba tworzenia nowych wyrazów na siłę? Wystarczy nauczyć się dobrze mówić w dostępnym zakresie słów, a na pewno powstanie nowa jakość komunikacyjna. To, że coś jest do czegoś podobne, nie oznacza, że jest takie samo. Poza tym zmieniamy się z każdym wiekiem – osobiście i jako ludzkość. Zmieniają się wymagania muzyczne, gusta i percepcje. Wraz z tym wszystkim zmienia się również trend w tworzeniu muzyki.
Słuchając muzyki innej niż Wasza, zwracasz większą uwagę na warstwę tekstową czy instrumentalną utworów?
Zwracam uwagę tak na warstwę tekstową, jak i instrumentalną. Obydwie analizuję z osobna, a później razem. Słucham wielopłaszczyznowo, zadając sobie różne pytania podczas słuchania utworu jako całości. O moim zaangażowaniu w proces tworzenia warstwy tekstowej mogą świadczyć dwa wydane przez mnie tomiki poezji. Lubię myśleć, że mam o niej jakiekolwiek pojęcie 😉
Jak opisałbyś siebie w kilku zdaniach?
Kocham żyć. Wszędzie mnie pełno. Uwielbiam ryzyko i podróże. Charakter mam dominujący, ale potrafię dostosować się do sytuacji, zachować elastyczność, czasem wręcz polityczną poprawność. Ponieważ mam wiele marzeń, uwielbiam realizować wiele naraz. Jestem osobą otwartą na wszelkiego typu nowe doświadczenia.
Matematycznie podchodząc do sprawy: jaką cześć Ciebie i Twojej codzienności stanowi muzyka?
Przeważnie jest to ok. 50%, w okresie zwiększonej intensywności 70%, w przypadku pracy w studio 95%, a w przypadku urlopu 5%. Bardziej matematycznie się nie da. Nie będę całkował, bo nie potrafię.
Co najbardziej pociąga Cię w tej sztuce? Granie jest dla Ciebie drogą ekspresji siebie czy tworzysz, by dotykać tym innych?
Wszystkie te pobudki się łączą i przeplatają między sobą. Zarówno wyrażanie siebie poprzez grę oraz próba dotykania innych ludzi poprzez sztukę są dla mnie ważne. Wszystkie są jednakowo istotne. Staram się tworzyć muzykę dla siebie, czyli jak to ujął Witold Lutosławski – dla wykreowanego w głowie słuchacza, którego potrzeby staram się zaspokoić. Robię to jednak też dla ludzi, których potrzeby znam, lub dla tych, którzy specjalnie czegoś sobie zażyczą.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=gAR0fLZjpwA]
…ciąg dalszy nastąpi 🙂
fot. Mateusz Kwapień