Według wstępnych wyników wyborów late poll Andrzej Duda pokonał Bronisława Komorowskiego stosunkiem głosów 52% do 48% w II turze wyborów prezydenckich i tym samym 6 sierpnia to kandydat PiS złoży przysięgę prezydencką przed Zgromadzeniem Narodowym. Oficjalne dane mają być przedstawione przez PKW w okolicach północy.
Dla mnie jako 21-latka były to dopiero 3 wybory, w których mogłem osobiście decydować komu chciałbym powierzyć sprawowanie władzy w moim imieniu. Mimo że czynne prawo wyborcze posiadam krótko to polską scenę polityczną uważnie śledzę dużo dłużej, a jednak te wybory były dla mnie szczególne – szczególne pod wieloma względami.
Przede wszystkim, zaczynając od samego początku tego wyścigu po najbardziej prestiżowy fotel w kraju – samo grono kandydatów było już ostrzeżeniem dla politycznego establishmentu, że powoli zmierza ku końcowi układ wypracowany przy okrągłym stole. Układ, który od roku 1989 trwa aż do dzisiaj i trwał jeszcze będzie, choć widać już zalążek jego końca. Pośród kandydatów w pierwszej turze prócz reprezentantów polskiego politycznego betonu Bronisława Komorowskiego, Andrzeja Dudy, Janusza Palikota czy nawet Magdaleny Ogórek, którą siłą rzeczy przez sponsoring jej kampanii przez SLD trzeba do tej grupy zaliczyć była też grupa nazywana popularnie jako antysystemowa z Januszem Korwinem-Mikke i Pawłem Kukizem na czele, ale również z Marianem Kowalskim czy Grzegorzem Braunem. Tak dużej grupy ludzi otwarcie mówiących, że chcą zostać prezydentem aby zmienić/obalic/zniszczyć (niepotrzebne skreślić) aktualny ład państwowy jeszcze w wyborach prezydenckich nie było. Nie chodzi już nawet o to, że ta grupa była liczna, ale o to, że Kukiz i Korwin potrafili w końcu dotrzeć ze swoimi antysystemowymi postulatami do opinii publicznej, do telewizji, radia, prasy i internetu, gdzie zdecydowanie królowali ad innymi kandydatami.
Długa i… no właśnie – nudna kampania przed pierwszą turą sprawiała wrażenie, że tak naprawdę nikogo te wybory nie interesują, Komorowski wygra w cuglach bez dogrywki, a Duda został przez Kaczyńskiego wystawiony jak pion w szachach – na pierwszą linię ognia tylko po to, żeby polec i uratować figury, a antysystemowcy może i uciułają kilka a nawet kilkanaście procent, ale nie będą zagrożeniem dla postkomunistycznego betonu. Nic bardziej mylnego!
I tura
Zacznijmy od Komorowskiego. Człowiek Platformy, prezydent, który podpisał niezwykle kontrowersyjne ustawy platformerskiego rządu, m.in. o podwyższeniu wieku emerytalnego, o OFE, itp. itd. podszedł do pierwszej tury rażąco lekceważąco. Dało się wyczuć podejście – bo mi się ta druga kadencja należy i już. Rozumiem, że przy godzeniu obowiązków urzędującego prezydenta z obowiązkami kandydata na prezydenta to kampania traci lekko na jakości, ale kampania Komorowskiego była tragiczna przed pierwszym głosowaniem! Komorowskiego w ogóle nie było widać, odizolował się od zwykłych obywateli, w przeciwieństwie do Dudy rzadko w którym mieście można go było zobaczyć na żywo, królowały za to jego puste Bronkobusy. To wszystko, plus sam fakt kojarzenia Komorowskiego z co raz bardziej znienawidzoną przez społeczeństwo Platforma Obywatelską spowodowało, że już w pierwszej turze doszło do niemałej niespodzianki.
Andrzej Duda z kolei najbardziej zyskał w oczach tym, że osobiście pojawił się niemal w każdym zakątku Polski. Ściskał setki tysięcy rąk, a przecież istnieje stara polityczna zasada, że jedna uściśnięta dłoń to 5 głosów więcej. Kandydat PiSu rozmawiał z ludźmi, słuchał ich no i miał przede wszystkim za sobą już na starcie zmotywowany głodem zwycięstwa żelazny elektorat Kaczyńskiego. No właśnie… kolejnym elementem, który w – powiedzmy to szczerze, bardzo dobrej kampanii Dudy – był zdecydowanie pozytywny w skutkach to ukrycie w cieniu Kaczyńskiego i Macierewicza. Dzięki temu wypalająca się niechęć ludzi do PiSu (tak naprawdę tylko do starych gęb takich jak wymienieni przed chwilą) nie mogła być wykorzystana przez Platformę jako narzędzie do gnębienia największej partii opozycyjnej. Tak naprawdę w stronę ludzi odpowiedzialnych za prowadzenie kampanii Dudy należą się głębokie ukłony za kawał dobrej roboty i wypromowanie słabego kandydata (tak, Duda kandydatem był słabym – prezydentem też będzie) na prezydenta RP, kandydata zdecydowanie zbyt grzecznego, mało stanowczego i jak wielu mu zarzuca wcale nie samodzielnego, bo w opinii znacznej części społeczeństwa to Kaczyński stoi tuż za plecami Dudy, co zresztą ukazał nawet jeden z klipów wyborczych Komorowskiego, w którym to twarz Dudy zmienia się w twarz Kaczyńskiego. Na sam koniec napisze o jednym poważnym minusie, który da się zauważyć w Prawie i Sprawiedliwości w ogóle, a nie tylko w osobie jej kandydata. Obietnice Dudy to zwykłe gruszki na wierzbie, jeśli nie będę poprzedzone głębokimi i gruntownymi reformami większej części polskiego prawa, a takich reform nie można przeprowadzić nie mając w Sejmie większości.
Paweł Kukiz, Janusz Korwin-Mikke i inni antysystemowcy, a właściwie tylko Kukiz to największa niespodzianka wyborów. Ponad 20% głosów w pierwszej turze, a na ustach właściwie tylko jeden konkret- JOWy oraz tradycyjne antysystemowe hasła zniszczenia dzisiejszego kształtu polityki. W jego wyniku nie chodzi jednak o postulaty. Chodzi o sposób bycia Kukiza. Przede wszystkim jest to człowiek taki jak my (takie wrażenie sprawił przynajmniej skutecznie w kampanii), nie był nigdy politykiem, nie chodził w garniturach, mówił prosto, ale z sensem i mówił to co chcieli usłyszeć wszyscy znudzeni aktualnym, zabetonowanym kształtem polskiej sceny politycznej. Ostatecznie Kukiz skończył na trzecim miejscu i w drugiej turze się nie znalazł, ale zbudował sobie ogromny kapitał polityczny przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi i być może właśnie w październiku uda mu się tą swoją rewolucję przenieść na wyższy poziom.
II tura
Po turze numer jeden, nudnej jak flaki z olejem, tura druga była niczym szczyt marzeń dla ludzi wszelako związanych z polityką. Już w poniedziałek tuż po niedzielnym głosowaniu obaj kandydaci wyszli na medialne spacery. Dla Dudy nie było to raczej nic nowego, ale dla całkowicie odizolowanego od normalnych ludzi Komorowskiego był to niemały szok, a trudne pytania przypadkowych ludzi wprawiały aktualnego prezydenta w niemałe zakłopotanie i na nic zdawały się nawet podpowiedzi Jowity Kacik – słynnej suflerki prezydenta. W poniedziałek obaj kandydaci zaczęli również mocno zabiegać o głosy wyborców Pawła Kukiza (ostatecznie większość przypadła Dudzie). Druga tura to też czas debat! Duda i Komorowski starli się dwukrotnie. Za pierwszym razem w gmachu telewizji publicznej agresywny Komorowski wręcz zmasakrował za grzecznego, za spokojnego i słabo przygotowanego ogólnie, a na dodatek zacinającego się i świecącego od potu Dudę. W drugiej debacie organizowanej przez stację TVN górą był już nowy prezydent elekt i widać było, ze jego sztab świetnie w 4 dni odrobił lekcje z pierwszej porażki.
Koniec końców po burzliwych 2 tygodniach prawdziwej i docelowej kampanii prezydenckiej w niedzielę Polacy zdecydowali, że wolą dżumę od cholery, czy jak to obszernie relacjonował twitter w wyborczą niedzielę budyń od bigosu. I mimo dużej zmiany nie zmieni się tak naprawdę nic. Za chwilę wybory parlamentarne i to one zadecydują czy Duda jako prezydent będzie prezydentem w prawdziwym tego słowa znaczeniu czy nadal pozostanie zwykłą opozycją polityczną tylko z nieco większym zakresem uprawnień, a wtedy słowo veto można będzie w polskiej polityce słyszeć aż nazbyt często. Do października natomiast ostatnie 2 miesiące prezydentury ma Bronisław Komorowski, a następnie Andrzeja Dudę blokować będzie przed próba forsowania jakichkolwiek reform zasada dyskontynuacji, cieszmy się zatem nadchodzącymi wakacjami i pamiętajmy, że wyniki każdych wyborów to nasza zasługa i nasza wina – wina tych którzy poszli zagłosować i zasługa tych, którzy zostali w domu.