W końcu doczekaliśmy się pięknego słonecznego maja. Jednak to słońce uderza niektórym nieco mocniej do głowy. Idealnym przykładem jest Bernard Tomic, który jak na niego przystało – szokuje, zwłaszcza decyzją, którą podjął w tym tygodniu. Czyżby tzw. foch na australijską misję olimpijską? Kto wie. Za dużo słońca zaaplikowała sobie chyba również Serena Williams, której podjadanie psiego jedzenia skończyło się na muszli klozetowej. Nieco więcej szczęścia ma Na Li, która dowiedziała się, że po raz drugi zostanie mamą.
Australijski foch
Z czym w ostatnich latach kojarzy się australijski, męski tenis? Z sukcesami Hewitta? Już nie. Teraz głównym skojarzeniem dotyczącym Australijczyków jest postawa dwóch aroganckich gwiazd. Pierwszy z nich to antybohater zeszłego sezonu, czyli Nick Kyrgios, który miał zdecydowanie za długi język na korcie, za co słono zapłacił i nabrał nieco pokory. W ostatnim czasie do gry postanowił wrócić inny młody i zbuntowany, czyli Bernard Tomic. Australijczyk o zawiłym życiorysie przegrał w pierwszej rundzie turnieju w Madrycie z Fabio Fogninim, ale nie o samą porażkę chodzi, lecz o sytuację, w jakiej pojedynek się zakończył. Włoch miał przed sobą decydujący serwis, a Tomic zamiast bronić swojego bytu w turnieju, postanowił odwrotnie złapać rakietę. Może miała być to zabawna zagrywka ze strony Bernarda, ale skończyło się jako manifestacja jego beznadziejności i w pewnej mierze znieważenie rywala. Sam Tomic po meczu tylko rozgrzał atmosferę, gdyż stwierdził, że ta piłka go nie obchodziła, gdyż ma 23 lata i jest warty dziesięciu milionów dolarów. Szkoda, że na korcie jest warty jedynie pierwszej rundy w Madrycie. W tym tygodniu zaliczył jeszcze gorszy występ w Rzymie, gdzie ”wywalczył” jedynie trzy gemy i szybko pożegnał się z wiecznym miastem. Postawa Australijczyka doczekała się szybkiej reakcji misji olimpijskiej. Ketty Chiller, czyli szefowa olimpijskiej Australii, która stwierdziła, że jego zachowanie jest sprzeczne z wartościami i wbrew temu, co powinni reprezentować australijscy olimpijczycy. Chiller pokusiła się nawet o porównanie Tomica z Kyrgiosem, co można uznać za adekwatne, gdyż delikatnie mówiąc, czasami obu panom ”brakuję piątej klepki”. Na słowa szefowej australijskiej misji olimpijskiej szybko zareagował sam zainteresowany i… zrezygnował z udziału w igrzyskach olimpijskich. Numer 22. męskiego touru zamiast igrzysk woli zagrać w meksykańskim turnieju i tłumaczy się napiętym grafikiem. Brzmi to absurdalnie, ale właśnie taki przecież jest Bernard Tomic.
Nie podjadaj swojemu pieskowi
To, że nie powinno wyjadać się swojemu pieskowi z miski, udowodniła w tym tygodniu Serena Williams, przy okazji rozbawiając cały tenisowy świat. Liderka kobiecego touru zamówiła dla swojego pupilka – terriera łososia z ryżem. Zaczyna się normalnie, bo przecież kto bogatemu zabroni, ale dalsza historia jest już bardziej absurdalna. Potrawa wyglądała tak smakowicie, że Amerykanka postanowiła spróbować dania zaserwowanego dla jej zwierzaka. Przyznała, że najpierw spróbowała jedną łyżkę i smak przypominał jej płyn do mycia podłóg. Primo – skąd Serena wie, jak smakuje płyn do mycia podłóg? Secundo – dlaczego jadła dalej? Na te pytania może nam odpowiedzieć jedynie sama zainteresowana, która niczym rozpędzone Pendolino z piskiem zatrzymała się na stacji – muszla klozetowa. Na szczęście liderka w porę ogarnęła swój układ trawienny i mogła kontynuować turniej. Jaki z tego morał? Nie podjadajcie swoim pieskom, no chyba że chcecie mieć bliskie spotkanie z tronem, bynajmniej nie takim, jaki ma Królowa Elżbieta.
Kolejny ”życiowy szlem” Na Li
Decyzja o odwieszeniu rakiety na kołek przez Na Li wzbudziła wielkie zaskoczenie w tenisowym świecie. Jedna z najlepszych zawodniczek kobiecego touru skończyła karierę dość szybko i zdecydowanie miała potencjał na jeszcze więcej. Jednak życie prywatne dwukrotnej mistrzyni wielkoszlemowej ma się równie dobrze, co jej kariera. Przed rokiem na świat przyszło jej pierwsze dziecko, a teraz Na Li poinformowała, że spodziewa się drugiego szkraba. Chinka zdecydowanie nie może narzekać, na to, że zatrzymały ją problemy z kolanem, gdyż teraz będzie mogła spełniać się jako matka, a przecież jest to równie wyczerpujące jak sport wyczynowy. Już za dziewięć miesięcy Na Li będzie miała tyle dzieci, ile tytułów wielkoszlemowych, ale kto wie – może ”trofeów” życiowych będzie więcej. Tego oczywiście życzymy sympatycznej Chince.