Ekstraklasa – gdy wymawiasz tą nazwę w głowie masz nic innego jak zniszczone murawy, drewno które lata niczym krzesła w westernie, czy też prezesów o takiej inteligencji i zmyśle biznesu, że niekiedy Eurobiznes byłby dla nich karkołomnym wyzwaniem. Czy jednak tak naprawdę te właśnie wady nie są tym co nas w tej ekstraklasie pociąga?
Spójrzmy na to realistycznie. Jeśli ktoś chce oglądać futbol na najwyższym poziomie nie musi chodzić na stadion. Włączy pierwszy lepszy kanał sportowy i znajdzie się czy to w Barcelonie, czy to w Madrycie, czy to w Niecieczy Monachium. Może pooglądać wyczyny Lewandowskiego, Messiego czy Ronaldo. Mimo wszystko jednak te ligi budzą na forach internetowych mniejszą fascynację niż nasza rodzima liga. Ktoś powie „Skąd ten wniosek – po***ło Cię?”. Wystarczy spojrzeć na komentarze czy to na stronie jakiejś gazety czy telewizji a już zwłaszcza widać to na portalach internetowych. Kiedy mamy mecze ligi hiszpańskiej czy angielskiej to mamy powtarzające się slogany – onanizm na punkcie tego kto jest lepszym piłkarzem Messi czy Ronaldo, teksty o słabym/boskim Lewym oraz kpina z Manchester United (która swoją drogą jest czymś w rodzaju kopania leżącego). Świadczy o tym także liczba komentarzy czy też poziom jadu jaki się z nich wylewa. Ekstraklasa jednak? Tam poziom jadu mógłby powalić stado słoni, ludzi i zostało by na jeszcze inne zwierzę. Niczym iskra, która ma odpalić ładunek pojawia się tag „Legia” , „Lech” czy „Wisła”. Nie ważne czy chodzi o mecz, prezesa czy o przepisy. Zawsze się znajdzie powód do rozpierduchy.
Nie staram się tu umoralniać, bo przecież to nie jest kazanie z ambony. Właśnie – O ironio! – to chwalę! Dlaczego? Nie by mieć powód do spazmatycznego rechotu z jakichś tekstów czy parodii. To właśnie jest ten smaczek, to co lubimy. Co bowiem nas bardziej elektryzuje – to czy spudłuje Ronaldo czy Brożek? A co nas bardziej bawi? To, że anemiczny strzał puści Navas czy to, że znowu zobaczyliśmy typowego „pawełka?”. Prawda jest taka – i to mówię do Was warszawiacy, poznaniacy, krakowianie czy nieczeczanie (?). Bez siebie nie potraficie żyć. Czym by bowiem była liga bez Legii, Lecha czy Wisły? Stwierdzenie o żydowskim pochodzeniu „pewnego klubu” nie byłoby tak kąśliwe i nie miałoby takiej satysfakcji dla niektórych porównywalnej z orgazmem. Oczywiście, że są też czarne owce typu „paprykarz” jednak to jest jak z Urzędem Skarbowym, który puka do Twoich drzwi bo program z gazetek źle coś policzył – tego się nie przewidzi.
Jednak mimo tych wszystkich wad, tej wsi i miernoty, mimo tego, że w Europie jesteśmy jak typowy gimnazjalista przed klubem (czyli albo go nie wpuszczają, albo dostaje w*****l na wejściu) to mimo wszystko ta liga ma swój klimat. Ma swoich bohaterów, ma swoje nazewnictwo, jest kanwą dla memów, tekstów, czy stron. Jeśli Ekstraklasa byłaby rodzajem muzyki to byłaby jak disco polo – przaśne, wstydliwe wręcz wiejskie – ale każdy zna i chętnie słucha.
Bo Ekstraklasa jest jak ta dobra żona. Czasem narzekasz, czasem nie możesz wręcz patrzeć, czasem doprowadza Cię do furii – jednak ostatecznie wracasz, bo i sentyment i nostalgia nad tym górują..
..i czy jakakolwiek liga mogłaby się pochwalić podobnym szaleństwem jakie by wybuchło gdyby któraś drużyna z Polski awansowała do Ligi Mistrzów?
Ekstraklasa – gdy wymawiasz tą nazwę w głowie masz nic innego jak zniszczone murawy, drewno które lata niczym krzesła w westernie, czy też prezesów o takiej inteligencji i zmyśle biznesu, że niekiedy Eurobiznes byłby dla nich karkołomnym wyzwaniem. Czy jednak tak naprawdę te właśnie wady nie są tym co nas w tej ekstraklasie pociąga?
Spójrzmy na to realistycznie. Jeśli ktoś chce oglądać futbol na najwyższym poziomie nie musi chodzić na stadion. Włączy pierwszy lepszy kanał sportowy i znajdzie się czy to w Barcelonie, czy to w Madrycie, czy to w Niecieczy Monachium. Może pooglądać wyczyny Lewandowskiego, Messiego czy Ronaldo. Mimo wszystko jednak te ligi budzą na forach internetowych mniejszą fascynację niż nasza rodzima liga. Ktoś powie „Skąd ten wniosek – po***ło Cię?”. Wystarczy spojrzeć na komentarze czy to na stronie jakiejś gazety czy telewizji a już zwłaszcza widać to na portalach internetowych. Kiedy mamy mecze ligi hiszpańskiej czy angielskiej to mamy powtarzające się slogany – onanizm na punkcie tego kto jest lepszym piłkarzem Messi czy Ronaldo, teksty o słabym/boskim Lewym oraz kpina z Manchester United (która swoją drogą jest czymś w rodzaju kopania leżącego). Świadczy o tym także liczba komentarzy czy też poziom jadu jaki się z nich wylewa. Ekstraklasa jednak? Tam poziom jadu mógłby powalić stado słoni, ludzi i zostało by na jeszcze inne zwierzę. Niczym iskra, która ma odpalić ładunek pojawia się tag „Legia” , „Lech” czy „Wisła”. Nie ważne czy chodzi o mecz, prezesa czy o przepisy. Zawsze się znajdzie powód do rozpierduchy.
Nie staram się tu umoralniać, bo przecież to nie jest kazanie z ambony. Właśnie – O ironio! – to chwalę! Dlaczego? Nie by mieć powód do spazmatycznego rechotu z jakichś tekstów czy parodii. To właśnie jest ten smaczek, to co lubimy. Co bowiem nas bardziej elektryzuje – to czy spudłuje Ronaldo czy Brożek? A co nas bardziej bawi? To, że anemiczny strzał puści Navas czy to, że znowu zobaczyliśmy typowego „pawełka?”. Prawda jest taka – i to mówię do Was warszawiacy, poznaniacy, krakowianie czy nieczeczanie (?). Bez siebie nie potraficie żyć. Czym by bowiem była liga bez Legii, Lecha czy Wisły? Stwierdzenie o żydowskim pochodzeniu „pewnego klubu” nie byłoby tak kąśliwe i nie miałoby takiej satysfakcji dla niektórych porównywalnej z orgazmem. Oczywiście, że są też czarne owce typu „paprykarz” jednak to jest jak z Urzędem Skarbowym, który puka do Twoich drzwi bo program z gazetek źle coś policzył – tego się nie przewidzi.
Jednak mimo tych wszystkich wad, tej wsi i miernoty, mimo tego, że w Europie jesteśmy jak typowy gimnazjalista przed klubem (czyli albo go nie wpuszczają, albo dostaje w*****l na wejściu) to mimo wszystko ta liga ma swój klimat. Ma swoich bohaterów, ma swoje nazewnictwo, jest kanwą dla memów, tekstów, czy stron. Jeśli Ekstraklasa byłaby rodzajem muzyki to byłaby jak disco polo – przaśne, wstydliwe wręcz wiejskie – ale każdy zna i chętnie słucha.
Bo Ekstraklasa jest jak ta dobra żona. Czasem narzekasz, czasem nie możesz wręcz patrzeć, czasem doprowadza Cię do furii – jednak ostatecznie wracasz, bo i sentyment i nostalgia nad tym górują..
..i czy jakakolwiek liga mogłaby się pochwalić podobnym szaleństwem jakie by wybuchło gdyby któraś drużyna z Polski awansowała do Ligi Mistrzów?