Drodzy dorośli, nie mam zamiaru być dorosła, sorry!

Jest 1:24 w nocy, 22 marca. Wiem, że to co teraz powiem, będzie totalnie od czapy, ale nienawidzę pożegnań. Obojętnie czy jest to koniec mojej ulubionej książki, serialu, spotkania z przyjaciółką, ostatni kawałek pizzy czy ostatni dzień lata. Nienawidzę pożegnań, sam fakt, że muszę komuś lub czemuś powiedzieć „żegnaj” sprawia, że zaczynam odczuwać silną nostalgię, bo przecież nawet jeśli po raz kolejny przeczytam tę samą książkę , czy obejrzę od nowa ten sam serial, albo zobaczę po raz kolejny moją przyjaciółkę, to przecież to już nie będzie to samo, cytując panią Szymborską „nic dwa razy się nie zdarzy”. Od dokładnie dwóch miesięcy jestem pełnoletnia. Teoretycznie dorosła, praktycznie – już niekoniecznie. Oficjalnie powiedziałam „żegnaj” dzieciństwu. Mimo, że wedle oczekiwań otaczających mnie dorosłych wraz z wejściem w domniemaną dorosłość powinnam tak właśnie się zachowywać, to nadal gdy jestem przeziębiona włączam scooby doo, śpię z pluszową foką, którą dostałam od mojej przyjaciółki i nie omieszkam się od opowiadania głupich żartów, którymi:

a) irytuje moich przyjaciół (do moich przyjaciół: i tak wiem, że mnie kochacie)

b) rozśmieszam innych ich infantylnością, normalka.

Wracając, jestem w drugiej licealnej, w połowie drugiego semestru, za rok matura, a więc i koniec szkoły. Ostatnio miałam trochę więcej czasu, więc pomiędzy nauką do testów, spotkaniami z przyjaciółmi, a pojedynczymi kubkami kawy, za mocnej zresztą, znalazłam czas na pewne przemyślenia, refleksje, dotyczące okresu liceum. Wiem, jeszcze za wcześnie na myślenie o końcu liceum, ale po za mocnej kawie robię się zbyt emocjonalna, no i jestem bardziej skora do dygresji, jak mój kolega Słowacki. Tak jak teraz.
Ale odchodząc od wszelkich dygresji jakie zrobiłam, czym jest tak naprawdę czas licealny dla mnie?
Porównałabym go do jazdy na rowerze. Bez jednego koła, a kierownica płonie. I ty też.
Nie no, kolejny mój kiepski żart. Tak naprawdę czas licealny jest dla mnie jak rollercoaster. Pełen sprzeczności.
To czas śmiania się o 4 nad ranem z głupiego żartu twojej przyjaciółki. To czas zerwania i odnawiania. To czas pierwszy imprez, pierwszych eksperymentów. To strach. To desperacyjne pragnienie bycia zrozumianym. To noce, podczas których bardzo chciałaś być sama, lecz nie czuć się samotnie. To czas zawodów i kłamstw. To czas łez, wielu łez z wielu powodów. To czas załamań, trenowania swoich umiejętności aktorskich poprzez wklejanie na swoją twarz fałszywego uśmiechu tak długo, aż ludzie uwierzą, że serio jesteś szczęśliwa i wcale właśnie nie załamuje ci się grunt pod nogami. To poznawanie nowych ludzi. To tworzenie i nauka nowych rzeczy i narzekanie na swój pierwszy nieudany projekt. To porzucanie swoich pasji tylko dlatego, że coś ci się nie udało, żeby wrócić do niej po raz kolejny i tak w kółko. To psucie i naprawianie. To podróże. To zawody na ludziach. To bezsenne noce z ludźmi którzy jakimś niesamowitym cudem wybrali cię na swoją przyjaciółkę. To czas zranień, ale próbowania od nowa i od nowa. To upadanie i podnoszenie się.

Ponawiam jednak moje pytanie, czym tak właściwie jest liceum? To zdanie sobie sprawy, że jest się tak młodym i ma się świat u swoich stóp. To zrozumienie, że gdybyśmy zawsze dostawali to co chcemy, nie bylibyśmy tu gdzie jesteśmy. Ale liceum to przede wszystkim ludzie. Przyjaźń, przyjaźń i jeszcze raz przyjaźń.

Dlatego przykro mi drodzy dorośli, ale nie mam zamiaru dorastać!

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment