Pomyślcie tylko: kawiarnia z kotami. Miejsce, gdzie można przyjść aby napić się kawy, zjeść jakieś ciasteczko a do tego pozachwycać się mruczącymi stworkami. Czy to nie piękne?
Pomimo dnia roboczego, ludzi jest mnóstwo. Wszystkie stoliki zajęte, a co chwila w drzwiach staje ktoś nowy. Pan w kocich uszkach ledwie nadąża z przydzielaniem stolików i roznoszeniem napojów nie potykając się przy tym o kocie zabawki. Autentycznie go za to podziwiam!
Wchodzimy z koleżanką i zgodnie z poleceniem wieszamy kurtki na wieszaku po czym dokładnie dezynfekujemy ręce. Zapoznajemy się z regulaminem i obiecujemy, że będziemy go przestrzegać. Kotków nie wolno budzić, brać na ręce, dokarmiać ani pozwalać im na wkładanie łebków do filiżanek. Potem zostajemy zaprowadzone do stolika, jednak zamówienie składamy dopiero po kwadransie. W końcu nikt nie przyszedł tutaj tylko na kawę.
W Mrau Cafe jest jedenastu kocich mieszkańców. Każdy z nich pochodzi z lubelskiego schroniska oraz posiada aktualne szczepienia oraz jest odrobaczony. Trudno jest wskazać ulubionego – wszystkie są tak samo urocze, ale jednocześnie każdy z nich jest na swój sposób inny. Najbardziej chyba pokochałam Zosię i Zuzię – dwie czarne jak węgiel małe koteczki, które uwielbiają się bawić.
Jeżeli ktoś boi się, że zwierzęta nie mają dobrych warunków, to powinien przestać się martwić. Koty cały czas mają dostęp do świeżej wody oraz specjalnego pokoju w którym mogą coś zjeść i odpocząć od ludzi. Ale szczerze mówiąc, nie są w nim zbyt często. Wolą przebywać z ludźmi i biegać za kawałkiem sznurka i włochatymi myszkami.
Widać, że są szczęśliwe i to chyba najlepsze, co można powiedzieć o tym miejscu.