Mimo że czerwiec to sezon zbiorów sezonowych, nasi reprezentanci nie pojechali do Francji, by zrywać truskawki, maliny czy pielęgnować winorośle. Nie pojechali tam też, by zarobić na wagon jakże popularnego, czterdziestoprocentowego roztworu (korzyści materialne to tak tylko przy okazji). Nie wybrali się tam również po to, by poznawać ludzi korzystających z programu erasmus. Dotarli na francuską ziemię po coś zupełnie innego. Pojechali po jedno – po awans z grupy. Ścieżka hipotetycznego triumfu rozpoczęła się na pierwszym przystanku – Allianz Riviera, w pojedynku z Irlandią Północną.
Skład dość przewidywalny. Kolejne wybory trenera Nawałki wskazywały na możliwe ustawienie. Jedynymi zagadkami był środek pola i skrzydło. Skończyło się absencją kontuzjowanego Kamila Grosickiego, który jednak wszedł na ostatnie kilkanaście minut. Obok Grzegorza Krychowiaka w środku pola zagrał Krzysztof Mączyński. Między słupkami tak jak myśleliśmy – Wojciech Szczęsny.
Reprezentanci Polski już od pierwszej minuty wywołali na boisku prawdziwą burzę piaskową. Irlandczycy przypominali postacie zaatakowane przez rozwiane drobinki piasku, które spowodowały, że nie mogą normalnie funkcjonować. Zostali sparaliżowani i nie zdołali nawet wyjść z własnej połowy. Ich jedyną bronią była obrona, spoglądając na statystyki z eliminacji – trochę niemrawa. Potrafili tylko oddalać zagrożenie, wybijając piłkę pod nasze pole karne, oraz blokując sporadycznie szaleńcze ataki kadrowiczów Nawałki.
Kazimierz Górski mawiał, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Tak było i w tym meczu. Polacy zbudowali przed Irlandczykami fosę w postaci zasieków obronnych. W strażników owego zamku zamienił się blok defensywny naszej reprezentacji, który pozwolił wyspiarzom na nie więcej niż dwie akcje, które mogły w jakikolwiek sposób zagrozić bramce Szczęsnego. Irlandczycy nie byli w stanie zdobyć fortyfikacji jaką była bramka golkipera AS Romy.
Brakowało jedynie kropki nad i. Ogromna przewaga Polaków zaznaczała się przez całą pierwszą połowę. Pierwszą z dogodnych sytuacji była akcja Arkadiusza Milika. Zawodnik grający na co dzień w Holandii, umiejętnie blokowany przez obrońców, oddał strzał ponad bramką.
Kolejną, wydaje się – najgroźniejszą szansą był sytuacyjny strzał Bartosza Kapustki. Młody, przebojowy zawodnik Cracovii nie pokazywał, że ciąży na nim jakaś presja. Uderzył silnie i zdecydowanie. Tym samym pozwolił bramkarzowi Irlandii Północnej na doskonałą paradę.
Druga połowa to kontynuowanie taktyki z pierwszej części. Konsekwencja selekcjonera opłaciła się już pięć minut po wznowieniu. Krótkie podania i ambitne wejście Jakuba Błaszczykowskiego w pole karne zostało zakończone idealnym podaniem do Arkadiusza Milika. Piłkarz Ajaxu przyjął na raz i oddał strzał, który przeleciał jeszcze między nogami jednego z defensorów w zielonych koszulkach i minął ręce golkipera naszych rywali. Zawodnicy podbiegli do trenera Nawałki i przytulili go tak, jakby był piękną grecką boginią, a nie reprezentacyjnym nauczycielem. Ich umięśnione barki, gdzie odznacza się każdy najmniejszy mięsień, stały się monolitem, który wpadł w ramiona selekcjonera. Podbiegli wszyscy, jak jeden mąż. Przemawiało przez nich najczystsze, dziecięce szczęście.
Żeby nie było tak pięknie, Irlandczycy też próbowali coś zdziałać. Najgroźniejszą sytuacjąbyło zamieszanie w polu karnym i zderzenie Szczęsnego z Piszczkiem. Piłka na szczęście opuściła boisko i nie zagroziła naszym zawodnikom.
W samej końcówce, Grzegorz Krychowiak próbował podsumować swój doskonały, odpowiedzialny występ trafieniem. Strzał lecący z prędkością samolotów concorde padł tuż obok słupka. Krycha grał pewnie, chyba nawet nie mrugał oczyma, dlatego że był zawsze tam gdzie być powinien. Wychodził z każdej opresji, to właśnie zawodnik Sevilli scementował naszą drużynę.
Niby nic, a tak to się zaczęło. Śpiewała niegdyś Halina Kunicka. No i miała rację, niby zwykły mecz, ale jak ważny początek. W niedzielny wieczór ruszyła mistrzowska machina dla gorliwych, polskich kibiców. By myśleć o awansie z grupie trzeba było zacząć od trzech punktów, z przytupem. Prócz dwóch, trzech drobnych błędów ciężko winić kogokolwiek z naszej reprezentacji. Można jedynie przyczepić się do marnej skuteczności, gdyż jedna bramka wśród tylu akcji to trochę za mało. Najważniejsze są jednak trzy punkty i pierwszy krok w kierunku dalszej fazy rozgrywek.
Polska – Irlandia Północna 1:0 (0:0)
Bramki: Arkadiusz Milik (50.)
Polska: Wojciech Szczęsny – Łukasz Piszczek, Kamil Glik, Michał Pazdan, Artur Jędrzejczyk – Jakub Błaszczykowski (Kamil Grosicki 80.), Grzegorz Krychowiak, Krzysztof Mączyński (Tomasz Jodłowiec 78.), Bartosz Kapustka (Sławomir Peszko 88.) – Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski
Irlandia: Michael McGovern – Conor McLaughlin, Craig Cathcart, Jonny Evans, Gareth McAuley – Paddy McNair (Stuart Dallas 46.), Oliver Norwood, Steven Davis, Chris Baird (Jamie Ward 76.), Shane Ferguson (Conor Washington 66.) – Kyle Lafferty