Dziewczyna z pasją, która swoją przygodę z aktorstwem rozpoczęła w popularnym serialu „M jak Miłość”. To właśnie tu, 9 lat temu, rozwijała swój talent, gdy po raz pierwszy wcieliła się w rolę Natalki Mostowiak. Jak osiągnąć sukces i się nie poddać? Pozory mylą? Czy warto walczyć o spełnienie własnych marzeń? Odpowiedź na te pytania znajdziesz właśnie w tym artykule! Z Marcjanną Lelek rozmawiała Dominika Polonis.
Dominika Polonis: Na początek może coś najbardziej aktualnego. “M jak miłość”, nowy sezon nowe emocje. Czego możemy się spodziewać już wkrótce?
Marcjanna Lelek: Wciąż nie nauczyłam się ile można zdradzać, a ile powinnam zachować dla siebie. Na wszelki wypadek nie zdradzę jednak nic. Na pewno nikt nie będzie się nudził. Odcinki, które teraz trafiają do emisji były dla mnie największym wyzwaniem odkąd pracuję w serialu.
D.P.: W ostatnim odcinku przed wakacjami nastąpiła dramatyczna sytuacja w rodzinie Mostowiaków, mam na myśli oczywiście pożar domu w Grabinie. Mogłabyś zdradzić jak sobie poradzicie? Będzie się to wiązało z wieloma wyrzeczeniami czy może z korzystną dla Was wszystkich zmianą?
M.L.: Nie mogłabym! Oglądajcie.
D.P.: A co z serialowa Natalką Mostowiak? Poradzi sobie ona z wychowaniem dziecka? Jakie będą jej dalsze losy?
M.L.: Na pewno czekają ją wielkie zmiany w życiu, ale to twarda dziewczyna i bardzo wydoroślała w nowej sytuacji. Poradzi sobie.
D.P.: Co byś zrobiła, gdyby taka sytuacja spotkała Cie w normalnym życiu?
M.L.: Nie mam pojęcia. Strasznie trudno przewidzieć, jakie emocje przyszłyby do nas w różnych sytuacjach. Kiedy zaczynałam ten wątek, ciąży mojej bohaterki, myślałam sobie „Co za problem. Dziecko to dziecko, ja bym się ucieszyła, czym oni się przejmują.”. Teraz wiem, bo musiałam to przemyśleć razem z moją bohaterką, troszkę więcej na temat odpowiedzialności , z którą wiąże się wychowanie dziecka i nie potrafię sobie siebie w takiej roli jeszcze wyobrazić. Myślę, że poradziłabym sobie i koniec końców byłabym dobrą i szczęśliwą mamą, ale z początku byłabym przerażona.
D.P.: W waszym serialowym życiu pojawił się ostatnio Franek. Ula w tej relacji występuje jako kokieterka, ale jednak chłopak czuje się lepiej przy Natalce. Domyślasz się jak reżyser dalej pokieruje Waszymi losami? Myślisz, że znajomość z Frankiem stworzy nową miłość, której Natalka lub Ula będzie musiała stawić czoło?
M.L.: I tu znów nie mogę zdradzić nic, ale na pewno to, co przygotowali scenarzyści nikogo nie rozczaruje.
D.P.: Zawsze zastanawia mnie, czy taką serialową rodzinę można traktować troszkę jako „rodzinę zastępczą”. Spędzacie ze sobą bardzo dużo czasu na planie, pokonujecie razem trudności podczas kręcenia coraz to nowszych odcinków, tworzycie doskonały model rodziny, który w realnym życiu chciałoby mieć wiele osób. Jak mogłabyś to podsumować?
M.L.: Ekipa serialu jest ze sobą bardzo zżyta, w końcu na planie spędza się mnóstwo czasu. Ludzie zaprzyjaźniają się ze sobą bardziej lub mniej, często udaje się przenieść relacje poza plan, to działa jak w każdej innej pracy. Na pewno nie jesteśmy rodziną, telewizja kłamie.
D.P.: Z Iga Krefft przyjaźnisz się również i poza serialem? znacie się od dziecka, na co dzień również traktujecie się jak siostry?
M.L.: Tak, nasza relacja jest zupełnie siostrzana. Przyjaźnimy się od dziewięciu lat i przez ten czas zdarzały nam się i takie okresy, w których widywałyśmy się codziennie i takie, w których nie odzywałyśmy się do siebie przez kilka miesięcy, ale to już jest właśnie taka relacja, której nie da się zerwać. Tak naprawdę zawsze możemy na siebie liczyć i chyba nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, lecimy do siebie z każdym problemem i jestem pewna, że tak będzie już do końca życia.
D.P.: A co z reszta rodziny Mostowiaków? Spędzacie ze sobą trochę czasu również poza planem?
M.L.: Niektórzy pewnie tak, ale pewnie niewiele. Na pewno nie jest to rodzina.
D.P.: Miałaś może propozycje pracy w reklamie lub w filmie?
M.L.: Grałam w jednej reklamie, kiedy miałam siedem lat. Potem nie i też nie próbowałam się nigdzie wkręcić, chciałam najpierw rozwinąć jakąś technikę aktorską, a dopiero potem to pokazywać, czasem chodziłam na jakieś castingi, ale póki co grałam tylko w „M jak miłość” nie licząc różnych amatorskich doświadczeń teatralnych. Może teraz spróbuję się bardziej zaangażować. Problem w tym, że wciąż nie jestem pewna czym chciałabym się zająć.
D.P.: Chciałabyś w przyszłości pokazać się swoim fanom/ widzom i spróbować swoich sił w jakimś talent show? Mam tutaj na myśli na przykład “Celebrity Splash”.
M.L.: Sama nie wiem. Kręci mnie to, ile można się podczas tego nauczyć, to musi być super doświadczenie, takie treningi akrobatyczne, taneczne, nowe doświadczenia. Równocześnie zupełnie nie potrafię się odnaleźć w miejscu, w którym chodzi o pokazanie się, o promocję własnej osoby. Gdyby to były tylko zawody, bez robienia z siebie gwiazdy, to jasne, pchałabym się tam. Jednak mam do tego typu programów wielki dystans.
D.P.: Co jest Twoim największym marzeniem, które chciałabyś zrealizować w najbliższych latach?
M.L.: Chciałabym zwiedzać świat. A to rozbija się na wiele różnych marzeń. Takim dużym, a równocześnie osiągalnym w ciągu kilku najbliższych lat, jest podróż do Boliwii na pustynię solną Uyuni. To ogromna pustynia soli, kiedy popada tam deszcz utrzymuje się na niej mała warstewka wody i pustynia staje się ogromnym, ciągnącym się po horyzont niebem. To musi być niesamowite. Chciałabym też odwiedzić kilka innych krajów. W ciągu najbliższych kilku miesięcy zamierzam spełnić jedno ze swoich marzeń jeszcze z dzieciństwa i robię kurs nurkowania.
D.P.: Masz plany, ambicje, wiele sukcesów, ale przede wszystkim wspaniała pasje. Co mogłabyś powiedzieć osobom, które wątpią w swoje możliwości?
M.L.: Żeby się nie bały i broń Boże, nie zniechęcały, ale pracowały na swój sukces. Jeśli czegoś się pragnie naprawdę mocno, to wszystko jest do zrobienia, trzeba tylko uwierzyć, że można i włożyć w to trochę pracy. Mam na to dwa przykłady z własnego życia. Marzyłam o tym, żeby dostać się do szkoły teatralnej, ale nie włożyłam w to tyle pracy ile mogłam, skupiłam się na myśleniu o tym, zamiast na ćwiczeniu i przygotowaniach do egzaminu. I się nie udało, a było to w zasięgu moich możliwości. Oduczyło mnie to lenistwa. A wiary w to, że się da nauczyłam się podróżując. Niedawno wróciłam z Portugalii, po której podróżowałam z moimi dwiema przyjaciółkami przez trzy tygodnie. Nie planowałyśmy nic, po prostu przyleciałyśmy tam i zdałyśmy się na los, na spotkanych ludzi i im bardziej pozwalałyśmy się ponieść przygodom tym bardziej byłyśmy zachwycone tym, co nas spotykało. Tu ktoś zabrał nas autostopem, tu podpowiedział odwiedzenie innego miasta niż chciałyśmy i dzięki temu odkryłyśmy wspaniałe miejsca, tu zeszłyśmy ze szlaku i trafiłyśmy na najpiękniejszą plażę na samym końcu świata, a pewien człowiek pozwolił nam spać na swojej łódce, po prostu. My po prostu nie bałyśmy się zdać na los i patrzeć co nas spotka. Więc jedno to nie bać się i wierzyć w to, co przyniesie los, nie bać się iść za tym, drugie, włożyć wszystkie siły w realizację swojego marzenia.
D.P.: Czego możemy Ci życzyć?
M.L.: Przygód! Żeby życie jeszcze wiele razy mnie zaskoczyło i żebym nigdy nie mogła narzekać na nudę. I zobaczyła cały świat.
http://archiwum.mjakmilosc.tvp.pl/146537/odcinek-1152.html
fot. MjM.