Czarni Słupsk pokonali 76-81 faworyzowany Turów Zgorzelec w pierwszym meczu półfinałowym Tauron Basket Ligi. To zwycięstwo na samym początku serii odwróciło jej losy do góry nogami i zniwelowało przewagę parkietu zgorzelczan. Mistrz Polski wciąż pozostaje faworytem do awansu do finału, ale niewątpliwie Jerel Blassingame i spółka udowodnili, że nie występują w roli chłopców do bicia dla podopiecznych Miodraga Rajkovicia, a realnie myślą o pokonaniu Turowa w całej serii.
W pierwszą kwartę dobrze weszły obie ekipy. Widać było dużą determinację w zawodnikach obu drużyn. Co ciekawe najgroźniejszą bronią zarówno słupszczan jak i zgorzelczan były rzuty z dystansu, których obejrzeć można było w pierwszych 10 minutach nadspodziewanie dużo. Świetną kwartę zanotował Jarosław Mokros, którzy rzucił aż 13 punktów w tym trzy razy za trzy. Ostatecznie przed druga odsłoną spotkania Czarni prowadzili 21-23.
Druga kwarta, a jakże by inaczej! Rozpoczęła się od celnej trójki Shiloh. Później po celnym osobistym Eziukwu i trójce Nowakowskiego Czarni prowadzili już 21-30, a dopiero po ponad połowie kwarty pierwsze punkty w tej odsłonie dla gospodarzy zdobył Natiażko. Chwilę później akcję 2+1 zaliczył Collins i strata zgorzelczan wynosiła już tylko 6 punktów. Nie zmieniło to jednak twardej i zdyscyplinowanej postawy słupszczan w defensywie, która wymuszała straty mistrzów kraju. Gorzej było z ofensywą Czarnych. Nieporadni byli obaj centrzy marnujący swoje okazje na zdobycze punktowe co poskutkowało remisem na tablicy wyników. Końcówka kwarty należała zdecydowanie do gospodarzy, którzy wyszli wyżej i agresywniej w obronie utrudniając rozgrywanie piłki Czarnym i ostatecznie do przerwy Turów schodził prowadząc 40-39.
Po przerwie to znów Czarni wyglądali na drużynę lepszą i lepiej poukładaną zarówno ofensywnie jak i defensywnie, ale to nie załamało zgorzelczan, którzy dzielnie nie pozwalali słupszczanom na uzyskanie przewagi większej niż 7 punktów. Świetnie po raz kolejny prezentował się Jerel Blassingame, który po przespaniu pierwszej połowy w drugiej znów był motorem napędowym Energi Czarnych. Tak naprawdę to była kolejna kwarta zaciętej walki na małym dystansie punktowym, tym razem ze wskazaniem na Czarnych, którzy przed ostatnią kwarta prowadzili 60-63.
Obraz gry w czwartej kwarcie w dalszym ciągu przypominał co najmniej mecz o mistrzostwo. Zgorzelczanie nieustannie gonili Czarnych i na równo 5 minut przed końcem meczu po dwójce Damiana Kuliga strata zgorzelczan wynosiła już tylko jeden punkt (69-70) i o czas poprosił trener Kairys, a chwilę po czasie i trójce Chylińskiego Turów wyszedł na prowadzenie 72-70. Ostatnie 3 minuty meczu rozpoczęły się bardzo nerwowo i nerwowe były do samego końca, ale wciąż ze wskazaniem na Czarnych, a na 1:01 po rzucie Mantasa Cesnauskisa goście prowadzili 74-78 i o czas poprosił Rajković. Po czasie dalej – znów dzięki Cesnauskisowi i dobitce Eziukwu było 75-80 i o kolejny czas poprosił Turów. Po tym time-out’cie chaotycznie i nerwowo za trzy próbowali swoich sił zgorzelczanie, ale po kilku pudłach stało się jasne, że sensacyjne zwycięstwo odniosą goście ze Słupska wynikiem 76-81.
Najlepszym zawodnikiem gospodarzy był w tym spotkaniu Mardy Collins – autor 17 punktów. W ekipie przyjezdnych bez większego zaskoczenia najlepiej zaprezentował się rozgrywający i niekwestionowany lider zespołu Jerel Blassingame – zdobywca 17 punktów i 9 asyst.
PGE Turów: Collins 17, Kulig 11, Moldoveanu 11, Chyliński 10, Natiażko 10, Jaramaz 7, Czyż 4, Taylor 4, Dylewicz 2.
Energa Czarni: Blassingame 17, Mokros 15, Eziukwu 10, Shiloh 9, Cesnauskis 9, Nowakowski 8, Pasalić 7, Borowski 6, Seweryn 0.