Rywalizacja okrzyknięta szlagierem ćwierćfinałowych zmagań Champions League rozgrzała niemiecką publiczność do czerwoności. W pierwszym akcie bitwy o bilet na majowe Final Four w Kolonii Vive Tauron Kielce zremisowało na wyjeździe z Flensburgiem Handewitt 28:28.
Obie ekipy nie mierzyły się nigdy przedtem. Pierwsze starcie miało odbyć się więc od razu o wielką stawkę. Faworyt? Wszyscy zgodnie twierdzili – 50/50. Na korzyść kielczan przemawiał kalendarz: podczas gdy Vive przez cały tydzień odpoczywało po dwóch spokojnych i niezbyt wymagających starciach z Kwidzynem, Flensburg w lidze wylewał siódme poty. W środę Wikingowie niemal pozbawili się szans na mistrzostwo Niemiec, tylko remisując z Magdeburgiem. Ci to dopiero mają napięty grafik! Rewanż z Vive pojutrze, nietypowo, bo w środku tygodnia, tylko dlatego, że w weekend Flensburg zagra w Final Four Pucharu Niemiec. Nikt w drużynie Ljubomira Vranjesa na zmęczenie jednak nie zamierzał narzekać. Zwłaszcza, że Wikingowie walczyli w sobotę o piękny jubileusz – setne domowe zwycięstwo w ramach rozgrywek Ligi Mistrzów.
Zaczęło się źle, od 2:0 dla Flensburga. Co gorsza, niemal natychmiast rozszalał się Rasmus Lauge. Aż cztery z pięciu pierwszych bramek Wikingów zdobył właśnie młody Duńczyk. Ostatecznie zakończył mecz z fantastycznym bilansem 7/8. Vive starało się zaskoczyć obroną. Kielczanie całe spotkanie spędzili w ustawieniu 5-1 z rewelacyjnie spisującym się na “jedynce” Mateuszem Jachlewskim. W defensywie pochwały należą się także Piotrowi Chrapkowskiemu. Był on pewnym punktem obrony, zaliczył przechwyt, a co najważniejsze zanotował 5 istotnych bloków. Niemcy natomiast, jak to Niemcy, stali płasko – konwencjonalne acz agresywne 6-0 w iście flensburgowym stylu – rzec by można, tradycja. Z wysokiego „C” spotkanie zaczęli bramkarze – zarówno Sławomir Szmal, jak i Mattias Anderson po niespełna kwadransie mogli pochwalić się blisko 40% skutecznością. Każde trafienie mistrzów Polski okupione było morderczym wysiłkiem, to gospodarze w pierwszych minutach wyglądali na świeższych – zyskali przewagę po kilku błyskawicznych kontrach. Vive zaś na pierwsze prowadzenie czekało aż do 12 min. (5:4).
Na atak obie drużyny również miały z goła odmienny pomyślunek. Flensburg po swojemu szarpał, zmieniał rytm. Gdy tylko była okazja, Niemcy wyprowadzali kontrataki ataki w pierwsze, drugie, a nawet trzecie tempo. To przecież ich znak rozpoznawczy – jak najkrótszą drogą byle do bramki rywala. Vive natomiast grało rozważniej, w swoim tempie. W efekcie, do bólu konsekwentnie, nie dając się wplątać w pułapkę zastawioną przez Ljubomira Vranjesa. Był to pierwszy sukces żółto-biało-niebieskich. Takowym okazała się też cała pierwsza połowa, bowiem mistrzowie Polski do szatni schodzili z minimalną zaliczką (14:13). Kielczanie imponowali przede wszystkim skutecznością w ataku (70% Vive do 48 Flensburga).
Przerwa wywróciła mecz do góry nogami. Szybkie dwie bramki zdobyli gospodarze, którzy wnet odzyskali prowadzenie, a kielczanie poczuli, że mecz wymyka im się z rąk. Gra mistrzów Polski uległa drastycznemu pogorszeniu. W obronie fatalnie spisywali się Krzysztof Lijewski oraz Mateusz Kus. Rasmus Lauge ośmieszał obu defensorów. Znamienna okaże się scena, gdy zdenerwowany indolencją swoich kolegów Ivan Cupić ekspresywnie przekazuje swoje uwagi ww. kolegom. W ataku Vive zapanowała nerwowość, gracze starali się indywidualnie rozwiązywać akcje, na co obrona Flensburga szybko znalazła skuteczną receptę. W obozie gospodarzy zaś szalał jedyny rodowity Niemiec – Holger Glandof. Prawy rozgrywający zdobył aż 11 bramek na 13 prób. Po początkowym impasie odblokowali się także „niemieccy” skrzydłowi – najskuteczniejszy z nich, Lasse Svan, zdobył sześć trafień. Z 18:19 dla kielczan w przeciągu chwili zrobiło się 22:19 dla gospodarzy. Była 42. minuta, Flensburg po raz pierwszy wyszedł na trzybramkowe prowadzenie.
Już dziesięć minut później był remis, 24:24. Na wyjście z kryzysu kielczanom pozwoliły trzy osoby: Marin Sego, Vaidas Mazeika oraz Mindaugas Gastelis. Chorwat na kwadrans przed końcem spotkania zastąpił coraz słabiej spisującego się Sławomira Szmala (ok. 25%) i do ostatniej syreny utrzymał 50-procentową skuteczność! Litwini pozwalali zaś mistrzom Polski na długie konstruowanie akcji ofensywnych, czasem niemal w nieskończoność. Rozjemcy nie ulegli presji trybun, które z minuty na minutę reagowały coraz bardziej żywiołowo i poprawnie poprowadzili mecz. Nie obyło się bez małych błędów, lecz w najmniejszym stopniu nie wypaczyli oni wyniku spotkania. Na uwagę zasługuje także podyktowana liczba karnych na korzyść Vive (aż 6 przy tylko 2 dla Flensbirga). Wszystkie zamienione zostały na bramki.
Remisowy wynik utrzymywał się do ostatnich sekund. W samej końcówce szansę na przechylenie szali na swoją stronę miały obydwie drużyny. Najpierw akcję rozrysował Ljubomir Vranjes, a następnie o pierwszy(!) w meczu czas, na sekundy przed końcem, poprosił trener Dujszebajew. Gospodarze się pogubili, kielczanom natomiast czasu już nie starczyło. Status quo został utrzymany – spotkanie zakończyło się remisem po 28.
Cieszy ogólnie wysoka skuteczność Vive w ofensywie (68%), martwi zaś duża liczba strat (10) oraz stosunek kontr (6-2 na korzyść Flensburga). Mistrzowie Polski znów pozbawili pracy Julena Aginagalde (1 bramka, 1 wywalczony karny). Najskuteczniejsi okazali się prawoskrzydłowi – zarówno Cupić (5 bramek), jak i Reichmann (4) zanotowali stuprocentową skuteczność.
Remis wywalczony we FlensArenie daje duże nadzieje przed środowym rewanżem w Kielcach. Zwłaszcza, że Hali Legionów nie zdobyto od ponad roku. Żółto-biało-niebiescy są o krok od drugiego z rzędu, a trzeciego w historii awansu na turniej finałowy w Kolonii.
SG Flensburg-Handewitt – Vive Tauron Kielce 28:28 (13:14)
Flensburg: Andersson, Moller – Karlsson, Eggert 2/2, Glandorf 11, Mogensen 1, Svan 6, Wanne, Djordjić, Jakobsson, Toft Hansen, Gottfridsson, Lauge 7, Mahe 1, Radivojević, Kozina.
Kary: 2 min.
Karne: 2/2
Vive: Szmal, Sego – Jurecki 4, Reichmann 4/2, Chrapkowski, Kus, Aguinagalde 1, Bielecki 3/2, Jachlewski 1, Strlek 3, Lijewski 4, Buntić 1, Paczkowski, Zorman 2, Cupić 5/2.
Kary: 10 min.
Karne: 6/6