Dookoła nas jest wiele osób, które każdego dnia żyją marzeniem. Anastazja Simińska– absolwentka kaliskiego Nazaretu, Kopernika, a przede wszystkim Państwowej Szkoły Muzycznej. Po opuszczeniu rodzinnych stron udała się na prestiżową Akademię Muzyczną w Gdańsku, by móc dzisiaj spełniać swoje musicalowe marzenia na deskach teatrów w Warszawie, Gdańsku, czy w Gliwicach.
Gustaw Kaźmierczak: Jak zaczęła się twoja przygoda ze śpiewem?
Anastazja Simińska: Moja przygoda ze śpiewem… Śpiewałam już od najmłodszych lat- od piątego/szóstego roku życia i pierwszej piosenki jak „Laleczka z saskiej porcelany”. Jak wchodziłam na fotelu nas w domu, jeszcze w starym mieszkaniu, zakładałam sobie rajstopy na głowę i kazałam rodzicom tego słuchać. Potem przechodziłam obok szkoły muzycznej (chodziłam tam do przedszkola i tata mnie zawsze odprowadzał) i tam usłyszałam jakieś śpiewy gry. Kazałam tacie się zapisać, tam też skończyłam pierwszy stopień na fortepianie, potem na drugi stopień poszłam na rytmikę i śpiew solowy. Wtedy właśnie zaczęłam kształcić swój warsztat u pani Kasi Wieczorek, takie pierwsze kroki wokalne. Potem jeśli chodzi o śpiew dołączyłam do kaliskiej grupy Piano Song- tam szkoliłam się pod okiem Ani Kowalkiewicz. I takie stricte już musicalowe śpiewanie i w ogóle pierwsze spotkanie z musicalem to były początki zajęć u pani dr Izabeli Jeżowskiej- do Wrocławia jeździłam raz w tygodniu, przed egzaminami wstępnymi na PWST [Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna- przyp. redakcji] we Wrocławiu.
GK: Skąd akurat taki kierunek? Dlaczego nie muzyka popularna, a właśnie musical?
AS: Właśnie wiele osób na jakiś tam festiwalach mówiło mi, że mam taką barwę musicalową. Oczywiście, że chciałam mieć dużo piasku i śpiewać jazz, w ogóle improwizować i robić nie wiadomo jakie rzeczy, ale zawsze się spotykałam z tym, że mam barwę bardzo musicalową. Zawsze tańczyłam i lubiłam tańczyć, tylko z aktorstwem nie miałam nigdy do czynienia wcześniej, więc była to dla mnie całkowita nowość na studiach i musiałam nauczyć się wszystkiego od początku- całego warsztatu i wszystkich zasad. No ale właśnie pani Izabela Jeżowska mnie tak nakierowała, że może jednak musical, może bym się nadawała. Bardzo dużo wiary mi dała i ona mi pomogła przy przygotowaniach do egzaminów wstępnych do Akademii Muzycznej w Gdańsku na specjalność musical. Pani doktor mnie nakierunkowała właśnie na tę uczelnię i żebym tam spróbowała swoich sił- z resztą to było jedyne miejsce gdzie złożyłam papiery, postawiłam wszystko na jedną kartę (chyba byłam jakaś upośledzona) *śmiech*. Udało się i dostałam się na pierwszym miejscu.
GK: Czy mogłabyś przybliżyć swoje dotychczasowe sukcesy?
AS: Zależy co rozumiemy jako sukcesy- sukcesem jest to, że dzisiaj wstałam. Ale jeśli chodzi o festiwale, konkursy piosenek to dopiero co (parę miesięcy temu, ale czas mi tak szybko leci) byłam w Moskwie na finale Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Anny German i tam zajęłam trzecie miejsce to było super doświadczenie, dla mnie ogromne osiągnięcie, dlatego że nie mam w ogóle głosu podobnego do Anny German, ani nienadającego się do piosenek tego typu. Z resztą pierwsze miejsce zajęła Kasia Zawada, która chodziła do szkoły muzycznej w Kaliszu, chociaż nie jest z nim związana… Kasia po prostu brzmiała jak Anna German i była cudowna.
Ja raczej takie temperamentne piosenki śpiewam i ten utwór „Bal u Posejdona” gdzieś miałam od 2 lat w repertuarze i stwierdziłam, że pojadę na przesłuchania w Warszawie, potem były jakieś tam półfinały. Okazało się, że na tydzień lecieliśmy do Moskwy, zajęłam trzecie miejsce i super- ale to tak po krótce.
Poza tym bardzo dużo festiwali miałam z grupą Piano Song – byliśmy też w Bułgarii, tam zajęłam drugie miejsce i w różnych innych miastach. Oprócz tego jeśli chodzi bardziej taką piosenkę artystyczną i aktorską to drugie miejsce w Krakowie na 50. Studenckim Festiwalu Piosenki. Jeszcze był Toruń, tam jest Krzesimira Dębskiego (tego wybitnego kompozytora) Festiwal Piosenki i Ballady Filmowej, dostałam nagrodę specjalną Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej za najlepsze wykonanie piosenki polskiej. Dużo takich różnych festiwali jeśli chodzi o piosenkę aktorską: w Bydgoszczy, Koszalinie, mnóstwo tego było…
GK: Jakie wrażenie wywarła na Tobie Rosja i Moskwa?
AS: Przepiękne… Ja na studiach bardzo dużo miałam do czynienia z literaturą rosyjską, na aktorstwie przerabialiśmy na różnych zajęciach- szczególnie jedna pani pedagog upodobała sobie rosyjskie metody nauczania. Moskwa zrobiła na mnie ogromne wrażenie- jest przepiękna i za duża dla mnie. Może nie do końca podoba mi się sposób bycia ludzi, albo na takich tylko trafiłam, bo byli bardzo mało pomocni i w ogóle nie mówią po angielsku, więc tam była jakaś masakra, żeby się dogadać. Oczywiście chciałam wykorzystać te parę dni co dostaliśmy- byliśmy w teatrze Bolszoj, Teatrze musicalowym, jechałam paroma liniami metra (które jest jakimś dziełem sztuki) i w ogóle piękna… Po prostu wielki ruch.
GK: Podobno przy Moskwie Warszawa wygląda jak wieś…
AS: Jest to troszeczkę inna kultura, odmienna architektura itd. Nie widziałam w Warszawie nigdzie takiego przepychu, ale nie wiem może dokładnie, bo nie jestem z Warszawy.
Co mnie na pewno zachwyciło to jest tam bardzo duży nacisk postawiony na wysoką kulturę. Jest ona dostępna- oczywiście za większe pieniądze, ale jest tam bardzo dużo teatrów. Z resztą sam festiwal to było ogromne wydarzenie, w hali po obiekcie olimpijskim. Tam ludzie po prostu to chcą oglądać, telewizje chcą to transmitować , a organizatorzy polscy powiedzieli, że polskie programy nie były w ogóle zainteresowane. Główne kanały rosyjskie przyjechały na ten festiwal i robiły z tego materiały, więc… Kultura rzeczywiście stoi tam na bardzo wysokim poziomie, to jest super- oni w to inwestują i wszystko jest takie… no wiesz- rosyjskie. Tak samo jak byłam w tym Bolszoj to tańczył tam balet i było wszystko idealnie pod kreseczkę.
GK: Skąd bierzesz motywację do dalszej pracy?
AS: Najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że jest to moja praca. Zarabiam na życie tym co robię i na szczęście na razie bardzo dobrze mi się wiedzie, więc motywację… Trafiłam na cudownych ludzi na moim roku i prawie w 100% wszyscy pracują w zawodzie. Coś niebywałego, bo wiadomo – różnie bywa. Wszyscy są związani albo z musicalem, albo dwójka poszła do akademii teatralne w Warszawie- stwierdzili, że chcą podjąć studia bardziej dramatyczne. Na pewno ludzie, którymi się otaczam dają mi ogromną moc i oczywiście motywację. Po prostu kocham to i bardzo chcę to robić, wszystko robię z sercem – czy jakiś koncert charytatywny, wielkie koncerty, każdy spektakl – podchodzę do tego z całym sercem i daję z siebie zawsze 100%. Nieważne czy jest to małe miasto, czy Kraków.
GK: Podobno jeśli marzenie staje się pracą, jest to najlepsza rzecz na świecie…
AS: Ja mam ogromne szczęście, jestem bardzo wdzięczna przede wszystkim moim rodzicom, bo oni zawsze mnie wspierali od zawsze. Ja miałam wiele kryzysów, z tysiąc razy chciałam pewnie zrezygnować – zawsze ćwiczyłam na pianinie, chociaż go nienawidziłam po prostu, ale musiałam na nim grać, bo ten etap trzeba było zakończyć. Teraz jestem bardzo wdzięczna, że to zrobiłam, bo teraz np. gdy prowadzę jakieś warsztaty czy zajęcia umiejętność akompaniowania się przydaje. Rodzice zawsze jakoś mnie pchali do przodu i wspierali bardzo, zawozili kiedy chodziłam do praktycznie dwóch szkół. Kończyłam zajęcia w Koperniku, mama przywoziła mi obiad w samochodzie, bo miałam tylko 15 minut przerwy. Szłam na kolejny blok zajęć od 15 do 20 w szkole muzycznej, więc tak jakbym robiła dwa kierunki. Wymagało do ogromnego zaangażowania fizycznego i nie oszukujmy się – materialnego- najpierw trzeba zainwestować w siebie, żeby potem coś osiągnąć, prawda?
GK: Która z dotychczasowych szkół miała na Ciebie największy wpływ?
AS: Ale w sensie pozytywnym? Jeśli tak o najwięcej wyniosłam z Akademii Muzycznej w Gdańsku, tam najwięcej się nauczyłam. Tam mieliśmy zajęcia, ogrom zajęć ze śpiewu, ale też chyba 5 rodzajów tańca (bo step, musicalowy, balet, współczesny…). Ogromna ilość zajęć, też z aktorstwa… Zdecydowanie najwięcej- to była moja najlepsza decyzja w życiu, że tam zdawałam.
A z kaliskich szkół? Sama nie wiem, bo tak dawno nie było mnie tutaj w Kaliszu, że dopiero wracam do tego środowiska po skończeniu studiów. Bardzo moim marzeniem jest propagowanie wykonawstwa musicalowego tutaj w Kaliszu i w ogóle w Wielkopolsce, bo tutaj nie ma takich ludzi, którzy by się tym rzeczywiście zajmowali – a musical jest ciągle niedoceniany w Polsce. Ludziom to się kojarzy z piórami w dupie, za przeproszeniem. To jest po prostu najtrudniejsza forma teatralna, bo to nie jest tak, że wychodzisz i śpiewasz – tam przede wszystkim trzeba grać, gdzie masz określone tematy. Są to trudne często musicale i trudne temat y- wtedy kiedy kończy się kwestia, wchodzi piosenka i to czego nie możesz powiedzieć – wyśpiewujesz. Przy tym trzeba jeszcze świetnie tańczyć i to wszystko musi pójść naprawdę bardzo dobrze. Moim zdaniem jest to naprawdę niedoceniana forma teatralna, ale na szczęście w Polsce się cały czas rozwija.
GK: Czyli masz zamiar w przyszłości pozostać w Kaliszu?
AS: Pozostać…? Nie no nie wiem. Myślę żeby tu coś propagować musical na terenie Wielkopolski tu na terenie Wielkopolski i Kalisza oczywiście. Ale czy zostać… No nie wiem, tutaj nie ma pracy, a jak wiesz moja praca polega na tym, że jeżdżę. Pięć dni w Gdańsku, potem półtora tygodnia do Warszawy, do Gliwic np. na kolejne 5 dni- tak co miesiąc. Cały czas się przemieszczam, to jest taki typ pracy. Ewentualnie potem może jakieś zajęcia musicalowe…
GK: Dziękuję bardzo za rozmowę
AS: Do zobaczenia.